Wiemy, że to tylko iluzja, ale przez jedną piękną chwilę wierzymy w jego cudowną moc... David Copperfield to mistrz iluzji...
Jako dwunastolatek David Seth Kotkin brał pięć dolarów za występ. Z początku przyjął pseudonim Davino, ale wkrótce zmienił je na David Copperfield. Kiedy zaczynał karierę artystyczną, nie spodziewał się, że w wieku trzydziestu siedmiu lat będzie jednym z najsłynniejszych iluzjonistów świata z zarobkami sięgającymi pięćdziesięciu milionów dolarów rocznie. Stawia go to w rzędzie takich tuzów rozrywki, jak Madonna czy Phil Collins.
Perfekcyjny do bólu
– Nigdy nie jestem z siebie zadowolony – często stwierdza w wywiadach prasowych – i zawsze na nowo przepracowuję swoje numery. To ciągły, nieustający proces. Nic dziwnego, Copperfield to zodiakalna Panna, perfekcyjna do bólu. I ta cecha charakteru wyjątkowo mu się przydaje. W czasie swoich pokazów David dokonuje bowiem prawdziwych cudów. Oto spowodował zniknięcie Statui Wolności na oczach milionów telewidzów oraz gapiów oblegających nabrzeże ujścia rzeki Hudson. Zasłonięto statuę. Kiedy zdjęto płachtę tkaniny, statui za nią nie było. W chwilę później zasłona uniosła się i ponownie opadła – statua stała na poprzednim miejscu.
Jak on to zrobił? Gdyby nie ludzie stojący na nabrzeżu, można by wszystko potraktować jako telewizyjny trik. I choć zdajemy sobie sprawę, że za sukcesem magika stoi ciężka praca dziesiątek ludzi, inżynierów, którzy wymyślają triki i sposób ich wykonania za pomocą najnowocześniejszej techniki, to efekt przypomina prawdziwą magię. Choć wciąż nie wiemy, co zrobił Copperfield, by zniknęła Statua Wolności, to wiemy, jak on sam przeniknął przez Wielki Mur Chiński.
Tajemnica przenikania
Widzowie zostali ustawieni po obu stronach muru i bacznie śledzili pokaz. Copperfield wszedł na rampę w centralnym punkcie muru. Chwilę potem asystenci rozpięli trzyczęściowy ekran, którym osłonili iluzjonistę ze wszystkich stron. Nad ekranem ukazała się dłoń magika, którą pomachał widzom. Gdy tylko ręka zniknęła, asystenci rozmontowali ekran – iluzjonista zniknął. Następnie obsługa przeniosła całą konstrukcję na drugą stronę muru i ponownie ustawiono ekran. Chwilę potem Copperfield go rozerwał, ukazując się zdumionym widzom.
Jak on to zrobił? Ekran składa się z trzech części. Każda z nich ma około stu osiemdziesięciu centymetrów wysokości i sześćdziesięciu centymetrów szerokości. Wykonane są niczym ramy do obrazu ze składanych metalowych rurek, na których rozpięto nieprzezroczystą tkaninę. Należy dodać, że w tym przypadku nie wchodzi w rachubę tajne przejście przez ceglaną masę ani tym bardziej podkop.
Podczas wykonywania triku wszędzie kręci się wielu asystentów i monterów ubranych w jednakowe kombinezony, czapki i okulary. Wszyscy wyglądają identycznie. Ten tłum ludzi wywołuje celowe i zauważalne zamieszanie wokół muru. Podczas montowania instalacji z białego materiału, David chowa się w schodach, którymi wszedł na rampę. Po drugiej stronie ekipa ponownie montuje rampę ze schodami, w których ukrył się Copperfield. Reszta jest grą świateł i tym, co widzom zasugerowano lub czym odwrócono ich uwagę.
Stwierdzicie: nic nadzwyczajnego! Jednak gdybyście widzieli pokaz, zaniemówilibyście z wrażenia. Tak jak kilka lat temu widzowie w warszawskiej Sali Kongresowej, kiedy magik „przeniósł” grupę przypadkowo wybranych ludzi z widowni ze sceny na jaskółkę. Nikt z nich przez lata nie zdradził, że kiedy zostali zasłonięci, pracownicy magika kazali im biec co sił wewnętrznymi schodami teatru na jaskółkę, by mogli ukazać się zdumionym oczom widowni dwie minuty później. Potem w małej salce uścisnęli dłonie sławnego iluzjonisty i podpisali oświadczenia, że nikomu o tym nie powiedzą. A przy tym mieli okazję puszyć się: „Wiem, ale nie powiem”.
Cóż, na tym właśnie polega magia iluzji!
Marcin Derski
fot.shutterstock.com