Czy zimą naprawdę musimy chorować? Jeśli odpowiednio przygotujemy swój organizm, z łatwością odeprzemy atak bakterii i wirusów.
Z nadejściem mrozów większość z nas powtarza jak mantrę zdanie: „aby tylko nie chorować”. Profilaktycznie łykamy więc witaminy i minerały, staramy się jeść dużo pomarańczy (witamina C!). Na dwór wychodzimy opatuleni po czubek nosa. Sypiamy we flanelowych pidżamach i ciepłych skarpetach, a mimo to – zdarza nam się zachorować. Zrezygnowani myślimy nawet czasem, że skoro te zmasowane środki ostrożności nie działają, to może przed atakiem zarazków w ogóle nie można się obronić. Czy zimowe grypy i przeziębienia trzeba po prostu zaakceptować tak jak katar, który, według staroświeckiego powiedzonka, nieleczony trwa siedem dni, a leczony tydzień?
Koniec z takim myśleniem. Człowiek nie jest stworzony po to, by chorować.
Gdyby tak było, nie bylibyśmy wyposażeni w znakomite środki obronne, których zadaniem jest ochrona przed intruzami, takimi jak bakterie czy wirusy.
Ludzki układ immunologiczny to złożony system, którego elementy znakomicie ze sobą współpracują. Jeśli działa jak należy – infekcje nie mają żadnych szans. Chorujemy bowiem tylko wtedy, gdy nasz system odpornościowy nie daje sobie rady z atakiem zarazków. To dlatego tak ważna jest dbałość o to, by działał bez zarzutu. Jeśli to się uda, nie ulegniesz ani przeziębieniu, ani grypie, nawet jeśli wszyscy inni się rozchorują.
Po co się hartować?
Nasze błony śluzowe zawierają rozmaite bakteriobójcze substancje i są jedną z pierwszych barier, chroniących nas przed atakiem chorobotwórczych drobnoustrojów. W normalnych warunkach, gdy do naszego gardła lub nosa trafia „zarazek”, błony śluzowe zatrzymują go, a następnie doprowadzają do wydalenia z organizmu.
Dlaczego czasem, szczególnie podczas zimowych i jesiennych miesięcy, ta bariera zawodzi? Ponieważ pod wpływem
niskich temperatur nasze naczynia krwionośne się kurczą (pozwala to zredukować utratę ciepła), co ogranicza wydzielanie śluzu. A mniej śluzu to mniej bakteriobójczych substancji potrzebnych w walce z zarazkami.
Dobra wiadomość jest taka, że nasze naczynia krwionośne można przyzwyczaić do częstych zmian temperatury i sprawić, by pod wpływem zimna nie kurczyły się tak gwałtownie. Jak przyzwyczaić? Hartując organizm. Podgrzewanie i ochładzanie ciała to najlepszy sposób na oswojenie naczyń krwionośnych ze skokami temperatury.
PRYSZNIC
Rozpocznij prysznic, polewając całe ciało ciepłym (jak najcieplejszym) tuszem. Zacznij od nóg i stopniowo przejdź do górnych partii ciała. Po kilkunastu sekundach odkręć jak najzimniejszą wodę i znów rozpoczynając od nóg, polewaj całe ciało chłodnym strumieniem. Po chwili zakręć wodę zimną, a odkręć ciepłą i powtórz cały proces, by po kilkunastu sekundach znów przejść na wodę zimną. Powtarzaj ten dwuetapowy cykl kilkakrotnie przez 3 do 5 minut.
SAUNA
Finowie twierdzą, że może z niej korzystać każdy, kto tylko jest w stanie do niej dojść. Gimnastyka i wielkie oczyszczanie, które daje sauna, wzmacniają siły obronne. Pod jednym wszakże warunkiem – trzeba chodzić do sauny systematycznie. Wystarczy raz, dwa razy w tygodniu. Nie musisz też siedzieć w saunie bardzo długo. Za pierwszym razem wejdź do niej na 5 minut, a potem ochłodź się pod prysznicem (zaczynając seanse w saunie, nie wchodź od razu pod lodowaty strumień, wystarczy lekko chłodny – to nie jest szkoła przetrwania). Powtórz cykl: rozgrzewanie i ochładzanie trzykrotnie.
PORANNE POWITANIE
Gimnastyka przy otwartym oknie, którą uprawiali przedwojenni higieniści i atleci, wraca dziś do łask. To dobrze, bo to także prosty i bardzo skuteczny sposób na hartowanie organizmu.
Rano, po wstaniu z łóżka, załóż lekki bawełniany dres. Otwórz szeroko okno, a jeśli masz balkon lub taras – drzwi. Stań przy oknie albo wyjdź na balkon. Wyprostuj się, oddychaj głęboko. Pohamuj odruch kulenia się i przyciskania rąk do boków. Zimno znacznie łatwiej przyjąć „na klatę”, broniąc się głębokim oddechem. Postój tak dwie minuty, następnego dnia trzy, potem pięć. Pozamykaj okna i rozgrzej się. Możesz wejść pod ciepły prysznic albo opatulić się polarem i włożyć wełniane skarpety. Wypij szklankę ciepłej wody z miodem albo wcześniej zaparzoną herbatkę, na przykład imbirową.
BOSO PO ŚNIEGU
Takie poranne przebieżki na bosaka też należą do ludowej tradycji hartowania organizmu. Od nóg zaczyna się przeziębienie, jak mawiały nasze babcie, od nóg można też zacząć budowę obronnej tamy przeciw wirusom. Ta propozycja jest dla zdeterminowanych i tych, którzy mają własny ogródek. Zdejmij skarpety i przejdź się albo przebiegnij po pokrytej śniegiem ziemi. Potem szybko wróć do domu, umyj nogi chłodną wodą i mocno rozetrzyj ręcznikiem. Włóż grube skarpety.
Hartowanie stóp to największy wróg kataru. Jeśli nie możesz sobie pozwolić na bieganie po śniegu, napuść do wanny zimnej wody (do pół łydki) i brodź w niej przez 2-3 minuty. Potem rozgrzej nogi tak jak po śnieżnej przebieżce.
COŚ DLA PIECUCHÓW
Spacery, ale za to codziennie, bez względu na pogodę. Półgodzinny marsz jest prostym, dostępnym dla każdego zabiegiem hartującym. Jeśli tylko będziesz pamiętała o czapce, dobrych butach, które nie przemiękają, i lekkiej kurtce, w której się nie spocisz, będziesz tak odporna, jak leśnicy, rolnicy, marynarze i rybacy. To podobno grupy zawodowe wyjątkowo dobrze opierające się przeziębieniom.
Wirusy odpędzaj uśmiechem
Pogodni i towarzyscy ludzie znacznie rzadziej chorują. Poczucie humoru i zamiłowanie do zabawy oraz utrzymywanie ciepłych kontaktów z ludźmi łagodzą bowiem skutki stresu, który (podobnie jak zimno) powoduje skurcze naczyń krwionośnych.
Na dodatek długotrwałe napięcia i kłopoty, z którymi nie umiemy sobie poradzić, wyczerpują zapasy witamin C, B6 i B5 oraz magnezu. W stresie zużywamy dwa razy więcej tych składników niż normalnie, potrzebne są one bowiem do wytwarzania adrenaliny i kortyzolu. Układ obronny, który także zużywa sporo witamin i minerałów, zostaje wypchnięty na koniec kolejki i często otrzymuje tylko mizerne resztki. Taki niedokarmiony i nieusatysfakcjonowany traci morale, a jego obronne szyki zmieniają się w bandę maruderów.
Dlatego właśnie uśmiech, dystans, umiejętność relaksowania się i dobre słowo powinny być przepisywane przez lekarzy równie często, jak preparaty z mikroelementami czy szczepionki.
ŻEŃ-SZEŃ I ALOES NA STRES
Jeśli jesteś zestresowana, osłabiona i czujesz, że Twoja odporność spada, możesz sięgnąć po preparaty, które pomogą Ci przetrwać najgorsze. Żeń-szeń pobudza wytwarzanie białych ciałek krwi, które niszczą chorobotwórcze mikroby. Do tego harmonizuje pracę Twoich nerwów i zwiększa dzięki temu tolerancję na stres. Żeń-szeń można kupić w pastylkach, tabletkach, są też płynne wyciągi z tego korzenia. Ale najskuteczniejszy jest świeży lub suszony. Odkrój plasterek korzenia i żuj dość długo, przez 10-15 minut. Możesz także zrobić herbatkę. Mniej więcej 3 centymetry korzenia pokrój drobno, zalej szklanką wrzątku i parz przez 15 minut.
Uwaga! Żeń-szeń to naprawdę silny specyfik. Zarówno świeżego, jak i przetworzonego nie powinny zażywać osoby z nadciśnieniem. Wszyscy inni mogą go stosować, ale z umiarem i raczej w formie kuracji, a nie na stałe. Żeń-szeń można przedawkować. Objawia się to biegunką, bezsennością, bólami głowy, a nawet nadciśnieniem. Pij nie więcej niż szklankę herbatki żeńszeniowej dziennie.
Inny specyfik poprawiający odporność to biostymina, czyli specjalny wyciąg z aloesu. Jest to roślina, podobnie jak żeń-szeń, bogata w składniki: witaminy, minerały, proteiny. Potrafi pomóc organizmowi namierzyć, rozpoznać i zwalczyć wirusy. Dzięki temu preparatowi nasze ciało bierze się w garść. Stąd biostymina jest dobra na złe dni. Ten preparat także należy stosować w formie kuracji, a nie na stałe.
Sok marchwiowy z olejem lnianym
To dobrana para. W soku jest beta-karoten, a olej sprawia, że nasz organizm lepiej go wchłania. Do spółki dbają o sprawność układu odpornościowego. Ten zestaw bardzo lubią komórki odpowiedzialne za wykrywanie, zwalczanie i niszczenie atakujących nasz organizm zarazków. Na szklankę soku weź jednak nie więcej niż kilka kropli oleju lnianego. Większej ilości oleju używaj do sałatek czy duszonych warzyw, na przykład kapusty.
Siedmiu samurajów na talerzu
Twój układ odpornościowy, żeby działać na najwyższych obrotach, potrzebuje kilku ważnych składników. Lubi witaminy, zwłaszcza A, oraz beta-karoten, z którego robi sobie witaminę A, witaminy C, E i całą paletę z grupy B. Jest bardzo wdzięczny za cynk i magnez oraz selen, a także kwasy tłuszczowe. Jeśli chcesz zapewnić sobie regularne dostawy tych wszystkich składników, zwróć się ku drużynie siedmiu wspaniałych. Każdego dnia zjedz przynajmniej dwa z poniższej listy smakołyków.
- Migdały – zawierają białko, kwasy tłuszczowe oraz dawkę cynku i magnezu.
- Suszone morele – są świetnym źródłem beta-karotenu. Najlepiej kupować te niepozorne, zbrązowiałe. To oznaka, że suszono je metodą tradycyjną. Suszone morele o pięknej pomarańczowej barwie są konserwowane dwutlenkiem siarki.
- Niełuskany ryż – ma dużo witaminy B. W jej obecności dobrze się rozwijają bakterie probiotyczne, słynne Lactobacillusy, które wypierają te groźne chorobotwórcze.
- Kiełki – zimą są wprost niezastąpionym źródłem witamin i minerałów.
- Brokuły – źródło żelaza, witamin A i C oraz selenu i bardzo ważnych przeciwutleniaczy.
- Ziarno sezamowe – nic dziwnego, że sezamem nazwano mityczną skarbnicę. Ziarno sezamowe jest wyjątkowo bogate w to, co wartościowe. Zawiera świetne kwasy tłuszczowe, witaminy A, C i B oraz magnez i cynk.
- Kiwi – król witaminy C. Do tego ma dużo błonnika i witaminy E. Jest też źródłem kwasu foliowego, potasu i magnezu. Kiwi jest świetne, jeśli chcesz się wzmocnić.
ANNA ŁAWNICZAK