Czasami zazdrościmy innym kobietom udanego życia. A jaka jest prawda? Widzę ją w kartach i w ich smutnych oczach.
Siedziała sztywna. Zamknięta w sobie. Jak gdyby schowana za pięknym, modnym ubraniem. A ja, im dalej zagłębiałam się w karty, tym bardziej byłam przejęta tym, co dostrzegłam. Wiele osób skrzywdziło Paulinę, lecz nie mogłam wyzbyć się przekonania, że ona sama stała się swoim największym wrogiem. Bo jakkolwiek bym te wróżebne arkana ułożyła i tak tuż obok karty symbolizującej Pytającą w tarocie pojawiała się Sprawiedliwość. Zaś miecz Sprawiedliwości może ranić głęboko. Nie bacząc, w kogo trafia. W tym przypadku uderzał samobójczo, w Paulinę.
– Czy miała pani pogodne dzieciństwo? – zagadnęłam, choć przeświadczona byłam o czymś zgoła przeciwnym. Chciałam jednakże jakoś do niej dotrzeć.
– Mniej więcej – odparła krótko.
– Uważano panią za odpowiedzialną dziewczynkę – ciągnęłam niezrażona. – Rodzice mogli na pani polegać.
– Tak – odparła z wyczuwalnym dystansem.
Po czym umilkła i zagryzła wargi.
Następnie coś się w niej przełamało. Kiedy ponownie zabrała głos, mówiła już innym tonem: – Byłam bardzo ambitna. Dzisiaj nie umiem pojąć, dlaczego z góry wzięłam na siebie odpowiedzialność za koleżanki, rodzeństwo. Ba, nawet za dom. Satysfakcja z tego była krótkotrwała, potem nieodmiennie rodziły się problemy. Opowiem pani zdarzenie, jakie właśnie mi się przypomniało. Siostra miała wtedy z osiem, ja z dziesięć lat. Bawiłyśmy się na podwórku, gdy Ksenia zepsuła hulajnogę. Zaczęła prosić, abym to ja przyznała się do uszkodzenia zabawki. Zgodziłam się. Podobno jednak uczyniłam to nazbyt lekko, nie okazując należytej skruchy. Kiedy matka zdjęła ze ściany dyscyplinę, nie naskarżyłam na siostrę. Mama tłukła, a ja ze wszystkich sił starałam się nie płakać.
– Rodziców sobie człowiek nie wybiera, w każdym razie nie robi tego świadomie – machnęłam ręką na szczegółowe tłumaczenie praw karmy. – Natomiast w dorosłym życiu szukamy odpowiednich partnerów. Sęk w tym, że ci znajdowani przez panią byli podobni do matki! Niszczyli panią bezlitośnie, ale im bardziej dokopywali, tym gorzej pani o sobie myślała i chciała siebie ukarać. Za co?
– Za niedoskonałość – usiłowała uśmiechnąć się lekceważąco, lecz nie udało się jej. – Nie. Nie powiem.
– Może będzie pani lżej?
Przez moment rozważała taką ewentualność. Przełknęła ślinę:
– Przypalałam się papierosem. Albo się cięłam. Później szłam do chirurga plastycznego, żeby usunąć blizny.
Paulina jest rozumną kobietą – pomyślałam – zatem pojmuje, że sama pozwoliła się krzywdzić mężczyznom i żywi o to do siebie nieustanne pretensje. Stłumioną agresję kieruje przeciwko sobie, bo nie ma odwagi wymierzyć sprawiedliwości dręczącemu ją facetowi. Ta energiczna dziewczyna w konfrontacji z wulgarną lub brutalną siłą staje się kompletnie bezradna. Aby uwolnić się od niechęci do własnej osoby, chwyta się zachowań, które zna aż za dobrze; doprowadza się do fizycznego cierpienia. Rozsądek podpowiadał konieczność przeprowadzenia terapii. To samo proponowały karty. Mam nadzieję, że skorzystała z sugestii.
Rozmowa z psychologiem (wróżka tu nie wystarczy!) ogromnie przydałaby się również Barbarze.
Basia jest żoną pijaka. Nie, nie żadnego birbanta lub pospolitego moczymordy. Małżonek Barbary, skupiony na „celach wyższych” i godny zaufania człowiek, zajmuje poważne stanowisko. Wielokrotnie wypowiadał się w mediach na temat etyki i dla wielu stanowi niewzruszony moralny autorytet.
Ten piękny wzorzec do naśladowania wraca wieczorem do domu i z marszu strzela setę. Poprawia drugą. Potem zaczyna przepytywać żonę: co robiła, z kim rozmawiała. Dlaczego znowu poszła do swojej matki? I czemu ta serwetka była znów przekrzywiona, a makaron twardawy? Tak, pamięta, że miesiąc temu podobnie ugotowany bardzo mu zasmakował. Dzisiaj już nie! A w ogóle, to co to za uwagi? Nie podoba się?! Jak wstanie i trzaśnie w papę, to żonusia od razu pozna, kto rządzi!
Barbara nie musi wkładać ciemnych okularów. Mąż bije tak, żeby nie było widać sińców. Lubi też szarpać za włosy. Z tego powodu Baśka nosi luksusową perukę z prawdziwych loków. Policji nie wzywa i pozwu rozwodowego nie napisała... ze wstydu. Krępuje się komukolwiek powiedzieć o swojej sytuacji, bo jakże przyznać się do przegranej? Przecież wszyscy zazdroszczą jej „jedwabnego życia”.