Są artyści, dla których najważniejsze jest uznanie ich talentu. I są tacy, którym to nie wystarcza – chcą, by publiczność ich lubiła. I zazwyczaj są to ci, którzy sympatii w łatwy sposób zdobyć nie potrafią, bo po prostu nie do tego są stworzeni. A gdy chcą trafić do ludzkich serc na siłę, pojawia się problem...
Justyna Steczkowska rozpoczynając swój udział w „Tańcu z gwiazdami”, była przekonana, że wygra. Bo przecież nie tylko jest uznaną gwiazdą piosenki, ale także świetnie wygląda i jeszcze lepiej tańczy. I nagle okazało się, że jej umiejętności nie wystarczą, by zdobyć Kryształową Kulę – Justyna przegrała z Anną Guzik w plebiscycie na popularność wsród zwykłych ludzi.
Gdy powszechnie nielubiany stylista Tomasza Jacyków przed finałem rozpływał się nad Steczkowską, a Annę Guzik przyrównał do ociężałej Słowianki, widzowie przed telewizorami poczuli się urażeni, że ktoś ośmiela się w tak niewybredny sposób oceniać ich ulubioną aktorkę. Nie zwracając więc uwagi na zdanie sędziów, zachwyconych pokazem tanecznym Justyny, chwycili za komórki, by „usadzić” zimną gwiazdę. Steczkowska wyznała w późniejszych wywiadach, że zrozumiała wtedy, iż zaniedbała swój „ludzki wymiar” i że teraz zacznie zmieniać swój wizerunek ostrego wampa, ukazując się jako ciepła kobieta – żona i matka. Niemal jako „dziewczyna z sąsiedztwa”.
Czy to się jej kiedykolwiek uda? No cóż, pewnie ma na to takie same szanse jak Doda na uzyskanie statusu wielkiej piosenkarki (nie mylić z byciem gwiazdką!). A wszystko dlatego, że Steczkowska jest stworzona, by być artystką, którą się podziwia, ceni, a nawet uwielbia, ale niekoniecznie zaprasza do rodzinnego stołu. Próba udowodnienia, że jest inaczej, skazana będzie na niepowodzenie. Dlaczego? Spójrzmy, co na ten temat mówią planety.
Horoskop charyzmatycznej artystki
Początki jej ambitnej kariery były olśniewające. Justynę Steczkowską los obdarzył niespotykaną, ponad czterooktawową skalą głosu. Kiedy w 1994 roku w programie „Szansa na sukces” brawurowo wykonała „Boskie Buenos” z repertuaru Maanamu, cała Polska oniemiała z zachwytu. Jej mistrzowska interpretacja piosenki powaliła na kolana nawet najbardziej zagorzałych fanów Kory. Chyba każdy zdawał sobie wtedy sprawę, że właśnie obserwuje narodziny gwiazdy. Kilka miesięcy później Irena Santor apelowała na festiwalu w Opolu: „Nie zgubmy tej perły”.
Swój niekwestionowany talent udowodniła na pierwszej solowej płycie „Dziewczyna szamana”. Wielkim hitem okazała się nie tylko tytułowa piosenka, lecz także wiele innych, w tym odważnie zaśpiewana „Karuzela z Madonnami” Ewy Demarczyk, której wykonanie do dziś zapiera dech w piersiach. Justyna zapowiadała się więc na artystkę, która w naturalny sposób staje się prawdziwą gwiazdą, wcale o to nie zabiegając. Zresztą potwierdza to również jej gwiazdorski horoskop, w którym znajdujemy aż trzy planety – Słońce, Merkurego, Marsa i do tego artystyczną planetoidę Pallas w znaku dumnego i majestatycznego Lwa. Słońce tworzy dodatkowo sekstyl z oryginalnym Uranem, więc jej niebanalną osobowość przenika ogromna charyzma.
Ale obok niewątpliwej charyzmy i talentu artystycznego Justyna Steczkowska ma w sobie coś, co sprawia, że bardzo wielu ludzi się do niej zniechęca. Z jednej strony bowiem kreuje się ona na osobę subtelną, delikatną i wrażliwą, z drugiej zaś jej zabieganie o sławę i popularność świadczy o czymś zgoła przeciwnym: zarozumiałości, tupecie i popadaniu w samozachwyt. W dodatku Justyna w swej dwuznaczności jest tak niekonsekwentna, że ludzie odbierają to jako fałsz, albo po prostu czują, że coś tu nie gra.
Półkrzyż zaciera granicę między sztuką a komercją
Ale kogo Steczkowska chce oszukać? Horoskop Justyny nie wskazuje na osobę lubiącą oszukiwać czy zwodzić. Jednak jest w tym kosmogramie coś, co zwraca szczególną uwagę. Chodzi o Wenus, która przebywa w znaku dwuznacznych Bliźniąt, tworząc złoczynny półkrzyż z nienasyconym Plutonem i lubiącym przepych Jowiszem. Taki układ planet sprawia, że Steczkowska nie potrafi ustanowić wyraźnej granicy pomiędzy sztuką a tandetą i komercją.
Z jednej strony podkreśla swoje atuty i talenty artystyczne, z drugiej zaś udziela się w programach, które z artyzmem i sztuką mają niewiele wspólnego – jak Fort Boyard, gdzie musiała udowodnić, że nie boi się myszy. Justyna wpadła w sidła popularności dającej jej całkiem niezłe pieniądze, które zresztą bardzo sobie ceni, na co w jej horoskopie wskazuje położenie Księżyca w znaku Byka, lubiącego komfort i dobra materialne. Sama stwierdziła, że jedyną rzeczą, której ma nadmiar, są ciuchy.
Jeszcze nie tak dawno, w rozmowie z Wojciechem Mannem zarzekała się ze łzami w oczach, że już nigdy nie zrobi niczego, co nie ma związku z piosenką i śpiewaniem, bo bardzo się wstydzi wszystkich swoich działań obliczonych wyłącznie na poklask i zyskiwanie popularności. Deklaracja okazała się, niestety, pusta.
Dziś Steczkowska bierze udział w programie, w którym na oczach tysięcy telewidzów pozwala się poniżać samozwańczej królowej, Dodzie, która bynajmniej nie słynie ze swojego talentu i artystycznych dokonań. Czyżby Justyna była zwolenniczką poglądu, że nieważne, co mówią, byle mówili, bo wtedy biznes się kręci? Ale przecież jest to metoda dobra dla tych, którzy są znani z tego, że są znani – a nie dla prawdziwej artystki o ogromnym talencie!
Neptun zwodzi na manowce
Bez wątpienia piosenkarka pogubiła się, co zresztą odzwierciedla także jej horoskop, w którym od kilku lat dominującą rolę odgrywa zwodniczy Neptun tworzący opozycję do Słońca, a ostatnio do Marsa i Merkurego.
Justyna dlatego ma problem ze swoim wizerunkiem, że tym, kogo najbardziej oszukuje, są nie inni, lecz ona sama. A ludzie bardzo szybko wyczuwają taki rodzaj fałszu. Ona po prostu nie jest wierna sobie, swojemu talentowi i powołaniu. Idzie ścieżką wydeptaną przez przeciętne karierowiczki pragnące za wszelką cenę przypodobać się publiczności, naiwnie wierząc, że to jedyny sposób na sukces.
Ale nie należy zapominać, że Steczkowska to przecież zodiakalny Lew, którego największą słabością jest właśnie uzależnienie od poklasku i podziwu otoczenia. Tylko czy zakładanie łyżew i uczestniczenie w wyreżyserowanych pyskówkach z Dodą to rzeczywiście najlepszy sposób, by zaimponować komuś swoim czterooktawowym głosem?
Piotr Piotrowski