Nawet bardzo zakochany ksiądz nie rozgrzeszy kobiety, która podepcze jego uczucia, potraktuje jak zabawkę.
Pewnego dnia zapukała do moich drzwi młoda kobieta – Basia. Spojrzałam na nią i właściwie nie zdziwiłam się, gdy poprosiła:
– Proszę sprawdzić, co do mnie czuje pewien mężczyzna. Ma na imię Igor.
Położyłam tarota i po krótkiej chwili zakomunikowałam dziewczynie: – Kocha gorąco i prawdziwie.
Niestety, dziewczyna przygryzła wargi jak gdyby z nieukontentowaniem. Z lekka mnie to zdziwiło, ponieważ trudno o radośniejszą wiadomość. Dziewczyna jednak nie wyglądała na ucieszoną.
– Tak czy inaczej – mruknęła – to jego problem.
Przez pewien czas w milczeniu kontemplowałyśmy karty. Wreszcie uznałam, że powinnam dorzucić jeszcze jakiś konkret.
– Uduchowiony człowiek – oznajmiłam. – Stoi przed ważnym wyborem. Lecz nie chodzi o inną...
Przerwała: – Jest księdzem.
– A! – wydałam z siebie dźwięk świadczący, że pojmuję złożoność sytuacji.
– Wszystko strasznie się pogmatwało – jęknęła.
– Zadając się z nim, nastawiłam się na przelotny romans. Do głowy by mi nie przyszło, że...
I zrelacjonowała, jak się poznali. W urzędzie miejskim Basia zajmuje się m.in. wydawaniem pozwoleń na organizację imprez. W tej właśnie sprawie zgłosił się któregoś dnia młody, przystojny facet. Wikary z pobliskiej parafii. Złożył potrzebne papiery, pogadali chwilę. Po czym zawrócił z korytarza, żeby „w imieniu proboszcza” zaprosić ją na festyn. Nie pamięta, czy rzeczywiście miała ochotę pójść. Ale interesant zjawił się jeszcze raz, aby przypomnieć o obietnicy. Na tym festynie umówili się na oglądanie starego, wiejskiego cmentarzyka. Kolejne spotkanie zaliczyli w kawiarni, a następnie Igor wprosił się do niej pod pretekstem, że na mieście mógłby zobaczyć ich ktoś znajomy.
– Śmiać mi się chciało, bo on przecież był po cywilnemu, bez koloratki, i naprawdę trzeba by wyjątkowego pecha, żeby natknąć się na ciekawską dewotkę. Lecz udałam, że wierzę i pojechaliśmy do mojego mieszkania. Odtąd widujemy się ponad rok. Kłopoty zaczęły się przed trzema miesiącami. Wtedy nagle obwieścił, że idąc do seminarium, popełnił błąd. Przestraszyłam się, bo zadeklarował, że po-rzuci stan duchowny i rozpocznie nowe życie. Ze mną.
Chwilę milczała, nie patrząc mi w oczy, a potem zaczęła się głośno zastanawiać:
– Po co mi były kapłan? Czy chce urządzić się moim kosztem? Niedoczekanie!
Basia chciała zdecydowanie wycofać się z układu.
Niestety, Igor bez jej wiedzy powiadomił o całej sprawie proboszcza i ten zawitał „przemówić Barbarze do rozumu”.
– Mnie! – zdenerwowała się. – Mnie, która nie ma zamiaru brać sobie na kark jakiegokolwiek faceta!
Uniosłam brwi: – Rzeczywiście? Zatem czemu we wróżbie znalazł się Rycerz Pucharów? Symbolizowany przez niego człowiek niebawem przyjedzie z zagranicy...
Zaśmiała się z lekkim zażenowaniem:
– No, właśnie. To mój narzeczony. Długo pracował na Cyprze. Teraz wraca. Za wierność obiecał mi samochód. Pojmuje pani, że nie mogę wplątywać się w żadne głupie historie. Czy Igor, chłopak bez konkretnego zawodu, kasy, zdołałby utrzymać dziewczynę na odpowiednim poziomie?
• • •
Identyczne pytanie – o rodzaj uczuć, jakie żywi dla niej znajomy – zadała cicha trzydziesto-latka, Bronka. Po czym wyciągnęła zdjęcie ciemnowłosego kawalera w sutannie.
Okazało się, że jest samotną mamą. Mieszka w niedużym miasteczku.
– Wszyscy stamtąd pouciekali. Nie ma pracy, perspektyw. Ja zostałam, bo dokąd pójdę z małym synkiem? Jest ciężko, ponieważ żyjemy wyłącznie z emerytury rodziców i alimentów na Stasia.
Jedyną rozrywkę w tej beznadziei stanowiły godziny spędzone w parafii. Od wczesnej młodości Bronka udzielała się w kółku różańcowym, pomagała w pracach porządkowych przy kościele. Lecz od kiedy nastał nowy ksiądz, działalność wśród wiernych rozszerzyła się o rozgrywki sportowe, wycieczki... Bronka angażowała się we wszystko. Sama nie wie, jak to się stało, ale osoba duszpasterza bez reszty opanowała jej myśli. Głowę straciła całkowicie, gdy kiedyś o zmierzchu ksiądz zwierzył się jej, że często bywa mu smutno. Postanowiła go ośmielić.
Opowiedziała o swoich kłopotach i o tym, jak bardzo brakuje jej bliskości mężczyzny. Przy pierwszej sprzyjającej okazji znacząco ścisnęła go za rękę. Posyłała powłóczyste spojrzenia. Rzecz w tym, że ksiądz – niegdyś otwarty i wylewny – dziwnie ochłódł. Unikał sam na sam. Bronka martwiła się, ale nie dała za wygraną.
– Czy wrócą nasze wieczory? – pytała kart.
Negatywną odpowiedź przyjęła ze łzami w oczach. A ja doszłam do wniosku, że niebawem powróci tutaj z tym samym problemem i prośbą o miłosne czary. Co istotnie nastąpiło po roku.
Maria Bigoszewska
fot.shutterstock.com
Nawet bardzo zakochany ksiądz nie rozgrzeszy kobiety, która podepcze jego uczucia, potraktuje jak zabawkę