Przeszłość często ma wpływ na nasze życie. Nawet ta, o której nic nie wiemy. Czy jednak zawsze warto poznać wszystkie jej sekrety?
Ktoś kiedyś mnie spytał, jakie seanse wróżebne najbardziej zapadły mi w pamięć. Niewątpliwie te, kiedy musiałam się zmierzyć z przeszłością klienta. Na przykład pamiętam dzień, kiedy przyszła do mnie niepozorna szatynka. Usiadła, odetchnęła głęboko i w napięciu zaczęła opowiadać:
– Kiedy miałam czterdzieści lat, dowiedziałam się od ojca... nie, nie od ojca... od człowieka, który mnie wychował, że jestem adoptowana. Z domu dziecka zabrali mnie, gdy miałam blisko dwa latka. Mojej matce, alkoholiczce, odebrano prawa rodzicielskie. Nad dwojgiem dzieci. W państwowej placówce wylądowałam razem z siostrą. Moi przybrani rodzice nie wzięli tamtej dziewczynki. Miała padaczkę i jakieś problemy z mową. Źle rokowała, rozumie pani to? Zatem nas rozdzielono. Ja trafiłam do tatusia i mamusi, a siostra została w bidulu. Najpewniej na przepadłe.
Nie wiem, czy chcę poznać własną siostrę
Zagryzła usta. – Nie wiem, czy chciałabym poznać te fakty. Nikt mnie nie pytał o zdanie. Po prostu ojciec nagle zaprosił mnie do kawiarni i tam, ni stąd, ni zowąd, rąbnął z grubej rury. Podobno uczciwość nie pozwalała mu dłużej utrzymywać tajemnicy. Od tego momentu wszystko się zawaliło.
Umilkła. – Co mam zrobić z tą wiedzą? – spytała bezradnie. – Czy powinnam odszukać biologiczną rodzinę? Siostrę? Nie bardzo chcę...
Popatrzyłam w tarota. Według kart najpierw należało wyjaśnić coś innego.
– Tak czy inaczej dowiedziałaby się pani o swoim pochodzeniu – zastrzegłam. – Nadszedł na to czas. A co do siostry... Rodzice obawiali się, że nie podołają opiece nad chorą dziewczynką. Czy sądzi pani, że lepiej byłoby nie brać żadnej z was, aniżeli przysposobić tylko jedną, zdrową? Cóż. Mierzyli siły na zamiary. Bardzo panią kochali. Chyba miała pani szczęśliwe dzieciństwo, prawda?
Gdy potwierdziła, ciągnęłam: – Siostra mniej, lecz nie jest to wina pani rodziców. Zresztą i tak niczego się nie odwróci...
Dalej wróżba ujawniła, że biologiczna matka Pauliny wyjechała za granicę i tam wyszła za mąż za cudzoziemca. Zamknęła za sobą przeszłość. Odcięła się od niej. Wyparła. Córki nie były jej do niczego potrzebne. Natomiast siostra nie związała się z nikim. W tarocie ucieleśniła ją odwrócona Gwiazda, zatem kobieta nie radziła sobie z kwestiami uczuciowymi. Wybierała nieodpowiednich mężczyzn, była łatwowierna i znerwicowana. Co ciekawe, ona też rozpoczęła poszukiwania.
– Wasze spotkanie jest nieuniknione – stwierdziłam. – Nastąpi lada dzień... Kobieta pobladła gwałtownie.
– Niemożliwe – szepnęła.
A jednak. Dowiedziałam się potem, że siostry istotnie się odnalazły. Niestety, nie udało im się stworzyć pozytywnej relacji. Życie nieczęsto przypomina bajkę.
Kto jest moim ojcem?
Sprawdziło się to również w przypadku pana L.
– Jestem wiekowym człowiekiem – powiedział, gdy tylko usadowił się na krześle. – Przed śmiercią chciałoby się wyświetlić niektóre stare sprawy, nawet gdyby komuś wydawały się mało ważne. Widzi pani, u mnie niepewne są i miejsce, i data urodzin, a poza tym nikt nie wie, czy zgadza się imię ojca... Matkę w czasie wojny deportowano na Syberię. W urzędzie podała imię Arkadego i ono figuruje w akcie urodzenia, ale kiedy była już bardzo chora, wyznała, że równocześnie spotykała się z Izaakiem. Później enkawudyści przewieźli ją do innej miejscowości i o tamtych panach słuch zaginął.
– Przyszedłem na świat na leśnej polanie w porze sianokosów – kontynuował po chwili milczenia. – Nikt z zesłańców nie miał kalendarza, więc matka nie miała pojęcia, którego dnia wypadł poród. Podała datę lipcową, „bo było wtedy lato, synu”. Kiedy zacząłem samodzielnie szperać, doczytałem się, że sianokosy w tamtym rejonie rozpoczynają się w sierpniu. Więc jestem Lwem czy Panną? Polakiem czy Żydem?
Gdybym wiedział, kim jestem, byłbym inny
Patrzyłam na jego zestaw kart. Przedstawiał smutną i trudną egzystencję. Pan L. szybko poszedł do pracy. Prostej, fizycznej. Nie wykorzystał danych mu przez los zdolności, bowiem musiał opiekować się matką. W wyniku ciężkich przeżyć zapadła na depresję, może nawet na schizofrenię. Oboje borykali się z powojenną biedą, niemniej...
– Kto był moim ojcem? – Na to niecierpliwe pytanie ocknęłam się z zamyślenia i jeszcze raz rozłożyłam karty. – Arkady – odparłam. – Już nie żyje.
– Tak jak i moja matka – westchnął. – A co z moim znakiem zodiaku?
– Urodził się pan w pierwszej połowie sierpnia – oświadczyłam.
Wtedy mężczyzna uśmiechnął się jakoś smętnie. – Jestem Lwem...? Gdybym wiedział to wcześniej, pewnie umiałbym wykrzesać z siebie więcej optymizmu i siły...
Maria Bigoszewska
fot.shutterstock.com