Filantropijne ciągoty Mikołaja dają o sobie znać już na etapie przedszkola.
Reszta chłopaków wrzeszczy, gania, niszcząc zabawki, a Mikołaj, niczym jednoosobowy Ochotniczy Hufiec Pracy, zbiera talerze po obiedzie i pomaga wciągać rajstopki zbaraniałemu Antosiowi. W podstawówce podpowiada innym na klasówkach, mężnie przyjmując wlepiane mu z tego powodu jedynki. Z czasem przestawia się na model „niewidzialna ręka” – pomaga po kryjomu, aby nie musieć wysłuchiwać ciągłych komplementów. Nie lubi okazywać uczuć ani opowiadać o swoich dobrych uczynkach. Robi, co może, żeby nie wyjść na altruistę – udaje zimnego drania, na wszelki wypadek palnie od czasu do czasu coś w stylu „biedni są sami sobie winni”. Oczywiście to mydlenie oczu. Mikołaj przejmuje się losem wszystkich i wszystkiego. Tyle tylko, że nie lubi pustego rozgłosu. Przecież on dąży do Wielkości, chce być Wybitnym Człowiekiem, a nie tematem plot przy piwie. Z tego powodu doskonale sprawdza się w zawodach tak zwanego zaufania społecznego: jako polityk, lekarz, księgowy, sędzia, menedżer czy kapitan.
Jest urodzonym biznesmenem, potrafi wszystko załatwić uczciwie i skutecznie, a na dodatek nie dostaje małpiego rozumu od nadmiaru kasy. Pracuje nie po to, żeby dorobić się jacuzzi i jaguara, tylko dla satysfakcji z wykonanego zadania. Dlatego zamiast wydawać kasę na kolorowe drinki, co miesiąc śle tłusty czek do fundacji dobroczynnej. Drażnią go ludzkie słabości. Odmawia podawania ręki tchórzom i lizusom. Nie lubi dużo gadać, więc w mało przenikliwym towarzystwie cieszy się opinią mruka i gbura.
Za to przyjaciele dobrze wiedzą, że Mikołaj to złoty facet z poczuciem humoru i zdrowym dystansem do własnej osoby. No i można na nim polegać. Szef wie, że Mikołaj nie będzie podważał jego autorytetu. Żona śpi spokojnie, mając pewność, że wianuszek koleżanek otaczających Mikołaja to grupa wsparcia, a nie harem. Dzieci patrzą w niego jak w obraz po tym, jak zrezygnował z kupna samochodu, żeby zasponsorować im naukę tenisa. Niestety, nawet wśród tych wspaniałych mężczyzn trafiają się zgniłe jabłka. Zdarza się bowiem, że Mikołaj zbyt mocno chce być Wielki. Zaczyna wtedy „pomagać” ludziom wbrew ich woli, terroryzować ich „dla ich własnego dobra”. Narasta w nim pogarda dla bliźnich, widzi tylko irytujące go wady. Dlatego pamiętajcie, Mikołajowie: kochajcie bliźniego jak siebie samego!
fot. east news
Weronika Kowalkowska