Bycie singlem dla jednych jest piekłem, dla innych niebem. Najważniejsze to zrozumieć, do jakiej kategorii się należy.
– Kim będę w przyszłości? – zapytała mnie Diana, jak tylko usadowiła się przy tarotowym stole. Potasowałam talię i wyciągnęłam z niej leżący pośrodku arkan.
– Zadowolonym singlem – odparłam. Ale kiedy podniosłam na dziewczynę oczy, zauważyłam, że minę ma raczej nietęgą.
– Hm, jestem mężatką – oznajmiła.
No ładnie, pomyślałam. Kiedy wybiorę następny zestaw, zapewne okaże się, że Diana zostanie porzucona albo na przykład owdowieje... Przykre. Niełatwo mówić człowiekowi o takich rzeczach.
Świetne małżeństwo na odległość
Bez entuzjazmu zaczęłam układać karty, lecz obraz, jaki się przede mną wyłonił, był inny, niż oczekiwałam.
– Rzeczywiście wyszła pani za mąż – potwierdziłam. – Partner związał się z panią, bo zapragnął mieć dom, rodzinę. Niestety, nie mieszkacie razem. To się niebawem zmieni, chociaż...
– Super! – przerwała.
– ...chociaż będzie to chyba trudne doświadczenie.
– Ale szanse istnieją?
– Tak – pokiwałam głową z namysłem.
– Problem w tym, żeby obopólnie akceptować drugą osobę oraz umieć zdobyć się na kompromis.
– Jasiek pływa – Diana odchrząknęła i poprawiła się energicznie na krześle. – Wiedziałam, na co się decyduję, wychodząc za marynarza. Ale ile można jadać i spać samotnie? Zaczęłam nalegać, żeby poszukał pracy na lądzie. Właśnie zajął się wysyłaniem CV. To zresztą niejedyna odmiana w moim życiu. Uczęszczam na warsztaty plastyczne i wkrótce otworzę swoją pierwszą wystawę. Pytając, kim będę, liczyłam, że odpowie pani: kobietą spełniającą się w związku i w sztuce.
– Rozumiem – podjęłam. – Nie należy jednak zapominać, że bywa różnie. Ujmę to w taki sposób: proszę wsłuchać się w siebie i nie robić niczego wbrew sobie. Wówczas będzie pani szczęśliwa.
– Z mężem? – dociekała.
– Niekoniecznie. Priorytety często ewoluują pod wpływem sytuacji... – zawiesiłam głos.
– Nie moje – stwierdziła pewnie.
– Ponadto widzę przed panią aktywność fizyczną, a nie artystyczną – ja także nie odpuszczałam.
– Zakładam, że jedno nie wyklucza drugiego – rzuciła krótko i obiecała zawiadomić mnie o wernisażu. Po czym umilkła na całe dwa lata.
W tym okresie do gabinetu przychodziło wiele kobiet. Część pozostawała w związkach, lecz bez względu na obecność partnera czuły się w nich osamotnione. Szczególnie zapamiętałam Jolę. Przeraźliwie bała się samotności. Mimo kompletnego, zdawałoby się, rozpadu małżeństwa, uparła się utrzymać relację.
Odwodziłam ją od tego pomysłu, ponieważ w kartach szanse na powodzenie wyglądały nieciekawie. Niejaką nadzieję niosła tylko ewentualna duchowa praca z kimś, kogo symbolizowała karta Papieża. Doradziłam więc terapeutę. Jola z determinacją uchwyciła się tej możliwości. Podczas psychoterapii nauczyła się, jak wydobyć się z roli ofiary. A kiedy odzyskała pewność i wiarę w siebie, zdumiony mąż zaczął ją lepiej traktować. Małżeństwo przetrwało.
Gdy przeciwieństwa się odpychają
Ale wróćmy do Diany... Kiedy wreszcie zatelefonowała, dowiedziałam się, że nie doszło do anonsowanej niegdyś prezentacji obrazów. Zmieniło się kierownictwo galerii. Nowa właścicielka oświadczyła malarce amatorce, że na wystawę jest zdecydowanie za wcześnie. Dla ambitnej dziewczyny to był cios.
W tym samym czasie koleżanka wprowadziła ją w środowisko hodowców koni. Początkowo Diana chciała tworzyć obrazy klaczy ze źrebakami, jednak – jak powiedziała sobie po krytycznym przyjrzeniu się dziełom własnej produkcji – nie urodziła się Kossakiem. Ale nie przeszkadzało dziewczynie spędzać w stajniach coraz więcej godzin. Konie stały się jej pasją.
Mąż zaczął zgłaszać pretensje, że jest zaniedbywany. Po którejś awanturze Diana uświadomiła sobie, że wyprawy do stadniny stanowią także formę ucieczki od małżonka. Nie była skłonna mordować się nad dopasowaniem charakterów.
Nawykły do władzy oficer wyznaczał jej plan dnia, a wieczorami usiłował rozliczać z poszczególnych zadań. On w codziennym pożyciu okazał się pedantem bez poczucia humoru. Diana radosną bałaganiarą. Gdzie te czasy, kiedy uważała, że przeciwieństwa się przyciągają?
Po kilkunastu miesiącach szarpaniny zapytała samą siebie, czy zamierza utrzymać to małżeństwo. I dotarło do niej: nie, za żadną cenę.
– Mąż się wyniósł, a ja poczułam olbrzymią ulgę. Jestem znów wolną istotą – podsumowała i nagle parsknęła śmiechem: – Czy pani wie, co robię? Codziennie rano całuję się w rękę i mówię głośno: „Diana, kochanie, jaka ty mądra jesteś, że przegnałaś tego faceta. Pamiętaj, nigdy więcej".
Maria Bigoszewska
fot. shutterstock
Bycie singlem dla jednych jest piekłem, dla innych niebem