Marzę o tym, żeby mnie pobił – mruknęła Jagoda Z., żona znanego biznesmena. – Wczoraj spotkałam znajomą. Za ciemnymi okularami chowała podsinione oko. Pozazdrościłam jej.
– Na litość boską! Dlaczego? – krzyknęłam.
– Bo miałabym realny, niekwestionowany powód do rozwodu – Jagoda wyjaśniła twardo. – Mąż nie pije, nie pali. Nie szlaja się. W każdym razie nic o tym nie wiem. Przynosi kwiaty…
Popatrzyłam w rozłożone na stole karty.
– Rzeczywiście nie znajduje pani żadnej przyczyny do wniesienia pozwu? – zagadnęłam z lekkim naciskiem.
– On jest po prostu nieskazitelny – odparła, jakby nie słysząc. – Rzygać się chce. Świętoszek. Może jednak po cichu robi coś, co pozwoli mi go oskarżyć? My już właściwie nie współżyjemy. Czy nie kręci się wokół niego jakaś panienka...?
Spojrzała pytająco, a kiedy zaprzeczyłam, ciągnęła dalej: – Patrzeć nie mogę na ten jego idealny przedziałek, na szyte na miarę garnitury... Pedancik, cholera jasna. Niemota. Ciepłe kluchy.
– Jednym słowem, szuka pani pretekstu? – uściśliłam.
– Co pani zaproponuje? – odparowała, pominąwszy kwestię milczeniem.
Położyłam rękę na odwróconej karcie Kochanków. Obok niej w tarocie spoczywały arkana odwróconej Cesarzowej oraz Eremity.
– Niestety, nikt nikogo nie potrafi zmusić do miłości. Jeśli jest pani w coś uwikłana, proszę albo powiedzieć mężowi o romansie, albo czym prędzej zerwać z tamtym mężczyzną. Zalecam bezpośrednią rozmowę. Niewątpliwie stanie się ona szokiem dla męża, ale lepiej, gdy dowie się od pani. W wyniku szczerej dyskusji zapewne zdecydowaliby się państwo na separację. Wtedy byłby czas zastanowić się, czy mimo wszystko warto kontynuować związek, czy też zamknąć ten rozdział? Przypuszczam, że pani raczej przychyli się do drugiego wariantu, lecz nie ma sensu rozstrzygać niczego pochopnie.
Słuchała z kamienną twarzą. Dziwiłam się, czemu nie rozmawia ze mną otwarcie? Czy dlatego, że jest znaną osobą i postanowiła chronić swoją prywatność? Jaka naiwna. Przychodzi do wróżki, prosi o położenie kart i wydaje się jej, iż ukryje, że zdradza...? Poza tym gadanie o nudnym mężu miało przysłonić jeszcze mniej miłe fakty.
Jagoda żądała pretekstu, bowiem wymyśliła sobie, że wykiwa małżonka materialnie po to, by żyć beztrosko z kochankiem. Zwykły rozwód „za porozumieniem stron“ nie zaspokoiłby jej wygórowanych roszczeń finansowych. Kobietę symbolizowała położona odwrotnie Władczyni. Zatem mąż nie miał z nią lekko. A na dodatek jako szlachetny Eremita nie pojmował, co się dookoła dzieje. Wpędzany przez żonę w poczucie winy za brak iskry w małżeństwie, bez protestów pozwalał traktować się fatalnie.
Wyciągnęłam z talii kolejną kartę. Była nią Wieża.
– Obawiam się – powiedziałam – że nie zna pani charakteru męża. Nie docenia go. Jeżeli partner dowie się o zdradzie, utraci pani wszelkie względy. I nagle odnajdzie w nim twardego, nieprzejednanego faceta. Wtedy srodze zawiedzie się pani w swoich rachubach.
– Będę bardziej uważać – uśmiechnęła się drwiąco. – Więc nie pomoże mi pani poszukać na niego haka? – wróciła do tematu.
– Nie. Jestem przeświadczona, że postępując uczciwie, osiągnie pani więcej. Mąż, kiedy przełknie gorzką pigułkę, bez oporów rozstanie się z należną częścią majątku. Natomiast gdy w bolesny sposób przekona się, że zrobiła pani z niego rogacza, a w dodatku postanowiła oskubać go z pieniędzy...
– Wiem, o czym pani mówi, lecz nie zaryzykuję – przerwała. – Trudno. Muszę poradzić sobie sama.
Po roku plotkarska prasa podała pikantne szczegóły rozwodu państwa Z. Dowiedziałam się, że biznesmen nakrył małżonkę w łóżku ze swoim najlepszym przyjacielem, zaś wiarołomna niewiasta, dość niekompletnie ubrana, w panice zbiegła z miejsca wypadków. Mężczyźni się pobili, lecz żaden nie wniósł skargi o naruszenie nietykalności fizycznej. Na nieszczęście w pobliżu znalazł się redakcyjny fotograf i żądni wrażeń czytelnicy mogli podziwiać zdjęcia rozczochranej Jagody w niedopiętym sweterku oraz obu rozjuszonych dżentelmenów z krwawiącymi nosami.
W sądzie kobieta jak lwica walczyła o sieć supermarketów i dostęp do zagranicznych inwestycji, ale pan Z. nie na darmo zaangażował najznakomitszych adwokatów. Moja klientka wyszarpnęła jedynie dom i fitness klub. Można uznać, że wobec tego, co otrzymałaby w normalnych warunkach, małżonek puścił ją niemalże w skarpetkach.
Maria Bigoszewska
Marzę o tym, żeby mnie pobił – mruknęła Jagoda Z