Agata opuściła Czarka na początku lat 90. Wyjechała na krótko, by odwiedzić siostrę w USA, i postanowiła nie wracać. Bywa. Problem w tym, że w Polsce pozostało pięcioletnie dziecko.
Córeczka tęskniła i ciągle dopytywała się o mamusię. Czarek, który załatwił sobie pomoc wyłącznie na czas planowanej nieobecności małżonki, spanikował.
– Co ja mam robić? – biadał, opowiadając o sytuacji na imprezie u koleżanki. – Jak ona mogła?! Zdzira! – Ty też nie byłeś święty – zauważyłam gwoli sprawiedliwości. Często bywał na bankietach, na których lubił grać pierwsze skrzypce. Był elokwentny, wesoły. Interesował się panienkami. Niewątpliwie nie był dobrym mężem. Lecz jakim okaże się ojcem?
Odpowiedź napłynęła jakby na zamówienie, bowiem kolega kontynuował: – Kompletnie nie znam się na dzieciach. Nigdy dotąd nie zajmowałem się Zosią... Pomyślałam, że Agata miała dość nierównego podziału ról w małżeństwie. Tylko wyjście wybrała sobie iście ekstremalne. Najbliższe miesiące pokazały, iż w ogóle nie czuła emocjonalnej więzi z córeczką. Nie pisała ani nie dzwoniła. Zniknęła. Na natarczywe pytania Czarka siostra Agaty odparła, żeby się wreszcie odczepił i zostawił Agatę w spokoju. Cóż było robić.
Mężczyzna zacisnął zęby i zapowiedział, że nauczy się nowych obowiązków. W praktyce wyglądało to tak: po powrocie z przedszkola zabierał Zosię do znajomych. Tam zawsze znalazł się ktoś, kto pobawił się chwilę z dziewczynką, zrobił jedzenie lub włączył bajkę... Nocą Czarek odwoził zaspaną córkę do domu i kładł bez mycia do łóżka. Cały czas niezmordowanie psioczył na Agatę. Istotnie, miał powody, ale nie zmieniało to faktu, że nie chciał i nie umiał przestawić się na inny sposób funkcjonowania.
Współczułam Zosi. Garnęła się do kobiet i było jasne, że bardzo brakowało jej matki. Podobne obserwacje poczyniła młoda studentka, Viola. Na kolejnej herbatce w domu przyjaciół zaproponowała Czarkowi pomoc. Polubiła dziewczynkę – wyjaśniała – a ponieważ ma akurat przerwę w zajęciach, zatem może przyjść i na przykład przyrządzić coś smacznego na kolację. Albo zorganizować zabawę na uro dziny Zosi. Oferta została przyjęta z entuzjazmem.
Viola okazała się niezastąpiona. Gotowała, prała i wynosiła pod niebiosa anielskie usposobienie Zosieńki. Nic dziwnego, że szybko wprowadziła się do mieszkania mężczyzny. Zosia znów miała dom. Tatę, który teraz wracał prosto do domu, i drugą mamę... Wesołą i roztrzepaną.
Prawdziwa pojawiła się w Polsce w związku z rozwodem. Wzięła Zosię na lunch, wcisnęła jej do ręki 100 dolarów i więcej się nie odezwała. Czarek przyszedł na tarota i zapytał: czemu? W układzie znalazłam informację, że matka Agaty traktowała ją oschle i wrogo. Być może z tej przyczyny kobieta – pozbawiona mężowskiego wsparcia – nie potrafiła odnaleźć się jako mama. Ucieczka od odpowiedzialności za rodzinę wydawała się jej najprostszym rozwiązaniem.
Niestety, los naszej „panny z odzysku” nie przedstawiał się wesoło. Karty zdradziły, że za oceanem czekała ją ciężka, długa choroba... Wysłuchawszy tego, Czarek odpuścił. Mniej więcej w tym okresie poprosiła o sesję Violka. Pragnęłam ją zapewnić, że wszystko potoczy się gładko. Niestety, nie byłoby to prawdą. I rzeczywiście. Czarek powrócił do dawnych obyczajów.
Po roku dziewczyna zaczęła się buntować. – Odpadam. W końcu to nie mój bachor – warknęła, kiedy partner znów pojawił się późnym wieczorem. Mężczyzna zreflektował się, niemniej dobrej woli nie wystarczyło na długo. Studentka postanowiła odejść. Następny rok Zosia przeżyła podrzucana przeróżnym „ciociom”. Później wylądowała w internacie prowadzonym przez siostry zakonne. Niekiedy Czarek brał córkę na spacer do Łazienek, po czym przyprowadzał dziecko do nas na obiad. Potem straciliśmy kontakt.
Niedawno spotkałam Zosię w klinice stomatologicznej. Powiadomiła mnie, że wyszła za mąż. Dodała również, że nigdy nie zdecyduje się na macierzyństwo. – Przynajmniej nie narażę nikogo na ból i na nieszczęście – rzekła twardo. Znałam jej przeszłość, więc wcale się nie zdziwiłam.
Maria Bogoszewska
Agata opuściła Czarka na początku lat 90