Jeśli sądzisz, że zakochanie to magia, mistyka, stan ducha... to jesteś w błędzie. Naukowcy są zgodni: to chemia w najczystszej postaci! A wszystko zaczyna się – i najczęściej kończy – w mózgu.
We wczesnej fazie zauroczenia ludzki mózg produkuje arsenał naturalnych dopalaczy. To przede wszystkim endorfina, serotonina i dopamina, czyli hormony szczęścia. Do tego dorzućmy jeszcze adrenalinę. Taki biochemiczny koktajl sprawia,
że zadurzony wpada w niekontrolowaną euforię, nie może po nocach spać, nie chce mu się jeść, jest rozkojarzony, a mimo to rozpiera go energia. I od razu pięknieje: cera staje się promienna i wygładzona, znika gniewna lwia zmarszczka z czoła, kąciki ust unoszą się, policzki nabierają jędrności i kolorów.
Zbliżony efekt osiąga się po całej serii drogich zabiegów w gabinecie medycyny estetycznej i ciężkiej pracy makijażystki. A przecież do tego jeszcze dochodzi nieosiągalny w żaden inny sposób wyjątkowy błysk szczęścia w oku! Cóż, zakochanie to z natury swej przepiękny stan. I chociaż nie trwa wiecznie, to warto go utrzymywać najdłużej, jak się da.
Obudź w sobie hormony szczęścia
Wcale nie trzeba od razu zakochać się na zabój, żeby poczuć się w swojej skórze wyjątkowo. Jest kilka sprawdzonych sposobów, które potrafią pobudzić mózg do produkcji hormonów szczęścia i sprawić, że życie nabierze różowych barw.
- Ruszaj się. Wystarczy, że w domu się pogimnastykujesz, wyjdziesz na dłuższy spacer czy wyskoczysz na potańcówkę. Po takim wysiłku poprawia się krążenie krwi i od razu ubywa kilka lat.
- Śmiej się. Spotykaj się z ludźmi, którzy mają fajne poczucie humoru, oglądaj komedie i występy kabaretowe. Może w twojej okolicy prowadzone są zajęcia z jogi śmiechu? Śmiech fantastycznie dotlenia mózg. A dotleniony mózg to zastrzyk energii dla cery.
- Jedz czekoladę. To najlepszy pogromca chandry. Jeśli czujesz, że cię dopada, nie żałuj sobie ulubionego batonika. A może wolisz czekoladę do picia z odrobiną rumu? Po takim drinku szczęścia od razu wróci ci wiara w siebie, a w oku błysk.
IL
fot.shutterstock.com