Bywa, że coś nam w życiu nie wychodzi. Wściekamy się i ciągniemy to dalej, chociaż z każdej strony płynie informacja: zostaw to, zrób coś inaczej, zmień się.
Ewa nigdy nie przywiązywała wagi do strojów. Od mody ważniejsza była ekologia.
– Nie wyrzucę dobrej bluzki tylko dlatego, że jest w „zeszłorocznym” kolorze – twierdziła. – A te spodnie mogę jeszcze ponosić. Muszę jedynie zaszyć rozerwaną nogawkę...
Dziewczyna serio przejmowała się przyszłością planety, martwiła ją nadprodukcja dóbr, a zbyt małe zainteresowanie surowcami wtórnymi i segregacją śmieci. Równie mocno zależało jej na utrzymywaniu miłych relacji z ludźmi. W swojej firmie przyjaźniła się z każdym, od menedżera do sprzątaczki. Wszyscy ją lubili i... trochę wykorzystywali, ale ona nie miała im tego za złe. Przynajmniej do momentu awansu.
Kilkanaście miesięcy temu została szefową filii. Po nominacji nie zmieniła sposobu bycia ani stylu ubierania się. Na początku prowadziło to do śmiesznych nieporozumień. Zdarzało się, że kontrahenci brali elegancką sekretarkę za nową panią dyrektor, a Ewę, szarą myszkę, prosili o podanie kawy. Nieco później w zespole doszło do aktów jawnej niesubordynacji. Ewa zorientowała się, że personel nie przyjął do wiadomości zmiany ról. Wpadła w lekki popłoch i zadzwoniła do mnie z pytaniem o sesję.
– Czy muszę na nich krzyczeć? – prychnęła, kiedy patrząc w karty, zaproponowałam, aby nieco przykręciła śrubę zespołowi.
– Nie jesteś już koleżanką swoich podwładnych – przypomniałam. – I choć we wróżbie symbolizuje cię karta wyrozumiałej Papieżycy, to nie ma zmiłuj. Musisz przeobrazić się w prawdziwie twardą zwierzchniczkę. Liderkę. W kogoś, kto rozdziela obowiązki oraz bez żadnych sentymentów ocenia rezultaty – mówiąc to, dotknęłam ostatniej karty układu. Wielki Arkan VIII precyzyjnie określał kierunek jej metamorfozy...
– Asystentce powiedz, że po imieniu będziecie wyłącznie poza firmą. Zespołowi raz na zawsze wyjaśnij, jakie normy wprowadzasz. Przestrzeż, że kto się nie podporządkuje, otrzyma wymówienie.
– Ale przecież oni mają rodziny! Czuję się za nich odpowiedzialna! – aż wykrzyknęła autentycznie przejęta.
– W równej mierze odpowiadasz za prawidłowe funkcjonowanie przedsiębiorstwa – uprzytomniłam jej. – Ewuniu, poradzisz sobie. I wiesz co? – dodałam łagodnie. – Kup jakieś nowe ciuchy. Bo jak cię widzą, tak cię piszą...
Dziewczynie zależało na zasłużonym awansie. Zaczęła więc trenować asertywność. Najpierw powoli przeistoczyła się zewnętrznie: zaakceptowała klasyczne, proste kostiumy w doskonałym gatunku. Potem przyszedł czas na wewnętrzną przemianę. I choć nadal cierpi, gdy wypadnie jej skrytykować czyjąś robotę, jednak potrafi bronić własnych priorytetów. Dzięki temu w firmie funkcjonuje o niebo lepiej.
Z inną sprawą przyszła Andżelika. Pracowała w korporacji. Rozłożyłam karty. Jej przyszłość określiła najpierw odwrócona Wieża, a następnie harmonijna Powściągliwość. Pierwsza z kart zapowiadała konieczność przejścia przez dramatyczne próby, druga – opóźnienia i przemiany, niełatwe, ale w efekcie korzystne.
Zapytałam, jaki jest jej pomysł na życie. Na przykład czy zamierza założyć kiedyś rodzinę?
– Wychowałam się bez ojca – odparła – i dawno temu przysięgłam sobie, że nie będę się z nikim wiązać. Powiem szczerze: zależy mi jedynie na kasie. Bezwzględnie muszę odnieść sukces w zawodzie. Dostać się na sam szczyt.
– Nie wiem, jak to przekazać – oznajmiłam z zakłopotaniem – lecz tych planów nie uda się zrealizować. Z powodów losowych i, prawdopodobnie, zdrowotnych. Kłopoty potrwają do dwóch lat, ale w tym okresie przejdzie pani głęboką przemianę – przekształci swój stosunek do siebie i pracy. Powściągliwość bywa najlepszą kartą dla osób, które zakładają własny interes, więc...
– Co pani sugeruje? Że jestem zimną suką, a w dodatku do niczego nie dojdę? – przerwała lodowatym tonem i kompletnie zignorowała ostrzeżenia.
Na pożegnanie poprosiłam: – Proszę gruntownie się przebadać. To ważne. Rozumiem, że z taką przepowiednią trudno się pogodzić, lecz będzie pani szczęśliwa. Często myślałam, jak się jej ułożyło. Odpowiedź poznałam po upływie dwóch lat. Kiedy znów przyszła, nie miała nic wspólnego z tamtą napiętą, agresywną osobą, która niegdyś się na mnie obraziła.
– Zwalczyłam nowotwór piersi – rzekła spokojnie. – Kiedy człowiek ociera się o śmierć, pojmuje, że szkoda życia na wyścig szczurów. Otworzyłyśmy z koleżanką sklep z ciuchami. Co jeszcze? Jest taki chłopak, którego chyba kocham...
Maria Bigoszewska
Bywa, że coś nam w życiu nie wychodzi