Arnold Schwarzenegger (Lew) Aktor hollywoodzki (znany m.in. z głównej roli w filmie „Terminator”) i polityk – gubernator amerykańskiego |
Arnold stanu Kalifornia.
18 LIPCA.
Jakie nadzwyczajne okoliczności sprawiły, że święty Arnold porzucił wielce obiecującą karierę w wojskowości i został pustelnikiem, nie wiadomo. Przecież świat stał przed nim otworem – Arnold pochodził ze szlacheckiej rodziny, był zdrowy, młody, bogaty, zdążył już wykazać się odwagą oraz sprytem w kilku kampaniach wojennych i zwrócić na siebie uwagę dowódców.
Aż tu nagle postanowił zbojkotować świat doczesny i zatrzasnął za sobą drzwi maleńkiej celi klasztoru w Soissons. Nie opuścił jej przez trzy lata.
Jedzenie i picie zostawiano mu na progu, święty nie odzywał się do nikogo i nie uznawał odwiedzin. Wreszcie jednak odezwała się młodzieńcza potrzeba towarzystwa i Arnold dołączył do reszty braci zakonnych. Wkrótce potem cieszył się już takim szacunkiem, że jednomyślnie wybrano go na opata.
Arnolda wcale to nie ucieszyło – uznał, że nie jest godzien takich zaszczytów. W desperacji próbował nawet uciec z klasztoru, ale nocą ogromny wilk zastąpił mu drogę i zagnał z powrotem w objęcia zakonników. Chcąc nie chcąc, Arnold musiał przyjąć wyznaczone mu stanowisko. Co gorsza, wykazał się takim profesjonalizmem, że w roku 1081 powołano go na biskupa Soissons!
Święty wykręcał się jak mógł, ale bezpośredni rozkaz papieski przypieczętował sprawę. Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane i po jakimś czasie mógł zrezygnować z niechcianej funkcji. Ufundował wtedy własne opactwo we Flandrii i tam żył w spokoju aż do śmierci w 1087 roku.
Z okazji tego, że założył w swoim klasztorze doskonale prosperujący browar i uratował życie wielu okolicznym wieśniakom, nakłaniając ich do picia piwa zamiast kipiącej od bakterii wody, mianowano go patronem piwowarów. Co ciekawe, niemal identyczną historię opowiada się o pewnym świętym z Metzu (Lotaryngia), też Arnoldzie, tyle że żyjącym cztery wieki wcześniej.
Starogermańskie imię Arnold wywodzi się od słów „orzeł” i „panować, rządzić”. Rzeczywiście, panów, którym je nadano, wyróżnia silny charakter i żelazna wola. Są wytrzymali, uparci, bardzo konsekwentni w swoich działaniach. Lubią się sprawdzać. Łatwe zwycięstwa wcale ich nie cieszą – w drodze do celu chcą powalczyć, zmagać się z przeciwnościami i własnymi słabościami. Bardzo wysoko cenią dyscyplinę i systematyczność, dlatego wielu z nich wybiera karierę sportowców lub wojskowych.
Arnoldom patronuje CZWÓRKA, liczba stabilności, trwałości. Stąd ich zdrowy rozsądek, mocno rozwinięte poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych. Arnold rzadko myli się w ocenie sytuacji – zawsze umie stwierdzić, czy coś jest możliwe do wykonania, czy nierealne.
Każdy jego krok jest przemyślany, ostrożny; nie grozi mu przerost ambicji ani to, że po odniesieniu sukcesu zacznie zadzierać nosa. Można mu za to zarzucić brak fantazji, nadmierne przywiązanie do rutyny oraz niewystarczającą elastyczność. Zdarzają się także wśród Arnoldów, na szczęście rzadko, patologiczne uparciuchy i pedanci przedkładający porządek w szafce z bielizną nad porozumienie z własną rodziną. Najlepszym kandydatem na Arnolda jest, rzecz jasna, Koziorożec. Także Panna nadaje się doskonale. Bliźnięta i Wodniki pod wpływem tego imienia staną się bardziej racjonalne, Raki uwierzą w siebie, a Byki zwalczą w sobie próżność. Pozostałe znaki (nie licząc Ryb i Wag, które są na to imię zbyt delikatne) powinny uważać, by jako Arnoldowie nie stały się osobnikami zawziętymi i szorstkimi w obejściu.
WERONIKA KOWALKOWSKA