Nie dość, że przedłuża życie, to jeszcze sprawia, że mamy więcej energii i wyglądamy lepiej. I to nie są czcze przechwałki, tylko magia koenzymu Q10!
Ten związek chemiczny o tajemniczej nazwie koenzym Q10 pełni w organizmie funkcję witaminy niezbędnej do życia. Bez niego komórki nie mogłyby się odżywiać, bronić i odnawiać. Jest również odpowiedzialny za oddychanie komórkowe, a co za tym idzie za dostarczanie energii potrzebnej do funkcjonowania tkanek. Nie na darmo jogini od tysięcy lat twierdzą, że oddech to energia, a energia to życie. Współczesnym wiadomo już, że bez koenzymu Q10 nic nie działa, gdyż odpowiada on aż za 95 proc. energii naszego ciała. Do 30. roku życia jesteśmy samowystarczalni: organizm sam produkuje koenzym Q10. Ale potem zaczynają się kłopoty...
Organizm na głodzie
Po trzydziestce jego zapasy w organizmie powoli się zmniejszają. Czterdziestolatek ma jedynie 75 proc. jego pierwotnej wartości, a po siedemdziesiątce zostaje nam go już tylko połowa. Pozbawione energii koenzymu komórki słabną, potem odczuwają to tkanki „utkane” przecież z komórek, a w konsekwencji siły witalne traci cały organizm. To od tego momentu powoli, choć wciąż jeszcze niedostrzegalnie, zaczynamy się starzeć.
Jak to wygląda w praktyce? Umierają komórki mózgu, wiotczeje nam skóra, bywamy częściej osłabieni, nie spalamy tkanki tłuszczowej, pojawiają się pierwsze zmarszczki. Ba, czasami takie efekty mogą się pojawić i przed trzydziestką! Zwłaszcza wtedy, gdy panuje nad nami stres, kradnący koenzym Q10 z organizmu. Żeby te braki powodowały tylko gorszy wygląd… Niestety, niedobór koenzymu Q10 może być przyczyną wielu chorób, zwłaszcza tych narządów, które wykonując swoją pracę, potrzebują dużo energii – serca, płuc, śledziony, trzustki i nadnerczy. Kiedy zatem organizm zacznie być na koenzymowym głodzie, trzeba mu dostarczyć tego związku z zewnątrz.
Źródełko młodości
Bogatym źródłem koenzymu Q10 są ryby: makrela, łosoś, sardynki. Także surowe mięso i w mniejszym stopniu niegotowane warzywa. Niby można zwiększyć ilość tych produktów w diecie, ale z koenzymem jest jeden problem. Otóż ulega on zniszczeniu w procesie przetwarzania i gotowania. Co więc robić, żeby skorzystać z dobrodziejstw, które oferuje? Przecież nie możemy wrócić do epoki człowieka pierwotnego i trzy razy dzienne jeść surowe mięso? Na szczęście chemicy stworzyli syntetyczną formę koenzymu. Najlepiej przyswajalny przez nasz organizm jest ten, do którego produkcji użyto… serc wołowych lub alg.
100 lat niech żyje nam!
Po dwóch miesiącach stosowania koenzymu poprawia się stan zdrowia, serce jest lepiej dotlenione, wysiłek wydaje się lżejszy, rośnie nasza sprawność fizyczna. Według lekarzy uzupełnianie niedoboru koenzymu Q10 istotnie przedłuża życie. Oczekujący na przeszczep serca, zażywający koenzym żyli kilka lat dłużej.
Koenzym jest też niezwykle przydatny w walce z chorobami nowotworowymi. Potrafi obniżyć poziom złego cholesterolu, dba o nasz układ odpornościowy, walczy z paradontozą, wreszcie ułatwia wysiłki związane z… odchudzaniem.
W widoczny sposób wygładza także zmarszczki, zwiększa elastyczność i jędrność skóry. Kremy i maści zawierające ten związek zrobiły zatem furorę na całym świecie, w Japonii zaś koenzym Q10 jest jednym z najczęściej używanych preparatów.
Jak go zatem zażywać? Zazwyczaj stosuje się dawkę 60-90 mg dziennie (1-2 tabletki). Zażywajmy ją podczas lub po posiłku, ponieważ Q10 lepiej się wtedy przyswaja. Preparaty z koenzymem bez trudu znajdziemy w aptece. Jeśli jednak już coś nam dolega, np. choroby układu krwionośnego czy nowotwór, przed zakupem koenzymu Q10 skonsultujmy się z lekarzem. W takim przypadku nie wolno nam bowiem brać jakichkolwiek farmaceutyków bez wiedzy specjalisty.