System opieki zdrowotnej w Polsce ledwie dyszy, więc trzeba mieć końskie zdrowie, żeby chorować. Ale po co w ogóle chorować, skoro możemy skorzystać z samouzdrawiających mocy naszego organizmu...
Ile razy słyszeliśmy, że ktoś cudem wrócił do zdrowia? A to cofnął się guz, zniknął rak. Ktoś wyszedł z fatalnie zapowiadającej się grypy w dwa dni… Deepak Chopra, słynny amerykański lekarz pochodzenia indyjskiego, filozof, ekspert medycyny ajurwedyjskiej, w swojej rewelacyjnej książce „Zdrowie doskonałe” opisuje przykład mężczyzny, który kilkukrotnie zaczynał mieć początki raka krwi i za każdym razem choroba się cofała, bo mężczyzna, zabiegany biznesmen, „nie miał czasu na choroby”. I przykład kobiety, która miała wszelkie szanse na wyjście z początków raka, ale od razu się poddała… i przegrała. Te dwa przykłady wystarczą, byśmy zrozumieli, że w każdym z nas tkwi wewnętrzny lekarz, wewnętrzna apteka i wewnętrzna fabryka cudów – a czy z nich skorzystamy, czy nauczymy się je wzmacniać, zależy wyłącznie od nas samych.
Wcale nie muszę chorować!
Jeśli podczas zwykłego przeziębienia uruchomimy myślenie pozytywne, to wzmocnimy siły obronne organizmu o 15 procent, twierdzą lekarze. Wystarczy powtarzać sobie: „nie będę chory”, „wcale nie muszę zachorować” i – to podstawowy warunek – głęboko w to wierzyć. Hipokrates często mawiał, że „lekarz leczy, a natura uzdrawia”. Dzisiaj wiemy, że nie mijał się z prawdą. Nasze komórki są niezwykle zorganizowane i „pracują” w specjalnym programie samouzdrawiającym. Przy każdym ataku wirusów i bakterii komórki odpornościowe rozpoznają intruza i natychmiast podejmują z nim walkę, którą na ogół wygrywają. Tak samo dzieje się, gdy np. złamiemy rękę albo się skaleczymy. Nasz organizm sam rozpoczyna leczenie, uruchamiając „wewnętrznego lekarza”, czyli siły samouzdrawiające, które rozpoczynają proces gojenia i zrastania. Angielski lekarz Dawid Coleman uważa, że nasze ciało może bez pomocy z zewnątrz „wyleczyć” ponad 90 procent wszystkich chorób. – Mamy w sobie również wyjątkową aptekę – dodaje. – Organizm jest w stanie wyprodukować nawet 40 leków, którymi sam leczy różne schorzenia. Ale produkuje je tylko wtedy, gdy pojawia się choroba. Warto przypomnieć słowa Alberta Schweitzera, XIX-wiecznego alzackiego lekarza, teologa i filozofa, który mawiał, że wszystko, co możemy zrobić podczas choroby, to stworzyć warunki do leczenia dla lekarza, który w nas mieszka.
Pacjencie, lecz się sam
Jak więc stworzyć takie warunki? Najpierw przypomnijmy sobie prawdę, która ostatnio dociera do większości ludzi, a przede wszystkim lekarzy: większość chorób ma źródło w naszej psychice. Co więcej, moc naszego systemu odpornościowego oraz sił regeneracyjnych zależy od stanu naszej psychiki. Czyli ktoś zestresowany, smutny, pełen złości, nienawiści i innych złych emocji zachoruje szybciej, będzie chorował dłużej i ciężej niż ktoś pogodny i nastawiony optymistycznie do życia. Jeśli ktoś „nie ma czasu na choroby”, to może w ogóle nie chorować albo przechodzić grypę, nawet jej nie zauważając… A najsilniejszą barierą dla chorób – wirusów, nowotworów, bakterii – jest oksytocyna, zwana hormonem szczęścia, która w niezwykły wręcz sposób wzmacnia nasz system obronny. Czyli pierwszym krokiem w naszej walce o zdrowie jest skłonienie organizmu do produkcji oksytocyny. To nic trudnego – hormon ten nasz mózg wytwarza w chwilach, gdy jesteśmy z ukochanymi osobami – dotykamy ich, śmiejemy się z nimi. Kiedy czujemy ich miłość czy sympatię, zalewa nas uczucie zadowolenia, radości, szczęścia – to efekt działania właśnie wyprodukowanej porcji oksytocyny. Im więcej w naszym otoczeniu będzie ludzi zadowolonych, tym więcej popłynie od nich w naszą stronę pozytywnej energii. – Sieć dobrych sprawdzonych przyjaciół prowadzi do duchowej równowagi i zmniejsza ryzyko zawału serca – mówią szwajcarscy lekarze. – Dbajmy o to, żeby w partnerskim związku być jak najbliżej siebie, zarówno fizycznie, jak i duchowo.
Cudowne uzdrowienie muzyką
Bądźmy optymistami, którzy dzięki niskiemu poziomowi stresu mają wzmocnione naczynia krwionośne. Dużo się śmiejmy! Deepak Chopra opisuje w książce przykład śmiertelnie chorego, który przez kilka dni oglądał ulubione komedie i zarykiwał się do łez. Po tej terapii choroba się cofnęła. Ciekawe wyniki uzyskali naukowcy z norweskiego uniwersytetu w Trondheim, którzy ankietowali ponad 50 tysięcy ludzi. I co się okazało? Zdrowsi są ci, którzy nie stronią od udziału w życiu kulturalnym. Chodzenie do teatru, na koncerty, wystawy, do muzeum obniża ciśnienie krwi, odpręża. A jest jeszcze lepiej, kiedy samemu się maluje, muzykuje – szczególnie śpiewanie w chórze działa pozytywnie na organizm, a wzmacnia go już samo słuchanie ulubionej muzyki. Kilka lat temu muzyka „wyleczyła” chorego pacjenta, studenta niemieckiego konserwatorium muzycznego. Operacyjne usunięcie guza w mózgu spowodowało paraliż. Muzyk miał resztę życia spędzić na wózku inwalidzkim. Tymczasem przyniesiono mu do szpitala słuchawki i mp3 z jego ukochanymi utworami Jana Sebastiana Bacha. Słuchał ich przez całą noc „jak w transie”. Podczas porannej wizyty na pytanie lekarzy, jak się czuje, poruszył palcami u stóp. Po pewnym czasie zaczął poruszać nogami i odzyskał w nich władzę. Jak potem przyznał, dzięki temu wydarzeniu zmieniło się jego spojrzenie na świat, bo doświadczył rzeczy niemożliwej. Jego zdumiewający powrót do zdrowia poruszył całe środowisko medyczne.
Co przeszkadza w samouzdrawianiu
* Palenie papierosów i potrawy bogate w tłuszcz, które dosłownie blokują wszelką działalność komórek naprawczych.
* Stres, który podnosi ciśnienie krwi oraz zakłóca pracę żołądka i jelit, a także utrudnia gojenie się ran i likwidowanie stanów zapalnych.
Pamiętajmy, że nasze ciało samo wie, jak nas leczyć. Dajmy mu tę szansę i przestańmy je zatruwać używkami. Wtedy będzie mogło swobodnie produkować swoje leki i doprowadzić się do porządku.
Tankowanie słonecznej energii
Immunolodzy wprost zachęcają do rozwijania własnych zainteresowań, ponieważ mobilizują one siły wewnętrzne do obrony. Warto też od czasu do czasu pomarzyć. To naprawdę działa. Jest i bardziej wyszukana forma marzeń, a mianowicie medytacja. Medytacje redukują stres i w ten sposób uwalniają organizm od obciążeń psychicznych, a już to wystarczy, by sam się wzmacniał. Lekarze zalecają również bardzo skuteczną formę pobudzania i wzmacniania sił obronnych, jaką jest wizualizacja. Wystarczy usiąść na świeżym powietrzu lub w domu w nasłonecznionym miejscu, zamknąć oczy i wyobrazić sobie, jak promienie słoneczne wnikają do naszego ciała i je ogrzewają. Jak ich „złota energia” dochodzi do każdej komórki i napełnia ją. Ćwiczenie to skutkuje i wtedy, gdy coś nas boli – wówczas trzeba „skierować” cały snop słonecznej energii w konkretne miejsce.
Marta Ammer
fot.shutterstock.com