Zawsze wierzyłam w istnienie anioła stróża. Ale to, co mnie spotkało tamtego dnia, wręcz przerosło moje wyobrażenia.
Gdy przychodzi koniec miesiąca, w mojej firmie – a pracuję w biurze rozrachunkowo-podatkowym – wszyscy siedzą po godzinach. A że wtedy był czas urlopów, to roboty miałam jeszcze więcej. Wyszłam z biura około 22.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Ulice o tej porze były już niemal puste. Po gorącym dniu nagrzany asfalt oddawał ciepło. Nie było wiatru, a na bezchmurnym niebie widać było gwiazdy. Kiedy pół godziny później zajechałam przed dom, pomyślałam, że byłoby fajnie pobiegać przed snem. Dzięki temu mogłam zrzucić z siebie stres ostatnich godzin i rozruszać kości po całym dniu ślęczenia przed komputerem. Tak, uznałam, to doskonały pomysł.
Atak znienacka
Nasze osiedle domków jednorodzinnych jest dosyć rozległe, ale jednocześnie zamknięte, więc byłam przekonana, że o tej porze, pomiędzy domami, w których palą się światła i są w nich ludzie, mogę czuć się bezpiecznie. Przebrałam się w dresy i wyszłam z domu. Wokół osiedla biegnie uliczka. Zazwyczaj okrążałam osiedle dwa razy, by wyrobić normę trzech kilometrów.
Noc była ciepła, z mijanych domów płynęła muzyka, nikogo na drodze… idealne warunki do biegu. Nim ruszyłam, podeszłam do swojego samochodu, żeby zostawiać na jutro w bagażniku najnowsze dzienniki urzędowe, które właśnie nadeszły pocztą na mój domowy adres.
Kiedy już miałam zamykać bagażnik, poczułam uderzenie w tył głowy. Straciłam przytomność i przewróciłam się na trawnik. Najwidoczniej jednak kaptur z tyłu głowy zamortyzował uderzenie, gdyż kilka sekund później wróciła mi świadomość. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje, gdzie jestem. Otworzyłam oczy i zobaczyłam młodego mężczyznę, który wsiadał do mojego samochodu. Złodziej! Ta myśl nagle wywołała przypływ adrenaliny w moich żyłach i odzyskałam siły.
– Hej – krzyknęłam. – Co robisz? To moje auto! – I zaczęłam nieporadnie podnosić się z ziemi.
Trzeba było siedzieć cicho. Drań odwrócił się i zobaczył, że na niego patrzę. Wyskoczył z samochodu i zaczął okładać mnie pięściami. Upadłam. Poczułam kopnięcie. W oczach faceta błyszczało coś okropnego. Miałam wrażenie, że może być na Mocarzu czy innym dopalaczu. Mógł mnie zabić, a jutro tego nie pamiętać.
Wzywałam pomocy, ale głos miałam zduszony. W pewnej chwili facet złapał mnie za bluzę i zaczął ciągnąć w stronę samochodu. To był mój koniec.
– Aniele, ratuj – krzyknęłam głośno, patrząc w rozgwieżdżone niebo.
Mój krzyk widocznie usłyszeli sąsiedzi, gdyż z okolicznych domów zaczęły wybiegać kobiety. W świetle palących się latarni widziałam, jak zmierzają w naszą stronę.
Kto mi pomógł?
Mężczyzna przestraszył się. Odepchnął mnie i uciekł. Leżałam chwilę nieruchomo na trawniku. Od uderzeń i kopnięć wszystko mnie bolało – brzuch, nogi, twarz. Czułam, że miałam podbite oko, ale przeżyłam. Wszystko dzięki sąsiadkom. Uniosłam się na łokciach, żeby podziękować, ale wokół mnie nie było nikogo.
Z trudem podniosłam się na nogi i rozejrzałam po uliczce. Była pusta i cicha. Gdzie podziały się wszystkie kobiety? Czyżby coś mi się przywidziało? Nie bardzo wiedziałam, co o tym myśleć. Zadzwoniłam na policję, potem pojechałam do szpitala na obdukcję.
Następnego dnia policja złapała złodzieja. Był wystraszony i twierdził, że zaatakowała go grupa kilkunastu kobiet. Czyli nie miałam halucynacji...
Upiekłam ciastka i przeszłam się po sąsiadkach, by im podziękować. Żadna nie przyznała się do nocnej pomocy. Większość z nich o tej porze już spała.
Teraz już wiem, że z pomocą przyszły mi anioły kobiet, które mieszkały w sąsiednich domach. Najwidoczniej po tamtej stronie życia istnieje coś takiego jak anielsko-kobieca solidarność.
Marzena z Poznania
fot. shutterstock