Największymi wrogami człowieka są jego wspomnienia i... wyobraźnia. Co robić gdy pamięć uwiera i niszczy?
Jak zapewnić dziecku idealny start w życie?
Gdy Grzegorz przyszedł pierwszy raz, powiedział: – Moje małżeństwo wydawało się najcudowniejsze w świecie. Aż tu dwa lata temu żona wywołała awanturę o stłuczoną szklankę. Wrzeszczała, że nie może patrzeć na moje gapiostwo, bo psuję, czegokolwiek dotknę, i że ma dosyć. Na kolanach błagałem, by została. Bezskutecznie. Wyniosła się do faceta, z którym sypiała od roku... Do dziś nie mogę się pozbierać. Jestem psychicznym wrakiem.
Rozłożyłam karty. W głównym miejscu układu znalazłam odwrócony arkan Śmierci. Wieszczył rozpacz. Stagnację. Beznadzieję. Wytłumaczyłam Grzegorzowi, że musi rozpocząć terapię, inaczej nie poradzi sobie z dalszym życiem. Pokiwał głową, obiecał wizytę u lekarza.
Życie w przeszłości
Po dwóch latach ujrzałam go ponownie.
– Owszem, poszedłem do psychoterapeuty – odparł po przywitaniu. Następnie usłyszałam, że zrezygnował po paru sesjach. Nie mógł znieść rozgrzebywania duchowych ran. Psychiatry nie odwiedził. Nie był przecież umysłowo chory. Zresztą zamieszkał z nową kobietą.
Ucieszyłam się, lecz radość trwała krótko. W układzie Grzegorza znów odnalazłam odwróconą Śmierć, którą wspomagał trudny arkan Wisielca. Obie karty powiadamiały, że ból oraz poczucie żalu po utracie żony jeszcze mocniej się utrwaliły. Ostrzegłam więc, że nowy związek nie potrwa długo. Mężczyzna skwitował przepowiednię milczeniem. W rozmowie nieustannie wracał do starej relacji i zastanawiał się, jakie błędy popełnił. Precyzyjnie analizował słowa, gesty Sabiny. Nie przyjął w ogóle do wiadomości, że wymaga pomocy medycznej, zatem innej niż moja.
Dwanaście lat po rozwodzie Grzegorz zobaczył w kinie byłą żonę w towarzystwie dawnego rywala.
– Nie mogłem wytrzymać do końca seansu – wybuchnął na naszym późniejszym spotkaniu. – Przecież to ja powinienem siedzieć obok niej. To mnie powinna urodzić dziecko. Żałuję, że w żaden sposób nie zapłaciła za wyrządzoną mi krzywdę...
Podczas kolejnych kilku lat skarżył się na przykre sny z Sabiną w roli głównej. Miał dwie partnerki kochające, oddane. Zostawiał je w chwili, gdy uświadamiał sobie, że mógłby którąś obdarzyć czymś więcej niźli zwykłą sympatią. Dziś jest samotnym i zgorzkniałym człowiekiem.
Pogoń za pragnieniem
Martyna w młodości przespała się z chłopakiem. Spędzili z sobą noc, po czym amant więcej się nie pokazał. Martyna wyszła za mąż, odchowała córki.
Pewnego dnia wspominały z przyjaciółką swoje przygody miłosne. – Wiesz – powiedziała przyjaciółka, usłyszawszy historię jednorazowego romansu Martyny – może odszedł, bo ktoś cię przed nim oczernił? Nie kręciła się przy was żadna zazdrosna panienka?
Martyna zastanowiła się; była taka. Kiedyś zdrowo ochrzaniła ją za umizgi do swego narzeczonego. – No widzisz – odparła z ożywieniem przyjaciółka. – Zemściła się, suka. Inaczej Daniel na pewno by się z tobą ożenił. Te słowa głęboko zapadły w jestestwo Martyny.
Po miesiącu była pewna, że utraciła miłość swojego życia. Po dwóch – że facet kocha ją do dzisiaj.
Zdobyła jego adres, telefon. Na listy nie doczekała się odpowiedzi, więc uparcie dzwoniła. Daniel rozmawiał z przymusem i gdzieś po piątym telefonie zażądał, aby dała mu święty spokój. Wtedy przybiegła do mnie. Usiłowałam rozwiać złudzenia klientki. Szczęśliwie żonaty mężczyzna nie był zainteresowany kontaktami z nagabującą go kobietą. Jednak Martyna nie posłuchała.
Kiedy zaczął odrzucać połączenia, pojechała na drugi kraniec Polski tylko po to, żeby osobiście wyjaśnić mu sytuację. Niestety, zamiast na Daniela wpadła na jego małżonkę. Impulsywna niewiasta urządziła jej dziką awanturę i wykopała za próg.
Ale to nie koniec. Pech chciał, że rodzina Daniela przeniosła się do Warszawy, gdzie mężczyzna odziedziczył domek po dziadku. I wówczas w bloku Martyny poczęły się dziać dziwne rzeczy. Nieznany sprawca zalewał farbą drzwi mieszkania nieszczęsnej ofiary własnej imaginacji, wybijał szyby. Kobieta znajdowała na progu rozdeptane psie kupy. Cóż, widocznie żadna z pań nie była skłonna szybko dać za wygraną.
Maria Bigoszewska
fot. shutterstock