Wydawało się, że po śmierci dziadka nic zrozpaczonej babci nie uleczy. Panaceum okazał się mały szarobury kociak.
Dziadek odszedł nagle. Miał rozległy wylew. Dla całej naszej rodziny to był szok, z którego z trudem się otrząsnęliśmy. Tylko babcia nie mogła sobie z tym poradzić. Nic dziwnego, przeżyła z mężem 50 lat i nie miała nawet czasu, by się pożegnać.
Z natury pogodna i pełna energii, niemal z dnia na dzień gasła. Ciągle popłakiwała, przestała się uśmiechać, zaczęła tracić apetyt. W żaden sposób nie umieliśmy podnieść jej na duchu. Niepokoiliśmy się zwłaszcza apatią babci i jej problemami z pamięcią. Tu musiał wkroczyć specjalista.
Recepta na smutek
– To symptomy typowe dla depresji po stracie bliskiej osoby – stwierdziła psychoterapeutka i przedstawiła kilka możliwości wyjścia z sytuacji. Między innymi zachęciła do podarowania babci... kota. Zdziwiłam się.
– Ludzie są przekonani, że koty leczą reumatyzm, kiedyś nawet nakładano na chore miejsca kocie skórki – wyjaśniła lekarka.
– Tyle że jedynie żywy kot ma takie właściwości, a nie samo futerko. Ale niewielu wie, że te zwierzaki mogą także leczyć duszę. Znam przypadki, kiedy kot zastąpił leki na depresję. Na dodatek nie musi być do tego tresowany, jak np. pies w dogoterapii. Nadaje się do tego nawet zwykły dachowiec. No i jest zdecydowanie mniej wymagający w utrzymaniu niż pies.
Promyk nadziei
Dałam się w końcu przekonać. Pojechałam do najbliższego schroniska i wybrałam zadziorną, szaroburą 3-miesięczną koteczkę o imieniu Burka. A potem z duszą na ramieniu, ale i z nadzieją pojechałam do babci. Na widok słodkiego kociaka babcia się rozchmurzyła (w końcu!).
Kiedy jej oznajmiłam, że to jej nowy lokator, zaskoczona zdobyła się nawet na uśmiech. To był pierwszy sygnał, że rada psychoterapeutki ma sens. Wraz z Burką babcia dostała od nas całe kocie wyposażenie, książkę o kotach i instrukcję obsługi.
Burka rządzi!
Efekt? Babcia z tygodnia na tydzień wyraźnie zaczęła się zmieniać, wracać do siebie. Uśmiechać się. Nabrała nowej energii.
Kot wprowadził w jej życie lekkie, pozytywne zamieszanie. Dawał jej bodźce, mobilizował do działania, bo albo coś rozlał, albo coś przewrócił, albo domagał się pieszczot.
Burka zaczęła w domu babci dominować, a staruszce to ewidentnie pasowało. I tak jest do dziś. Lekarka miała rację – kot zabliźnił rany babci, a nam dał nadzieję, że jeszcze może być jak dawniej.
Felinoterapia, czyli kototerapia
To jedna z metod zooterapii, polegająca na kontakcie chorego z kotem. Naukowcy wykazali, że opieka nad zwierzęciem wpływa pozytywnie na stan emocjonalny człowieka, leczy różne zahamowania, pomaga usuwać lęki, ułatwia komunikację z otoczeniem, poprawia zdolność wyrażania uczuć i emocji.
Głaskanie kota nie tylko łagodzi bóle reumatyczne czy obniża ciśnienie krwi, ale także pobudza produkcję endorfiny, czyli hormonu szczęścia. Felinoterapia wykorzystywana jest zarówno w psychoterapii grupowej, jak i indywidualnej. Jest doskonała między innymi dla dzieci z ADHD i autyzmem, a także dla osób z zespołem Downa, zaburzeniami psychicznymi oraz dla ludzi w podeszłym wieku, którzy tracą radość życia i sens istnienia.
Malwina Maj
fot.shutterstock.com