Ktoś mądry kiedyś powiedział: jeśli coś działa dobrze, to tego nie ulepszaj!
Matka Małgosi przez lata mawiała o swojej serdecznej przyjaciółce: – Owszem, Irenka kupiła sobie trzy piękne futra, ale ja... – tu dumnie prężyła pierś – ja za to mam MĘŻA! Małgosi natomiast wyraźnie się nie darzyło. Bo choć od dwóch lat mieszkała z facetem i czuła się jego żoną, jednak formalnie nią nie była.
Do pełnego szczęścia brakowało jej papierka z USC. Partner zapewniał, że kocha, ale wykręcał się niczym piskorz. Nie kwapił się też z zamknięciem ciągnącej się "od wieków" sprawy rozwodowej. Małgorzacie zależało na ślubie tym bardziej, że matka nie była zachwycona konkubinatem córki i miała na ten temat mnóstwo do powiedzenia.
Grób miłości
– Rozumiem – oznajmiłam. – Ale na pani miejscu nie nastawałabym na ślub. Ponieważ wtedy zniszczy pani ten naprawdę udany związek.
– Ja? – nie mogła pohamować zdziwienia. – Przecież robię wszystko, żeby skłonić go do małżeństwa...
– ...z ciążą włącznie – wtrąciłam.
Twarz Gosi pokrył delikatny rumieniec.
– Rzeczywiście, jestem w drugim miesiącu – potwierdziła. – I myślę, że Jędrzej nie powinien się dłużej zastanawiać.
– Ma przykre doświadczenia – mruknęłam, patrząc na karty.
Małgosia zacięła usta. Potwierdziła, że narzeczony został w obu swych dawnych związkach okradziony, no, po prostu wyszedł z nich z przysłowiową szczoteczką do zębów, lecz to nie znaczy, by ona miała w podobny sposób potraktować ukochanego mężczyznę. Jeśli nie wierzę, mogę sprawdzić to w tarocie. Teraz. Ona nalega.
Spojrzałam zatem w karty. Istotnie, Gosia nie była pazerną kobietą. Za to Jędrzej miał słaby, chwiejny charakter. A wybierał sobie nazbyt silne dziewczyny i źle na tym wychodził. Może gdyby był bardziej świadomy własnych uwarunkowań, ograniczeń... Gdyby umiał postępować ze swoimi żonami...
– Proszę, niech mu to pani powie. Przyślę go tu do pani. Proszę – nalegała.
Zgodziłam się. Na sesji uznałam, że dobrze zrobiłaby mu psychoterapia. Poza tym powinien nauczyć się stanowczości oraz obrony własnych granic. Jeżeli to przepracuje, może się żenić bez obaw.
Jędrzej ucieszył się i obiecał zastosować się do porady kart. Po roku dowiedziałam się, że nie zgłosił się do terapeuty. Natomiast udało mu się uzyskać rozwód i pobrać z Małgorzatą. Niestety, nie mogę zapewnić, że ich dalsze losy potoczyły się pomyślnie.
Osiągnąwszy, na czym jej zależało, Małgosia stała się panią sytuacji. Postanowiła – być może nieświadomie – odegrać się za wielomiesięczną bezsilność. Przestało jej także zależeć na prezentowaniu się z najlepszej strony. Do głosu doszły inne cechy charakteru: potrzeba kontroli, kłótliwość... Małżeństwo okazało się grobem miłości.
Kara za głupotę
Violę poznałam jako uwielbianą żonę Jacka. Mąż obsypywał ją podarkami. Każde słowo traktował jak wyrocznię. Viola czuła się zniewolona tą nieustanną adoracją. Uważała, że Jacek dławi ją swoją czułością. Jest przewidywalny i nudny.
Znalazła sobie więc kochanka. O, Rafał potrafił zachowywać się niekonwencjonalnie. Spontanicznie obdarowywał ją kwiatami, zerwanymi z miejskich klombów. Nocą prowadził na dach, żeby pokazywać gwiazdozbiory. Podniecał ją. Nie to, co dobry do bólu mąż. Viola zdecydowała się opuścić Jacka.
– Nie znoszę małżeństwa – deklarowała. – Wspólnych obiadków, telewizorka i ciepłego łóżeczka. Lubię wyzwania, nawet ryzyko...
W tarocie Rafała reprezentował odwrócony Król Kielichów. Ten arkan wprawdzie symbolizuje fantazję, ale równocześnie uwidacznia narcyzm, hipokryzję, żerowanie na emocjach bliskiej osoby...
– Wrażeń będzie pani miała bez liku – wyjaśniłam. – Lecz obawiam się, że rychło zatęskni pani za niechcianą stabilizacją.
Karty się nie pomyliły. W codziennym obcowaniu wyszło na jaw, że na partnera nie można było liczyć. Nie realizował obietnic. Ciągle się spóźniał. Kłamał. Wydawał kasę na bezsensowne gadżety. Kiedy Viola za własne pieniądze przeprowadziła generalny remont mieszkania, Rafał zaakceptował zmiany, ale odmówił, gdy zaproponowała, aby uczynił ją współwłaścicielką lokalu. Dziewczyna pojęła pomyłkę.
Któregoś dnia przypadkiem spotkała Jacka. Po godzinie rozmowy wykrztusiła, by dał jej drugą szansę. Mężczyzna zgodził się wybaczyć żonie zdradę. Od tamtej chwili Viola stała się orędowniczką małżeństwa.
A więc, co lepsze? Czy bardziej bezpiecznie jest szepnąć "tak" na bałtyckiej plaży, czy przysięgać uroczyście, w kościele? Jakkolwiek patrzeć, niezmiernie trudno bywa wytrwać przy sobie i nie opuścić się, aż do śmierci.
Maria Bigoszewska
fot. shutterstock
Ktoś mądry kiedyś powiedział: jeśli coś działa dobrze, to tego nie ulepszaj!src="8802_142235749661