Na meksykańskich wsiach i w małych miasteczkach uzdrawiacze zwani curanderos mają więcej klientów niż lekarze. Szukają u nich ratunku nie tylko Indianie, ale też biali, u których medycyna klasyczna okazała się bezsilna.
Curanderos leczą najróżniejszymi technikami, od ziół i masażu poprzez terapię kamieniami szlachetnymi, aż po praktyki szamańskie. Podobnie jak dla uzdrawiaczy z innych zakątków świata, ważne są dla nich przyczyny, a nie objawy choroby. Wierzą w związki ludzi z przyrodą i całym kosmosem, sądzą, że chorobę mogą zesłać bóstwa i duchy, natura albo drugi człowiek. Kto żyje niezgodnie z wolą bóstw, wbrew rytmom przyrody, poniesie za to karę i rozchoruje się.
Zanim uzdrawiacz postawi diagnozę i zajmie się leczeniem, wprowadza się w trans. Zażywa ziółko lub grzybka halucynogennego, medytuje, tańczy przy akompaniamencie szamańskich bębnów i grzechotek. Nawiązując kontakt z bóstwem, pan curandero lub pani curandera dowiadują się o przyczynach choroby i skutecznej terapii. W rytuałach wierzenia indiańskie mieszają się z katolicyzmem. Dlatego uzdrawiacze raz przywołują bóstwa, a kiedy indziej Jezusa lub Maryję. Gdy okaże się, że chorobę sprowadziła zła energia duchowa, lekarstwem są talizmany i amulety.
Złe oko
Meksykanie bardzo boją się mal de ojo, czyli złego oka. Podatne na rzucanie złego uroku są szczególnie małe dzieci. Wtedy płaczą bez powodu, są niespokojne, a nawet gorączkują i mają sensacje żołądkowe. Uzdrawiacz najpierw pociera ciało pacjenta jajkiem. Jeśli żółtko ścina się, to dowód działania mal de ojo. Wtedy przystępuje do oczyszczania białą i czerwoną różą i drugim jajkiem. Ono zdradzi, kto rzucił urok.
Jeśli białko wlane do talerza z wodą rozciąga się, to sprawka mężczyzny. Gdy zrobiła to kobieta, z żółtka utworzą się dwie plamki przypominające oczy. Uzdrawiacz kładzie na ciele dziecka używaną chusteczkę lub podkoszulek jego ojca, a ziołami i białym chlebem czyni znak krzyża. Przedmioty użyte w rytuale trzeba wyrzucić za siebie do rzeki albo na rozstaju dróg.
Na ratunek utraconej duszy
Curanderos w magiczny sposób chronią ludzi przed utratą duszy. Ten lęk, bardzo popularny w Meksyku, zwie się susto. Ma wręcz fizyczne objawy, jak bezsenność, dreszcze, gorączka i przewlekłe, wyniszczające ciało problemy żołądkowe. Lecząc susto oczyszcza się ciało ofiary lęku w indiańskiej łaźni temazcal, potem stosuje się szamańskie rytuały z wykorzystaniem orlego pióra, grzechotki, ziół i kadzideł. Uzdrawiacz wprowadza się w trans i podróżuje po astralnym świecie. Tylko tam może odnaleźć utraconą duszę i przywrócić ją pacjentowi. Co ciekawe, współcześni lekarze meksykańscy rozpoznają objawy susto i złego oka i sami odsyłają pacjenta do curandero.
Kościół uzdrawiania
W górskiej wiosce Chamula znajduje się kościół św. Jana Chrzciciela. Ostatnie katolickie nabożeństwo odbyło się tam w 1968 roku. Potem pieczę nad kościołem przejęli Indianie Tzotzil i zajęli się uzdrawianiem.
Wejście do kościoła jest płatne. Nie wolno robić zdjęć we wnętrzu, bo zdaniem Indian fotografia odbiera energię pacjentom curanderos.
Za progiem kościoła wkracza się w inny świat. Ciemne wnętrze świątyni rozświetla tysiące świec odbijających się w lustrach. Zwierciadła otaczają wizerunki katolickich świętych i chronią ich przed złymi duchami. Figurki świętych w indiańskich strojach leżą w szklanych gablotach. Podłoga kościoła wyłożona jest miękkim igliwiem, na którym klęczą, siedzą lub leżą Indianie.
Wokół unoszą się gęste opary świętego kadzidła – kopalu. Przed ołtarzami krzątają się curanderos w tunikach z grubej, czarnej wełny. Mamroczą nad pacjentem słowa zaklęć i odmawiają modlitwy. Dotykają chorych żywym kogutem, na którego ma przejść choroba. Dają im do picia ciepła colę, bo gaz usuwa złe energie z organizmu. Co chwilę sprawdzają puls pacjentów, chcą wiedzieć, czy magia skutkuje.
TEZEUSZ
zdjęcia © autora