Często tylko się nam wydaje, że znamy własną przeszłość. Pewnego dnia ona się odzywa i... wywraca nasze życie do góry nogami.
Aneta była u mnie kilka razy. Przy pierwszym spotkaniu opowiedziała, że odwiedził ją dawny przyjaciel. Ucieszyła się na widok Przemka. Usiedli przy lampce wina i wspominali stare dzieje: młodość, kłopoty z wychowywaniem dzieci, działalność konspiracyjną...
Zaręcz za mnie, że byłem porządny
W pewnej chwili Aneta spostrzegła, że gość jest jakiś nieswój. Spytała, o co chodzi. Wtedy odparł, że w aktach IPN-u znaleziono jego teczkę. Z niektórych dokumentów wynika, że był agentem Służby Bezpieczeństwa.
– A przecież nikogo nie wydałem. Ponadto oni nigdy nie próbowali mnie zwerbować. Niczego nie podpisywałem. To fałszywki – zaklinał się. – Pamiętasz, jak kolportowaliśmy razem podziemną prasę? Mieliśmy do siebie zaufanie, prawda?
Potwierdziła. Wówczas poprosił, żeby publicznie zaświadczyła o jego niewinności i w ogóle broniła go w środowisku. Bo sprawa już się rozniosła.
– Obiecałam mu – wyjaśniła – lecz później przypomniałam sobie, że 20 lat temu nurtowały mnie niejakie wątpliwości. Krótko: chciałabym wiedzieć, czy Przemek został tajnym współpracownikiem, czy też wszystko jest fatalną pomyłką?
Rozłożyłam karty. Ich sens był niekorzystny dla przyjaciela Anety. Patrzyłam na nie w milczeniu. „Wyrok" tarota oznaczałby dla mężczyzny śmierć cywilną, niby zasłużoną, niemniej... nie pragnęłam przykładać do tego ręki. Poradziłam, żeby poszukała w IPN-ie swojej teczki: – Jeśli donosił, znajdzie pani jego raporty.
Przeznaczenie umknęło, bo stchórzyłam
Po roku przyszła znowu. Oznajmiła: – Był tajniakiem. Zidentyfikowałam go bez trudu, ponieważ w jednym z paszkwili opisał scenę, o której opowiedziałam tylko jemu, Przemkowi. Widzi pani, w 1981 r. ludzie nie byli pewni, jak potoczą się wypadki. Niektórzy obawiali się prawdziwej wojny. I mój mąż, facet, za którego oddałabym duszę, wyznał któregoś wieczoru, że „im" nigdy nie uda się go złamać. Nie będzie sypać, nawet gdyby na jego oczach męczono mnie i nasze dziecko. Nie mogłam pojąć, w jakim celu mówi mi coś takiego. Żebym zrozumiała, że nie jesteśmy dla niego ważni...? Żebym na niego nie liczyła...? Poczułam, że jeśli tak jest, to powinnam go zostawić. Tę właśnie historię opowiedziałam Przemkowi.
Zamilkła na chwilę, a potem zmieniła temat. – Niestety, nie odeszłam od męża. W następnych latach wielokrotnie żałowałam, że zabrakło mi odwagi, aby plunąć na ten niedobry związek. Proszę spojrzeć w karty i zapytać, czy miałabym wówczas szansę, by znaleźć kogoś, kto pokochałby mnie szczerze i bezwarunkowo?
Tarot wyjaśnił: gdyby opuściła męża i wyjechała, jej los skrzyżowałby się z losem czułego mężczyzny, jaki w kartach reprezentowany był przez Króla Kielichów. Być może Aneta spotka go znowu za 3, 4 lata. Chyba nie będzie za późno, aby wypełniło się przeznaczenie.
Testament po prostu zwalił mnie z nóg
Z kolei Jacek miał problem z ojcem. Gdy przyszedł do mnie pierwszy raz, zdawał właśnie maturę. Zamierzał wybrać się na socjologię, lecz tata preferował politechnikę. Zapowiedział synowi: „Albo zostaniesz inżynierem i wtedy łożę na ciebie, albo radź sobie sam".
– Ojciec był zawsze moim ideałem – tłumaczył cicho chłopak. – Jest fantastyczny. Silny, zdecydowany. Od dzieciństwa próbowałem mu dorównać. Ale nie chcę być budowniczym mostów. Co robić?
Układ kart sugerował, by Jacek wyjechał na rok do pracy za granicę. Zaoszczędził, a następnie zdał na wymarzony wydział. – Niech pan kieruje się własnym dobrem – przekonywałam. – Bo ojciec i tak tego nie doceni. W przyszłości zawiedzie pana bez względu na to, jak bardzo będzie mu pan posłuszny.
Kolejny raz zobaczyłam go po 3 latach. Był studentem znienawidzonej przez siebie politechniki, ale zdaniem tatusia, ciągle mógłby jeszcze więcej się mobilizować. Tym razem Jacek także zapytał: „Co dalej?".
W tarocie ujrzałam gwałtowny koniec pewnego etapu egzystencji, sprawę sądową, zawód i zamęt uczuciowy, stratę materialną, wyjaśnienie długoletniej tajemnicy...
W jaki sposób zrealizowała się wróżba? Otóż ojciec Jacka nagle umarł na zawał. Otwarto jego testament. Wtedy młody człowiek dowiedział się, że jest dzieckiem adoptowanym. Ojciec wydziedziczył go, natomiast mieszkanie i samochód przekazał jako darowiznę swojej biologicznej córce z ukrywanego związku. O jej istnieniu ani Jacek, ani jego matka nie mieli dotąd zielonego pojęcia.
Maria Bigoszewska
fot. shutterstock