Gdyby lizusostwo było konkurencją olimpijską, małe Wagi załamałyby się pod ciężarem kolejnych złotych medali. Nikt tak błyskawicznie jak one nie odkrywa potężnej mocy tkwiącej w słodkich minkach i bukiecikach demonstracyjnie wręczanych (najlepiej przy licznych świadkach) „ślicznej mamuni”.
Rodzice nie mogą się nacieszyć, że mają takie milusie, wiecznie uśmiechnięte dziecko i do głowy im nie przyjdzie, że już dawno odebrano im godność oraz własne zdanie, że są już tylko maszynkami do spełniania zachcianek małej Wagi. Interesowny bachorek funduje opiekunom regularne pranie mózgu – bombarduje laurkami i hipnotyzuje bezzębnym uśmiechem, dopóki całkowicie ich nie ubezwłasnowolni. Biedactwa, ani się obejrzą, a już w przydomowym ogródku pasie się pięć kucyków. Kiedy „kochany maluszek” do północy ogląda kreskówki ze swojej, liczącej 1500 płyt, kolekcji, oni sami żywią się chlebem z cebulą i zaciągają kolejne kredyty.
Nie pomyślą też, że ośmiolatek, który nigdy nie wpada w złość i nie brudzi ubrań, to czysta patologia. Chociaż jeszcze nie tak straszna jak uczeń gimnazjum, który na przerwach poleruje paznokietki, a kiedy usłyszy słowo na „k”, robi się blady i mdleje z obrzydzenia. Istnieje jednak sprawiedliwość na tym świecie, bo z czasem wesolutka, ale niezbyt lotna Waga, z policzkami zaróżowionymi od ciągłego całowania przez rozkochane ciocie, uzależnia się od komplementów i cudzego uznania. Od tej pory będzie żyła w ciągłym strachu, a kozetka u dobrego psychoanalityka stanie się jej drugim domem.
Zrobi wszystko, by być lubianą – zacznie od ulegania naciskowi rówieśników (skakanie do Wisły w listopadzie, picie tanich win) i wodospadów łez po każdej krytycznej uwadze na jej temat, a skończy na niewiarygodnym wręcz pozerstwie.
Drugiego takiego snoba i urodzonej primadonny nie ma w całym zodiaku! Nawet Lew wymięka przy krasomówczych popisach obleczonej w kaszmirowe szlafroki Wagi, która, błyskając 24-karatowym uśmiechem, peroruje o wyższości win reńskich nad burgundami. Całe towarzystwo musi zostać rzucone na kolana – innej opcji nie ma. Dlatego Waga będzie (bardzo fachowo, bo ma doskonały słuch oraz wyczucie rytmu) obtańcowywać kobitki i klepać po plecach panów, póki jej ręka nie odpadnie. Po kilku godzinach takiego sportu wyczynowego oklapnie, a do głosu dojdzie jej wrodzony sentymentalizm. Zacznie głośno wspominać swoje „trudne” dzieciństwo i ukochanego pradziadka – hrabiego, który na łożu śmierci przekazał jej masoński sygnet z XVIII wieku (tak, oczywiście, można obejrzeć, oto on, ślicznie błyszczy nieprawdaż?).
Następnego dnia ciężej niż inni odchoruje zarwaną noc i wszystkie drinki, których wypicia nie potrafiła odmówić, bojąc się, że wezmą ją za mięczaka. Towarzyskość oraz patologiczne gadżeciarstwo wymaga sporych nakładów. Dlatego w którymś momencie Waga, choć gardzi pieniędzmi i jest leniwa, z odrazą bierze się do zbijania fortuny. Rodzaj pracy jest jej obojętny – byle był spokój, dobrze płacili i było z kim poplotkować. Na żądnych krwi i awansu kolegów patrzy jak na zielonych Obcych. Rozkłada szefa na łopatki swoim uśmiechem i wzrokiem zranionej sarenki. Jest wielbiona, choć bez przerwy gubi ważne dokumenty, zmienia zdanie co pięć minut, a każdy lunch zajmuje jej długie godziny. Jednak kariera biurowa jest nie dla niej. Najlepiej sprawdzi się tam, gdzie potrzebny będzie talent krasomówczy tudzież wywijanie biodrami, na przykład jako hostessa albo rzecznik prasowy.
Człowiekowi może przydarzyć się wiele nieszczęść, może podpaść Skorpionowi, dać się wyrolować Bliźniętom albo wstąpić w związek małżeński z Wagą. Waga zresztą nawet tego faktu nie zarejestruje. No tak, był jakiś ołtarz i wypasiona impreza, ale zamiast z panią w białym trafił do łóżka z panią w różowym. Czemu się wszyscy bulwersują? Ot, drobna pomyłka, wypijmy za nią szampana! Facet Waga, w młodości żigolak, a potem bigamista, ma w portfelu zdjęcia żon (obecnych i byłych), kochanki i co najmniej pięciu „przyjaciółek od serca”. I do głowy mu nie przyjdzie, że to coś złego. Twierdzi, że sypia z kim popadnie przez… współczucie. Nie potrafi odmawiać kobietom, „bo nie chce zranić ich uczuć”. Kobieta Waga to jeszcze lepsze ziółko.
Ulubione hobby: balet, przeglądanie żurnali i szminkowanie ust. Notoryczna flirciara, uzależnia od siebie męża za pomocą koronkowej bielizny i słodkiego ćwierkania. Nieszczęśnik zrobi dla niej wszystko, a ona i tak po 40 latach rzuci go bez mrugnięcia okiem, bo pan Edward z willi obok zaśpiewał jej barytonem serenadę i kupił złote ferrari. Dzieci Wag wychowują się same, bo rodzice przez 18 lat nie mogą podjąć decyzji, jak właściwie się do tego zabrać. Boją się wrzasnąć, kiedy trzeba, a od krępujących pytań czterolatka spiekają raka i skręca je w środku z zażenowania. Kończy się na tym, że całą „brudną robotę” zrzucają na współmałżonka, a same ograniczają się do kupowania ładnych ubranek dziecięcych i hojnego wydzielania kieszonkowego. Mają świra na punkcie manier. Wpadną w szał, gdy potomek zasiorbie przy obiedzie, ale nie zauważą, że w jego pokoju stoi setka kradzionych laptopów, na których siedzi guru niebezpiecznej sekty i dzieli jakiś proszek na małe porcyjki.
Stare Wagi nie chcą nikomu sprawiać kłopotu, więc usuwają się do swojej podmiejskiej daczy. Stamtąd nękają całą rodzinę telefonami i co dzień paradują po wsi wystrojone niczym kornik na święto lasu, z uśmiechem za milion dolców na rumianym licu. Wszystkim chętnym opowiadają, jak to w 1967 robili usta-usta towarzyszowi Gomułce, bohatersko wyratowanemu przez nie z fal Bałtyku i jak udało im się uszczypnąć w zadek księżniczkę Walii. Są chętnie zapraszane na lokalne wesela oraz zabawy w remizach, bo (oprócz talentów taneczno-oralnych) doskonale godzą rwących się do bijatyki. Gdy umrą, rodzina zgrzyta zębami ze złości. A to dlatego, że po otwarciu testamentu okazuje się, iż Waga kazała pochować się razem z XVIII-wiecznym sygnetem, futrem z norek i ukochanym ferrari, a resztę majątku rozdzielić między tabuny byłych sympatii i nieślubnych dzieci. Waga zrobi wszystko, by być lubianą. Musi rzucić na kolana całe towarzystwo.
Weronika Kowalkowska
Gdyby lizusostwo było konkurencją olimpijską, małe Wagi załamałyby się pod ciężarem kolejnych złotych medali