Jeśli idziesz do wróżki, słuchaj jej rady. Karty nigdy się nie mylą, to ludzie błądzą.
Pewnego dnia przyszła do mnie klientka. Chciała, abym postawiła jej karty i zobaczyła w nich, czy interesy, w które chce się zaangażować, mają rację bytu.
– Mój mąż marzy o prowadzeniu ośrodka hippicznego – powiedziała Arleta. – A ja to tak różnie... Ostatnio pomyślałam o szkole tańca. Ciekawe, czy uda nam się coś z tego zrealizować? Rozłożyłam karty. Tarot wykluczył taniec. Dziewczyna z żalem westchnęła.
– A konie? – zapytała po chwili.
Stawiając po raz kolejny karty, pomyślałam, że pewnie pomysł Staszka również zostanie oceniony jako mało realistyczny. Tymczasem we wróżbie znalazły się arkana zapowiadające samodzielnie wypracowany sukces. Mimo to nie był on wcale oczywisty. Arkan Głupca przestrzega bowiem przed brakiem doświadczenia i nieumiejętnością przewidywania następstw swoich działań. Zawiadamia, że wszystko może przepaść, jeśli człowiek nie będzie koncentrował się na celu albo zacznie rozmieniać się na drobne. Zapowiada też kłopoty ze wspólnikami. O tym wszystkim powiedziałam Arlecie.
– Ojej, a Staszek bardzo się nakręcił na te konie. Szukamy tylko ładnego miejsca, gdzie wybudujemy ośrodek oraz stadninę i zaczniemy organizować wczasy w siodle – powiedziała.
– W porządku – kiwnęłam głową. – Jednak obecnie nie znajdą państwo odpowiedniego terenu. Uda się to za dwa – policzyłam karty – może trzy lata.
– To co zrobimy z kasą? – zmartwiła się. – Sprzedaliśmy dom po rodzicach. W co je mamy teraz zainwestować? Giełda? Fundusze?
Tym razem karty powiedziały, żeby nie kombinować, tylko pieniądze złożyć na lokacie. Żegnając się z dziewczyną, ponownie podkreśliłam, aby oboje dokładnie sprawdzali wiarygodność ludzi oraz dokumentów, z jakimi będą mieli do czynienia.
Półtora roku później Arleta przyszła ponownie. Usłyszałam od niej, iż wybrali odmienną od sugerowanej przez tarota metodę pomnażania kapitału. Mianowicie kupili mieszkanie w Warszawie. Transakcję zawarto w czasie, gdy ceny nieruchomości sięgnęły szczytu. Potem zaczęły spadać.
– Sądziliśmy, że wartość lokalu jeszcze wzrośnie, a dodatkowo zarobimy na wynajmie. Jednak nie udało się – relacjonowała Arleta. – Teraz byłoby dobrze, gdybyśmy sprzedali je po cenie zakupu.
Coś mi mówiło, że straty nie uda się uniknąć. Jednak w końcu doszukałam się informacji, że jeśli w takim, a takim okresie skontaktują się z tą, a nie inną agencją, to wyjdą mniej więcej na zero.
Zapytałam również, w jaki sposób szykują się do otwarcia ośrodka. Czy rozpoznali rynek usług, zdobyli potrzebne pozwolenia…
– Znalazłam cudowną terapeutkę, która przyrzekła z nami współpracować – powiedziała Arleta.
Wydało mi się to niewystarczające i kontrolnie rozłożyłam tarota, tym razem posłużyłam się tylko Małymi Arkanami.
– Nie – zaprzeczyłam. – Ta osoba na pewno się wycofa. Wpadnie w kłopoty...
– Dlaczego? – zdziwiła się. – Widzi pani, Celina jest współwłaścicielką prywatnej poradni medycznej. Organizuje tam zajęcia z niepełnosprawnymi dziećmi i to samo będzie wykonywała u nas. Hipoterapia ma wielką przyszłość. Ponadto Cela zachęciła mnie do zakupu udziałów w ich przychodni. Taka szansa drugi raz się nie powtórzy. Wzięliśmy kredyt i...
– Przecież mieli się państwo nie rozpraszać! Nie wdawać w żadne interesy! – przypomniałam zdezorientowana.
– To nie interes, to biznes – poprawiła z godnością. – Nad wszystkim czuwam. Wystartujemy, kiedy tylko odzyskamy kasę za mieszkanie. Staszek upatrzył już siedlisko nad rzeką.
Nie przekonałam jej, co wyjaśniło się po czterech latach, kiedy przyszła zapytać o zdrowie mamy.
– Ach! Gdybym wtedy posłuchała tarota! – jęknęła.
Okazało się, że przychodnia padła. Ulokowany w niej kapitał szlag trafił, zaś Arleta śmiertelnie pokłóciła się z Celą. Niestety, na modernizację siedliska zabrakło środków. Tkwią więc na głuchej wsi, prowadząc szkółkę jeździecką. Jest ciężko. A Staszek obwinia żonę o to, że zaufała jakiejś nierozsądnej wróżce.
Maria Bigoszewska
fot. shutterstock.com
Jeśli idziesz do wróżki, słuchaj jej rady