Stawia karty, daje dobrą energię oraz wskazówki, jak wyjść z kryzysów i kłopotów.
Niedawno skończyła czterdziestkę, a z kart wróży od lat... trzydziestu. Po raz pierwszy odczytywała z nich przyszłość jako dziesięciolatka i traktowała to jako świetną zabawę. Poważniej podchodziły do jej wróżb koleżanki, ponieważ przepowiednie dokładnie się sprawdzały. Uwierzyła wreszcie, że to nie tylko zabawa i zaczęła wróżyć także i sobie.
Karty zamiast diagnozy
– One nigdy mnie nie zawiodły – mówi Beata Majka. – Mój tato miał poważny wypadek. Lekarze postawili diagnozę: bez interwencji chirurga nie ma szans na wyleczenie. W przeddzień operacji rozłożyłam karty; powiedziały mi, że operacji nie będzie, bo interwencja jakiejś kobiety pomoże uratować tatę. I rzeczywiście – ojciec był już w narkozie, gdy ordynator oddziału stwierdziła, że da mu jeszcze jedną szansę i zastosuje zabieg bez konieczności trepanacji czaszki. Ostatecznie tatę udało się postawić na nogi farmakologicznie.
Drugą pasją życia Beaty Majki było projektowanie odzieży. Przez wiele lat prowadziła z mężem zakład krawiecki. Zlikwidowali firmę, gdy zyski spadły, a wtedy Beata zajęła się poważniej swoim gabinetem wróżb.
– Na przełomie wieków wróżenie przestało być tylko moim hobby – opowiada. – Zadziałał efekt „poczty pantoflowej”, przychodziło coraz więcej klientów, musiałam mieć dla nich czas. Trafiłam też na Targi Wróżb i Niezwykłości, gdzie zrobiłam sobie zdjęcie aury; osoba interpretująca aurę potwierdziła, że mam predyspozycje do wróżenia. Postanowiłam więc skończyć szkołę, poznać różne rodzaje kart, przede wszystkim tarota, ponieważ wcześniej wróżyłam tylko z klasycznych. Zapisałam się do szkoły wróżenia i doradztwa życiowego
– uzyskałam tytuł wróżki dyplomowanej, zdobyłam zawód psychotronika; skończyłam także kursy astrologii, chiromancji i uzyskałam dyplom instruktora terapii uzależnień. Mając taką bazę, w 2001 roku postanowiłam otworzyć własny gabinet.
Pani Beata uważa, że współczesna wróżka to wszechstronnie wykształcona terapeutka, której rolą jest wskazywanie dróg wyjścia z życiowych kryzysów. Musi nieustannie pogłębiać wiedzę i rozwijać różne umiejętności, by podołać oczekiwaniom klientów.
Gabinet odnowy totalnej
W ostatnich latach coraz częściej trafiają do niej osoby zagubione, przestraszone trudnościami życia, osamotnione, w depresji, którym trzeba umieć pomóc i podpowiedzieć właściwe rozwiązania problemów.
– Jakiś czas temu przyszła do mnie młoda kobieta, żona alkoholika, umęczona życiem u jego boku, nieatrakcyjna i źle ubrana – opowiada pani Beata. – W jej przypadku bardzo przydał mi się mój pierwszy zawód. Karty wskazywały na korzystne zmiany, ale żeby mogły nastąpić, ta osoba musiała się zmienić. Podpowiedziałam jej, jak powinna o siebie zadbać, jak się ubierać, jakie wybrać kolory. Posłuchała moich podpowiedzi, zmieniła siebie i życie. Rozstała się z mężem, wyszła z depresji, jest teraz piękną, zadbaną i elegancką kobietą; nawiasem mówiąc – bardzo się zaprzyjaźniłyśmy.
Swoich klientów Beata Majka dzieli na trzy grupy. Pierwszą stanowią osoby, które przychodzą do wróżki z ciekawości, bo ktoś im powiedział, że można się czegoś dowiedzieć o swojej przyszłości. Drugą są klienci oczekujący porady dotyczącej określonego problemu. Trzecia grupa to ci, którzy gabinet wróżki traktują jak Amerykanie gabinet psychoanalityka
– chcą porozmawiać, otworzyć się przed kimś, zwierzyć, a przy okazji sprawdzić, czy ich plany mają sens, czy idą właściwą drogą. Tych klientów z każdym rokiem przybywa.
Tarotowy test ciążowy
Wpadają do Majki także znajomi z prośbą, by zapytała kart, co robić, bo właśnie, na przykład, skradziono im samochód.
– Miałam niedawno taki przypadek: emerytom wyprowadzono z garażu nieubezpieczone auto. Strata ogromna, stres także. Odpowiedź kart była wyraźna: nie trzeba się martwić, samochód się znajdzie. I tak się stało – po kilku tygodniach natrafiono na nienaruszone autko, porzucone przez złodziei na odległym parkingu.
Pani Beata śmieje się, że jest specjalistką od szukania rzeczy skradzionych i nabytych. W tej drugiej grupie szczególnie trafnie wypadają jej wróżby „na dziecko”. Zdarza się, że dla jej klientek karty właśnie bywają „testem ciążowym”.
Najczęściej zadawane kartom pytanie dotyczy, oczywiście, miłości. Najstarszy z klientów, który chciał wiedzieć, czy planowany przez niego związek ma szansę na spełnienie, miał ponad dziewięćdziesiąt lat i zakochał się w… stulatce. Karty odpowiedziały: tak! – Bo na miłość – śmieje się Beata Majka – przecież nigdy nie jest za późno.