Jeden miał dużo wdzięku i kasy. Miał też żonę. Dla drugiego była żoną ukochaną, lecz nieczułą. Porzucili ją obaj.
W opinii znajomych małżeństwo mojej koleżanki było całkiem udane. Jednak Małgosia nie czuła się zadowolona. Od 10 lat każdy dzień wyglądał identycznie. Praca, dom, rachunki z ołówkiem w ręku... Jedyne urozmaicenie stanowiły wyjazdy na wakacje. Do rodziców Roberta. Nic dziwnego, że roiła o urozmaiceniu egzystencji. Pewnego wieczoru oznajmiła mi z roziskrzonymi oczyma: – Mam kochanka – i od razu doniosła, co i jak.
Forsa jak afrodyzjak
Otóż wybrała się na zjazd absolwentów swojego liceum. Wśród uczestników był ON, Kamil.
– W szkole nie zwracałam na niego uwagi, bo gdzież – wzruszyła ramionami – ja w IV klasie, on w I. Lecz teraz?... Wspaniały facet, elokwentny, dowcipny. A jaki ma wypasiony samochód! Jest udziałowcem dużej zachodniej firmy. Niektórzy umieją się zakręcić – westchnęła. – Nie to, co Robert. Wiesz, Kamil powiedział, że zawsze mu się podobałam. Nad ranem wylądowaliśmy w hotelu. Cena 250 zł za dobę. Połóż tarota i powiedz, czy zadzwoni?...
– Imponuje ci on, czy jego kasa? – rąbnęłam bezlitośnie. Obraziła się. – Nigdy nie oceniałam ludzi według stanu konta. Po prostu, nieliczenie się z forsą jest takie... odprężające.
Faktycznie, przyznałam w cichości ducha i, pochylając się nad Kołem Losu, głośno oświadczyłam: – Korzystaj, jeśli chcesz. Ale nie radzę się angażować. On ma swoją rodzinę, ty swoją. Nie warto poświęcać małżeństwa dla mirażu.
Karty pokazywały bowiem płomienny romans, lecz jego konsekwencje mogły położyć się cieniem na przyszłości Małgosi. Bezpieczniej było skupić się na mężu.
– Mąż? – spojrzała z łagodną ironią. – Cóż ty widzisz w tym mężu? Nas nie łączy uczucie, ale kredyt. We frankach – podkreśliła i tego popołudnia nie poruszałyśmy już jej partnerskich problemów.
Wypasiona miłość
Pół roku później złożyła mi kolejną wizytę. – Tarot musiał się wtedy pomylić – uznała. – My z Kamilem rzeczywiście się rozumiemy. Mąż ma mentalność ciułacza. Żadnego gestu. A Kamil? Wystarczyło, żebym wspomniała, że fajnie byłoby pogrzać się gdzieś nad ciepłym morzem, a następnego dnia dostałam mejla: „Szykuj się. W sobotę lecimy na Majorkę". I polecieliśmy. Roberta zawiadomiłam, że jadę na szkolenie. Było cudownie.
– Pojmuję – podsumowałam raczej bez zapału. – Ech, Małgosiu – mruknęłam. – Gdybyś choć część tego entuzjazmu i dobrej woli wykazała wobec Roberta, wasze relacje wyglądałyby o niebo lepiej. On cię kocha, zależy mu na tobie. Niestety, nic nie jest wieczne. Odpychany, lekceważony, wyperswaduje sobie wreszcie tę miłość.
– Oby – sarknęła. – Kłopot polega właśnie na tym, że tak naprawdę to nie mam mu nic do zarzucenia. Ciapowatość i skąpstwo to za mało, by dostać rozwód. Zaczęłam zazdrościć kobietom, których mężowie piją, robią awantury. Wystarczyłaby porządna pyskówka i miałabym pretekst, by odejść.
– Dokąd? Do Kamila? – spytałam zdziwiona.
– Na razie do naszej garsoniery. Wynajął kawalerkę, żebyśmy mieli się gdzie spotykać. Do chwili, kiedy ostatecznie zakończy sprawy z żoną. Też musi ją powoli przygotować do rozstania.
– Ty na to liczysz? – nie kryłam sceptycyzmu.
– A czy mam inne wyjście? – westchnęła z nagłą goryczą.
Rozstanie z garsonierą
Od tego dnia minęło parę miesięcy. Małgosia umilkła. Któregoś popołudnia intensywnie o niej myślałam. Kilkakrotnie dzwoniłam – bez skutku. Zdecydowałam zatem rozłożyć dla niej tarota.
Z układu wynikało, że postawiła wszystko na jedną kartę i odeszła z domu bez wyjaśnień. Co nastąpiło potem? Wróżba krzyczała: kłamstwo, szok, odtrącenie... Zostawiłam dla niej wiadomość na poczcie głosowej. Przyszła już następnego ranka. Z trudem powstrzymywała łzy.
– Dopadła cię żona ukochanego? – zagadnęłam na przywitanie.
– Przyleciała akurat, gdy spokojnie czekałam na Kamila. Przywlokła go ze sobą. Od progu rzuciła się mnie obrażać, a on stał ze spuszczoną głową. Nawet na mnie nie spojrzał. Potem kazała mi natychmiast się wynosić. Co było robić. Spakowałam się i pojechałam do Roberta. To miało miejsce 3 tygodnie temu. Kamil nie daje znaku życia. Robert odzywa się tylko w razie konieczności. Dotarło do mnie, jaką krzywdę mu wyrządziłam...
Bardzo pragnęłam ją pocieszyć. Lecz w czasie, kiedy Małgosia szalała za Kamilem, Robert poznał dziewczynę. Nieważne, że bezrobotną i bez grosza przy duszy. Dla niego było istotne, że w przeciwieństwie do Małgosi, nieustannie zachwycała się, cokolwiek by zaplanował lub powiedział. A tego właśnie było mu potrzeba, by rozwinął skrzydła...
Maria Bigoszewska
fot. shutterstock