Nikt nie wygra z pragnieniem miłości.
Przyszłam zapytać o swój los – oznajmiła Ewa, sadowiąc się na krześle. – O związki – doprecyzowała. – Jest pani niezadowolona z relacji z mężem. Próbuje pani odejść, ale nie potrafi podjąć ostatecznej decyzji o rozstaniu – rozpoczęłam. – Mój mąż – przerwała – okropnie mnie irytuje. Kiedyś podobało mi się w nim niemal wszystko. Teraz to się zmieniło. Niech pani powie, czy wytrzymałaby pani z facetem, który nieustannie ogląda programy sportowe?!
– To forma ucieczki – odparłam. – Przed pani... hm... napastliwością. Mąż zamknął się w sobie. Obecnie wasze ścieżki się rozchodzą, lecz nie na zawsze. Myślę, że gdyby wykonała pani w jego stronę jakiś miły gest... – Po co? – roześmiała się nerwowo. – Nie lubię odgrzewanych kotletów. Ech, nie warto było wierzyć rodzicom.– Rodzicom? – powtórzyłam.
To co, mam się rozwodzić czy nie? – Nasze matki bardzo się przyjaźniły – powiedziała. – Ta przyjaciółka urodziła Antka, mama – mnie. Zaraz zaczęły prorokować, że kiedyś się pobierzemy. Mówiły o nas: „Narzeczona, narzeczony. Jaka piękna z was para". Nie uwierzy pani, ale my potraktowaliśmy to poważnie. Może wyszłoby inaczej, gdybym miała powodzenie u chłopaków. Niestety, omijali mnie – znów nerwowo zachichotała.
– Wzięliśmy ślub, kiedy on miał 23 lata, ja 20. Byłam zachwycona, że w drodze do ołtarza wyprzedziłam ładniejsze koleżanki. Przez to głupie małżeństwo niczego nie poznałam, nie doświadczyłam. – Z tym drugim panem też nie? – strzeliłam. – Tkwi pani przy mężu, czekając, aż on się zdeklaruje? Znaczy: porzuci swoją partnerkę? – Kiedy to nastąpi? – przełknęła ślinę. – Za rok. Jeśli łaknie pani mocnych doznań, to nowy układ na pewno ich dostarczy. Co prawda nie zawsze będą miłe.
– Więc mam się rozwodzić czy nie? – naciskała. Popatrzyłam na kartę Diabła, która określała przyszłość Ewy. – Moje rady na nic się nie przydadzą. Z ogromnym pragnieniem miłości rzadko kto wygrywa – orzekłam. – Pisana jest pani wielka namiętność, silne uzależnienie od mężczyzny... Jednak nie potrwa ono wiecznie. Wbrew pozorom zestarzeje się pani u boku swego Antka. To pani partner karmiczny.
Podobna informacja zwykle prowokuje dalsze pytania, lecz Ewa chyba nie zwróciła na nią uwagi. Zapytała jeszcze o finanse rodziców i pożegnałyśmy się. Na kolejne spotkanie umówiła się po kilkunastu miesiącach. – Odeszłam od męża – zawiadomiła – dla Oskara. Nareszcie wyplątał się ze swojego małżeństwa i zamieszkaliśmy razem. Jestem szczęśliwa, on także. Dlatego nie daje mi spokoju tamta przepowiednia. Kojarzy pani? Że wrócę do Antka. Co miałoby się stać, aby to było możliwe? Przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...
Rozłożyłam karty i zrozumiałam. Oskar zniknie, nie radząc sobie z ciężką chorobą Ewy. Wieża, złowrogi arkan tarota, oznajmiła, że dziewczyna jest już chora, chociaż nie ma pojęcia o powadze sytuacji.
– Na razie nie ma sensu nabijać sobie głowy facetami. Sformowała nam się sekwencja, z której wynika, że powinna pani zająć się swoim zdrowiem. Koniecznie trzeba pójść do lekarza.
– Czy w kartach widzi pani mój koniec?! – przeraziła się. – Skąd – uspokajałam. – Jednak na wszelki wypadek należałoby zrobić wszystkie badania. Dla własnego spokoju...
Wybacz, ale twoja choroba mnie przerasta
– Wyniki mam w normie – powiadomiła po jakimś czasie. Ale ja, pamiętając o znaczeniu Wieży, nalegałam, żeby wykonała także tomografię. I dopiero to specjalistyczne badanie dało odpowiedź: Ewa miała nowotwór w obydwu płucach. Chemia była nieskuteczna. Wychudzona i blada telefonowała co parę tygodni z jednym i tym samym pytaniem: „Umrę?". Kładłam więc karty – przyznam, że ze strachem – i pełna ulgi odpowiadałam, że nie.
W momencie, kiedy czuła się najgorzej, Oskar oświadczył, iż przeprasza, ale choroba Ewy go przerosła, i w ciągu 2 dni wyprowadził się do matki. Zrozpaczona dziewczyna postanowiła wypłakać się... Antkowi.
A on po prostu przyjechał i pomógł się jej spakować. To było 3 lata temu. Do dziś są razem, Ewa czuje się dobrze. Rak zniknął. Ostatnio powiedziała, że zaczyna myśleć o dziecku.
Maria Bigoszewska
fot.shutterstock.com