Serce zawsze jest młode i zawsze głodne miłości. Nie nakarmić go to grzech największy.
Wychowałam się w domu, w którym karty były elementem codzienności. W dniu, o którym chcę dziś opowiedzieć, na kabałę przyszła ukochana sąsiadka, pani Tusia, i przyniosła cały półmisek pierogów.
Po wspólnej uczcie obie z mamą przeniosły się na werandę. Ja wróciłam do swojego pokoju. Przez okno dobiegały mnie jedynie fragmenty rozmowy.
– Dostaję kwiaty – relacjonowała z przejęciem pani Tusia. – Naprawił mi odkurzacz.
Następnie głośniej odezwała się mama:
– Ta jego żona, zdaje się, umarła na raka?
– Jest sam. Od dawna. Jak ja – odparła sąsiadka, po czym zapadła pełna znaczenia cisza.
Romansowa historia
Po wyjściu gościa spytałam, o co chodziło?
– Romansowa historia – westchnęła rodzicielka. – To ten profesor z liceum, pamiętasz, uczył cię geografii.
– Przecież on ma z 70 lat! – zawołałam w zdumieniu.
– A ona 76 – oznajmiła mama ze spokojem. – Życie nie kończy się wraz z przejściem na emeryturę.
Jakiś czas potem pani Tusia zastała mnie samą w domu. Mama wyjechała do sanatorium. Sąsiadka kilka minut wierciła się nerwowo, nareszcie wykrztusiła:
– Dziecko, postaw mi karty. Widzisz... Leon się oświadczył. Jestem szczęśliwa, ale chciałabym wiedzieć, jak nam się ułoży.
Talię tasowałam z ogromną ciekawością. I ucieszyłam się na widok pomyślnego zestawu kierów. Zwiastowały głębokie uczucie. Pani Tusia odetchnęła z ulgą. Nagle zwierzyła mi się:
– Z mężem nieboszczykiem dogadywaliśmy się w dzień... nie w nocy. Dopiero teraz, na starość, poznałam, co to miłość fizyczna...
Dla mnie, młodziutkiej mężatki, był to wstrząs nie lada. Jednak zrozumiałam wówczas wielką prawdę, że nigdy nie jest na nic za późno.
Niestety, w optymistycznej dotąd wróżbie pojawił się układ, który informował o rozpadzie związku. Katastrofa! – przestraszyłam się i rozłożyłam karty ponownie. Rezultat był taki sam. – Złe języki – bąknęłam więc, starając się jej zbytnio nie zasmucać. – Wroga rodzina. Jednak niech pani podąża za głosem serca...
Albo ona, albo my!
Łatwo powiedzieć. Pani Tusia nie miała w sobie ducha wojowniczki. Co niebawem stałoby się niezmiernie pomocne, ponieważ na wieść o projektowanym małżeństwie wśród dzieci konkurenta do ręki Tusi zawrzało.
– Co tata robi? – wydzierał się na pana Leona synalek. – Jej chodzi tylko o mieszkanie! Myśli ojciec, że ona się tatą zaopiekuje w chorobie? Czy ojciec zgłupiał?!
– Albo ona, albo my! – wtórowała siostrzyczka niczym jakaś postać z „Trędowatej" Mniszkówny. Leonowi wszystko leciało z rąk. Stawał się coraz smutniejszy. Skończyły się spacery pod gwiazdami i wspólne wyprawy do miejskiej biblioteki. Obydwoje bali natknąć się na rozjuszonych potomków przyszłego męża.
– Czy to grzech marzyć o spędzeniu razem jesieni życia? Wesprzeć się na sobie? – zrozpaczona pani Tusia zarzucała mamę pytaniami.
Ale rodzina Leona traktowała starych jak niedowarzone nastolatki, które nie mają pojęcia o konsekwencjach własnych poczynań. Rodzeństwo solidarnie odwróciło się od ojca. Pani Tusi starczyło sił do chwili, kiedy córka zabroniła ojcu widywania wnuków i zwyczajnie wyrzuciła go za próg. Leon wrócił do domu ze łzami w oczach.
Wtedy Tusia spakowała swoje manatki i przewiozła je do swojej przytulnej kawalerki. Potem każde z osobna płakało gorzko, ale nie odważyli się przeciwstawiać dłużej bliskim Leona.
Trzy lata później profesor umarł w domu opieki. Tusia odwiedzała go do końca. W ich ostatniej rozmowie wyznał, że nigdy niczego nie żałował tak bardzo, jak tego, iż jej wówczas nie zatrzymał.
Pozostanie tylko tęsknota
Ta historia przypomniała mi się, gdy w moim gabinecie pojawił się starszy pan na wózku.
– Zdaje mi się, że mnie ktoś pokochał. Ta osoba i mnie nie jest obojętna – powiedział, z trudem się wysławiając. – Zapadła decyzja, że razem zamieszkamy, lecz... wycofałem się. Jest tylu młodszych, sprawnych facetów. Jeśli zniechęci się i odejdzie, mnie będzie jeszcze gorzej.
Tarot ułożył się pozytywnie, jednak starszy pan nie wydawał się uspokojony.
– Niech pan da sobie szansę – poprosiłam z ogniem, pamiętając, jak niegdyś nie umiałam przekonać pani Tusi. – Niech pan zaufa. Niech pan nie rezygnuje. Inaczej pozostanie panu tylko tęsknota.
Maria Bigoszewska
fot. shutterstock