Jarosław Kaczyński, prezes PiS, przedstawiany był długo jako wielce inteligentny i utalentowany strateg, który potrafi ograć i wyprzedzić politycznych konkurentów o co najmniej kilka kroków. Pewnie sam rozpuszczał takie opinie o sobie, bo kiedy wreszcie dorwał się do władzy, przecieraliśmy oczy ze zdumienia.
Dwa lata rządów upłynęło mu głównie na wykańczaniu własnych sojuszników (bo mogliby okazać się lepsi od niego), na bezpardonowym intrygowaniu, rzucaniu pomówień i oszczerstw, obrażaniu tych, którzy nie są za PiS-em oraz tłumaczeniu skołowanym ludziom, gdzie jest Polska, a gdzie stało ZOMO. Najwyraźniej główny punkt politycznej strategii partii Jarosława Kaczyńskiego opiera się na przekonaniu, że „Polacy to ciemny lud, więc i tak wszystko kupi. Zwłaszcza gdy głównym sprzedawcą będzie Ojciec Dyrektor”.
Rezultatem tej wyszukanej filozofii stała się przegrana PiS-u w przedterminowych wyborach parlamentarnych, których zresztą prezes sam się domagał.
Księżyc w lękliwym znaku Ryb
każe żyć w swiecie pełnym podstępnych wrogów.
Ludzi inteligentnych poznaje się między innymi po tym, że potrafią uczyć się na własnych błędach. Jarosław Kaczyński jak dotąd nie wyciągnął żadnych wniosków ze swoich porażek. Zdążył za to obrazić już chyba wszystkich, a ostatnio dostało się nawet internautom, których widzi jako „pijących piwo i oglądających filmiki i pornografię”.
Lista urojeń byłego premiera na pewno się na tym nie kończy. Jego lękliwą i obsesyjną naturę wskazuje wyraźnie Księżyc położony w znaku bojaźliwych Ryb i do tego w dwunastym domu symbolizującym to, co ukryte i destrukcyjne. Taki układ planet pogrąża człowieka w nieustannym lęku przed ukrytymi wrogami i każe atakować - na wszelki wypadek - kogo i co się da. Ukazuje świat bez przyjaciół, zsyła nieustanną podejrzliwość. Dlatego Jarosław Kaczyński obawia się „wilczych i dzikich oczu” Donalda Tuska i podważa sens Traktatu Lizbońskiego, wynegocjowanego przecież przez... niego i brata-prezydenta. W tym momencie już nikt nie wie, o co chodzi z wyjątkiem... gwiazd.
Lech Kaczyński tym różni się od swojego brata bliźniaka, że dodatkowo ma niezwykły dar obrażania się na wszystko i wszystkich. Tylko ojciec Rydzyk może w Pierwszej Damie widzieć czarownicę zasługującą na przymusową eutanazję bez obawy, że obrazi jej męża. Występ Lecha na tle przedwojennej mapy Niemiec, ceremonii ślubnej gejów oraz uścisków Eriki Steinbach i Angeli Merkel okazał się takim samym kiepskim kabaretem, jak strategia polityczna Jarosława, uważającego siebie za „samo dobro”. Nie dziwi więc, że notowania prezydenta i PiS-u lecą na łeb, na szyję. Co przed nimi? Spójrzmy w horoskop.
Jarosław Kaczyński, ur. 18.06.1949 r., Bliźnięta | Lech Kaczyński, ur. 18.06.1949 r. (45 min później niż brat), Bliźnięta |
Uran w koniunkcji z Księżycem wyciąga na wierzch wszystkie obsesyjne lęki.
Gwiazdy mówią, że może być tylko gorzej. W horoskopach braci Kaczyńskich niszczycielski Uran tworzy właśnie koniunkcję do Księżyca, co najprawdopodobniej ani nie przysporzy im poparcia ludzi, ani nie pomoże zyskać choć odrobiny sympatii. Ten układ gwiazd gwarantuje skomplikowane stany emocjonalne i wewnętrzne napięcia psychiczne. Tak się też składa, że w horoskopie Jarosława Księżyc przebywa w dwunastym domu odpowiedzialnym za ukrytych bądź wyimaginowanych wrogów. A Uran to patron rewolucji i przewrotów, więc bardzo chętnie wyciągnie na światło dzienne wszystko, co prezes PiS stara się ukryć, przed czym ucieka i czego się obsesyjnie boi.
Z kolei w horoskopie prezydenta aspektowany obecnie przez Urana Księżyc stoi w domu jedenastym, co poskutkuje tym, że Lech będzie musiał zrewidować swój stosunek do niektórych przyjaźni i ludzi, którym zanadto ufa. Trzeba również podkreślić, że Księżyc symbolizuje także matkę i sprawy rodzinne. A to oznacza drastyczną zmianę również na polu osobistym.
Kwadratura Słońca do Urana
budzi demony i pociąga na samo dno.
Wpływ rebelianckiego Urana tworzącego koniunkcję do Księżyca utrzyma się z przerwami aż do pierwszych tygodni 2009 roku. Później zaś Uran znajdzie się w horoskopach Wielkich Bliźniaków w kwadraturze do Słońca, co może się okazać kroplą przepełniającą czarę. Jeśli dopełni się zapisane w gwiazdach przeznaczenie, świat Kaczyńskich runie wtedy jak domek z kart i nikt nie będzie w stanie powstrzymać tej katastrofy. Jednak spadający na dno skompromitowani bracia mogą jeszcze dokonać gigantycznego spustoszenia w myśl zasady „po nas choćby potop”. Bo tak właśnie manifestuje się niekiedy niszcząca siła Urana.
Anna Rawicz
astrolog: Piotr Piotrowski
Jak z hukiem stracić władzę?
Felix Faure (1895–1899), prezydent Francji, miał zwyczaj zamykania się w służbowym gabinecie z odwiedzającymi go paniami. Pewnego wieczora ochroniarzy zaalarmował przeraźliwy krzyk. Wyłamali drzwi i zobaczyli splecioną w uścisku, nagą parę. Wrzeszcząca wniebogłosy kobieta próbowała się wyrwać z objęć, ale nie mogła, gdyż w trakcie stosunku polityk zmarł. Śledztwo wykazało, że 58-letni Faure nałykał się wcześniej afrodyzjaków i tego dopingu jego organizm nie wytrzymał. Koledzy z partii, a podobno nawet konkurenci z opozycji, oficjalnie okazywali żal, a po kątach szeptali, że zazdroszczą mu tak „słodkiego” odejścia z urzędu i tego świata.
Mniej szczęścia miał jeden z jego następców, Paul Deschanel. Wybrany na najwyższy urząd w państwie w roku 1920 musiał nieustannie robić to, czego się panicznie bał – występować publicznie. Po czterech miesiącach rządzenia, w drodze na kolejne spotkanie, wysiadł wieczorem z pociągu i zniknął. Znaleziono go następnego ranka, gdy ubrany jedynie w piżamę spacerował po torach. Kilka dni później zamiast na posiedzenie rządu poszedł do ogrodu i ukrył się na drzewie. Wobec tak zdumiewających pomysłów na uchylanie się od obowiązków został zmuszony do podpisania dymisji.
Król Hiszpanii Filip III (1578–1621) wymagał od podwładnych rygorystycznego przestrzegania dworskiej etykiety. I zapłacił za to najwyższą cenę. W zimowy wieczór jak zwykle przysunięto mu do fotela mosiężny piec, przy którym lubił się wygrzewać. Tym razem ogień był jednak zbyt silny i monarcha zasłabł z nadmiaru ciepła. Widziały to dziesiątki ludzi, ale zgodnie z królewskim zarządzeniem prawo przysuwania i odsuwania pieca miał jedynie wyznaczony służący. Nikt nie odważył się złamać tego przepisu. Zamiast więc udzielić władcy pomocy, tłum dworzan rozbiegł się po pałacu szukając piecowego. A król w tym czasie usmażył się na śmierć.
Bardziej romantycznie zakończył swą polityczną karierę król Wielkiej Brytanii Edward VIII (1894–1972). Już po koronacji oświadczył, że zamierza się ożenić. Dla poddanych stanowiłoby to powód do wielkiej radości, gdyby nie pewien drobiazg. Otóż wybranką monarchy była dwukrotnie rozwiedziona Amerykanka Wallis Simpson. Dziś rozwody w brytyjskiej rodzinie królewskiej to już codzienność, ale w roku 1936 wyniesienie na tron kobiety mającej w dorobku dwa rozwiązane małżeństwa stanowiłoby skandal nie do zniesienia. Edwardowi postawiono więc ultimatum: albo ślub, albo korona. Wybrał miłość i po niespełna roku panowania abdykował.
Dla jeszcze szczytniejszego celu ustąpił z tronu król Sardynii Karol Emanuel. Po kilku przegranych wojnach doszedł do wniosku, że nie radzi sobie z rządzeniem. Przekazał więc władzę synowi, a sam postanowił poświęcić się Bogu i wstąpił do klasztoru. Zmarł jako pobożny i ubogi mnich.
Najgorszego z możliwych wyborów dokonał natomiast Henryk III Walezy (1551–1589). Wybrany przez polską szlachtę na króla uznał, że Rzeczpospolita to kraj dziki, ciemny i zacofany. Uciekł więc z niej potajemnie, by objąć władzę nad promieniującą wszelkimi cnotami Francją. I został w niej zasztyletowany.
A.M.