Elwira powiedziała, że jest mężatką i właśnie skończyła urządzać mieszkanie. Przemknęło mi przez myśl, że miło będzie powróżyć komuś, kto nie miewa poważniejszych trosk i komu dobrze się układa.
W tarocie męża Elwiry uosabiał Wielki Arkan XIV, czyli Umiarkowanie. Oznacza on lojalnego i rozważnego partnera. Ucieszyłam się. Jednakże dziewczynę symbolizowały karty mówiące o niespełnieniu oraz braku satysfakcji. Zagadnęłam o powód wewnętrznego dyskomfortu.
– Wszystko jest takie nudne – jęknęła w odpowiedzi.
– Na przykład?
– Męczy mnie, że mąż musi każdą rzecz ustalić, zaprogramować. Od drobiazgów, po istotne sprawy. W dodatku jest strasznie przyziemny. Uprawa ogródka to dla niego największa rozkosz. Chciałby, żebym i ja nie miała żadnych pragnień, aby mi wystarczyły tylko praca i dom. Gdy pomyślę, że życie ma być takie ograniczone i przewidywalne, ogarnia mnie rozpacz. Marzę, żeby coś się wreszcie wydarzyło. Duszę się!
– Dlaczego nie wprowadzi pani jakichś zmian?
Odparła: – Nie warto. Z nim się nie da.
– Zatem czemu się pani nie rozwiedzie?
– Jestem od niego zależna finansowo. Sama sobie nie poradzę. Poza tym co powiem w sądzie? Że wkurza mnie jego dobroć?
– Wyszła pani za niego, ponieważ…?
– Kiedy Piotr wyznał, że mnie kocha, od razu zgodziłam się na ślub. Byłam dumna, że wyprzedziłam koleżanki i pierwsza zakładam rodzinę. Lecz one pokończyły studia. Robią kariery. Wyjeżdżają za granicę. A ja? Za miesiąc stuknie mi 26 lat – zamilkła. I zaraz dorzuciła: – Gdyby tak doznać czegoś niezwykłego...
W dalszej części tarota widniała karta Diabła, zapowiadająca obezwładniającą namiętność, której nie można się oprzeć. Nie udaje jej się też przeciwdziałać. Oznajmiłam: – Los czasem urzeczywistnia życzenia. Sęk w tym, że ich realizacja często odbiega od oczekiwań. Gdy spotka pani miłość, proszę pamiętać, że nic nie trwa wiecznie, a zwłaszcza szalone uczucia...
– Zakocham się? – przerwała z ożywieniem, puszczając mimo uszu przestrogi.
– Tak, i tym samym pożegna pani bezpieczną egzystencję. Może się pani bardzo sparzyć. Lepiej nie palić za sobą mostów.
– Jasne – przytaknęła gorliwie, ale nie znała jeszcze siły, jaką reprezentował Diabeł.
Wkrótce potem w galerii handlowej zagadał do niej przystojny facet. Wstąpili razem na kawę, a następnie po wino. Wypili je w jego mieszkaniu. W kawalerce Roberta królował potężny materac i na nim to Elwira doświadczyła erotycznego objawienia. A już kompletnie straciła głowę, gdy nowy znajomy szepnął, że wyczuwa w niej wielki potencjał. A zna się na tym świetnie, ponieważ jest artystą. Elwira ma wszelkie dane, by stać się jego muzą.
Przed dziewczyną otworzyło się niebo. Wynajdywała coraz to nowsze powody, aby usprawiedliwić nieobecność w domu. Piotrek zaczął ją mierzić. Za to Robert! Dzięki niemu każdy dzień wydawał się niezwykły, kolorowy. Chodzili razem do klubów i na przedpremierowe pokazy filmów. W ciągu dnia Elwira z ochotą sprzątała i gotowała. Po pół roku porzuciła męża. Odeszła, nie troszcząc się o przyszłość. Kochał ją przecież człowiek, którego pragnęła goręcej, niż umiała wyrazić.
Nie spostrzegła momentu, od którego mężczyzna zaczął zachowywać się powściągliwie. Często znikał na „służbowe rozmowy“, które dziwnie się przeciągały. Któregoś wieczoru wrócił z urodziwą panienką. Poinformował, iż jego odwiecznym marzeniem był seks z dwiema kobietami. A Elwira jest wszak osobą ciekawą wrażeń…
W dziewczynę jakby piorun strzelił. Później zdecydowała się przemóc. Skoro jej zgoda miała uszczęśliwić uwielbianego… Po fakcie poczuła się jednak upokorzona. Wykorzystana. Pojęła, że Robertowi w ogóle na niej nie zależało. Rano uciekła. Pół dnia błąkała się po Warszawie, nim zadzwoniła do mnie. Oświadczyła: – Byłam ślepa i głupia. Nie potrafiłam docenić męża. Niech pani spojrzy w karty i powie, czy będziemy mogli spróbować ponownie?
Maria Bigoszewska
Elwira powiedziała, że jest mężatką i właśnie skończyła urządzać mieszkanie