Odpowiedzialny, uparty, niestraszne mu żadne wyzwania, bo gdy trzeba, potrafi wykrzesać z siebie nadludzką silę. Niestety, w dążeniu do celu zdarza mu się zapomnieć o najbliższych.
Dawno, dawno temu imię Bartosz było po prostu (obok Bartka i Bartusza) jednym z polskich zdrobnień Bartłomieja. Z czasem udało mu się uzyskać „niepodległość”, ale jego patronowie pozostali bez zmian. Na przykład święty Bartłomiej, który został apostołem dzięki swojemu najlepszemu przyjacielowi. Filip (bo tak miał na imię ów przyjaciel) był uczniem Jezusa. Nie wiadomo, ile zajęło mu przekonanie sceptycznego, nie znoszącego Nazarejczyków przyjaciela, aby udał się na spotkanie z Chrystusem. W każdym razie po tym spotkaniu Bartłomiej radykalnie zmienił poglądy. Wraz z Filipem znalazł się w gronie apostołów i już nigdy nie opuścił swojego nauczyciela.
Po śmierci Jezusa głosił Słowo Boże w tak odległych krainach, jak Indie czy Etiopia. Niestety, swój największy sukces „dydaktyczny” – ochrzczenie brata króla Armenii – przypłacił głową. Król, który uważał chrześcijan za niebezpieczną sektę i kategorycznie nie życzył sobie żadnego nawracania, rozkazał pojmać Bartłomieja i skazał go na śmierć. Niestety, okrucieństwo było w tamtych czasach w modzie, więc nim Bartłomiej zginął od ciosu miecza, został ukrzyżowany, a potem (tak twierdził święty Izydor) obdarty żywcem ze skóry. Brrrr.
Warto wspomnieć także błogosławionego Bartłomieja Longo (1841-1926), który choć był pobożnym i mądrym chłopcem, przeszedł w czasach studenckich epizod... satanistyczny. „Zarażony duchem laickim”, występował przeciwko Kościołowi, publicznie drwił z księży i liturgii, potem bawił się w czary oraz spirytyzm, aż wreszcie wstąpił do sekty satanistów i został przez nią „wyświęcony” na kapłana! Na szczęście wkrótce się opamiętał i nawrócił, by przejść do historii jako założyciel sierocińca, instytutu opieki nad dziećmi więźniów, opiekun duchowy mieszkańców Pompei, a także twórca modlitewników, nowenn, rozważań oraz nowych form nabożeństwa.
Imię Bartłomiej (a więc i Bartosz) oznacza „syna oracza” i choć brzmi bardzo słowiańsko, tak naprawdę pochodzi z języka aramejskiego. W Bartoszach bardzo wcześnie wykształca się poczucie odpowiedzialności i obowiązku. Kiedy inne dzieci beztrosko psocą, Bartosze opiekują się młodszym rodzeństwem, odbywają poważne rozmowy z rodzicami i cierpliwie tłumaczą rówieśnikom, czemu skakanie na główkę do stawiku nieopodal domu nie jest najlepszym pomysłem. Wszystko dlatego, że patronuje im ÓSEMKA. To dzięki niej wyrastają na poważnych, wytrwałych i upartych jak barany młodzieńców. W imię ideałów są w stanie poświęcić wszystko i nie boją się porażki. Poczucie odpowiedzialności za losy innych sprawia, że często zostają wysokiej rangi urzędnikami. Wielu Bartoszy decyduje się także na wymagającą rygoru i żelaznej konsekwencji karierę sportowca. Pokonani nie zalewają się łzami bezsilności, tylko zaczynają wszystko od początku i z jeszcze większą determinacją dążą do celu. Tym bardziej że w razie potrzeby są w stanie wykrzesać z siebie niemal nadludzkie siły. Niestety, w ferworze walki zdarza im się zapominać o tym, że dzieci tęsknią, że jest piękna wiosna, a żona ma już dość rozmów o pracy i marzy o romantycznym pikniku.
Imię Bartosz najbardziej pasuje do Skorpiona. Następne w kolejce są Koziorożce, Barany oraz Panny. Bardzo dobrze jako Bartosz będzie prezentował się Wodnik. Za to zmysłowe, ceniące sobie wygodę oraz spokój Byki, Wagi i Ryby mogą mieć z tym imieniem kłopoty.