Może ją stosować każdy. Nie trzeba mieć specjalnych zdolności. Wystarczy wiedzieć, gdzie i jak trzymać dłonie.
Metoda B.S.M. od wielu lat święci triumfy w naszym kraju. A książka Piotra Lewandowskiego, która szczegółowo ją opisuje, rozeszła się w ponad milionie egzemplarzy. Czym jest ta tajemnicza technika, o której słyszeć nie chcą lekarze i naukowcy, a która wielu ludziom przynosi uzdrowienie? To bardzo prosty system przykładania rąk do głowy w odpowiednich miejscach czuciowych mózgu. Każda z pozycji oddziałuje na inne miejsca w ciele i leczy inne schorzenia. Nikt nie jest w stanie dokładnie powiedzieć, co się dzieje w naszym organizmie podczas przykładania dłoni do czaszki. Efektem jest powrót do zdrowia – często w przypadkach, w których medycyna się poddała.
Dawni wtajemniczeni
Już w starożytnym Egipcie kapłani leczyli władców, przykładając im ręce do głowy. Zachowały się rysunki z epoki inkaskiej przedstawiające szamanów z dłońmi ułożonymi na głowie pacjenta w specyficzny sposób. Podobno boską moc uzdrawiania mieli królowie francuscy. Na sztychu z XVI wieku widać, jak Henryk IV dotyka chorych. Dowcip polega na tym, że za „pacjentem” stoi zakonnik trzymający na jego głowie ręce w pozycji… B.S.M! Ludwik XVI w dniu koronacji „przyjął” w ten sposób 2400 chorych. Wszyscy możemy niekiedy intuicyjnie stosować B.S.M. Na okładce książki o tej metodzie. widzimy zdjęcie gwiazdy kina, Sophii Loren – trzyma ona dłonie w klasycznej pozycji leczniczej na głowie małego chłopca z Somalii.
Wiara nie jest konieczna
W Polsce kariera nakładania rąk zaczęła się od przypadku emerytowanego pułkownika WP Eugeniusza Uchnasta. Cierpiał on na dokuczliwe nerwobóle w lewym biodrze. Pewnego razu, kiedy zmęczony zasypiał, przypadkowo położył sobie rękę pod głowę. Obudził się bez bólu. Sięgnął do książek dotyczących pracy mózgu i skontaktował się z zaprzyjaźnionymi lekarzami. Wraz z nimi zaczął rozpowszechniać metodę nazwaną przez niego B.S.M. (Bioemanacyjne Sprzężenie z Mózgiem). O terapii zrobiło się głośno. Wytwórnia Filmów Oświatowych nakręciła film, w którym, krok po kroku, pokazywano zanikający zez u młodej studentki.
Zdumiewające? A jakże! Nie wierzymy w te cuda? Piotr Lewandowski, który współpracował z Uchnastem, a potem rozwinął jego dzieło, twierdzi, że wiara w działanie B.S.M. nie jest konieczna, najistotniejsze jest właściwe, dokładne przyłożenie rąk.
Listy dziękczynne
Ci, którzy to robią, czują się coraz lepiej i wychodzą nawet z najcięższych chorób. Wyleczeni piszą do Lewandowskiego listy z podziękowaniami. Czytając je, aż trudno uwierzyć w tak niezwykłe efekty tej prostej, w gruncie rzeczy, metody. Jeden ze zwolenników B.S.M., wyleczywszy się z ciężkiej choroby serca, napisał, że stawi się wszędzie, gdzie Lewandowski go tylko wezwie, żeby własnym zdrowiem zaświadczyć, że metoda jest skuteczna. Tych ludzi jest coraz więcej.
Metoda działa na przekór przedstawicielom nauki i medycyny, którzy ją odrzucają, nie próbując się nawet nią zainteresować.
– Przyjmę na siebie odium hochsztaplera, jeśli zechcą przeprowadzić najprostszy eksperyment, który udowodni, że nie mam racji – mówi Piotr Lewandowski. – Posadzimy na krzesłach dziesięciu „wysokociśnieniowców” i zmierzymy im ciśnienie krwi. Po półgodzinnym stosowaniu B.S.M. zmierzymy je powtórnie. Zawsze będą zmiany, w większości korzystne. Naocznie też można zobaczyć gojenie się zmian na skórze, np. przy łuszczycy czy po oparzeniu. Nie chodzi o to, żeby „moje było na wierzchu”, lecz o rzecz znacznie większej wagi: jeśli są jakiekolwiek metody leczenia, które pomagają choremu, nikomu nie wolno ich dyskredytować, zanim się ich nie sprawdzi. Jak dotąd nikt nie podjął rękawicy.