Większą część dzieciństwa spędzają w szafie, chowając się przed ludźmi, podjadając podwędzone z kuchni słodycze i rozmawiając z krasnoludkami, elfami tudzież królową pająków i jej dworem.
Kompletnie nie odróżniają rzeczywistości od fikcji, więc lepiej uważać z czytaniem im bajek, bo jeszcze wymkną się z domu ciemną nocą i ruszą do lasu z misją ratowania Jasia i Małgosi ze szponów Baby Jagi. W Świętego Mikołaja wierzą do późnej starości. Są kochanymi pieszczoszkami mamusi. Cały dzień łażą za Bogu ducha winną kobieciną, domagając się pieszczot, marudząc, becząc i łasząc się na przemian.
Nie można się z nimi dogadać, bo non stop kłamią. Nawet w odpowiedzi na proste pytania w stylu „czy odrobiłeś lekcje” mamroczą coś o zeszytożernych, galaretowatych potworach mieszkających pod wanną. Posiadanie młodszego brata lub siostry spod tego znaku to droga przez mękę. Będzie nas podglądać i naśladować każdy gest, słowo i zachowanie. Odczepi się tylko, jeżeli go przekupimy słodyczami. Ten tłusty, wiecznie załzawiony bachor żywi się bowiem niemal wyłącznie pączkami, ciasteczkami i czekoladą – normalne jedzenie go przeraża. Przygniata go proza schabowego z kapustą. Co więcej, utrzymuje, że kapuśniak, kiedy nikt nie patrzy, rzuca mu się do gardła i wciska ziemniaki do nosa.
Z wiekiem wcale się Rybom nie polepsza. Przekonawszy się, że bajki braci Grimm to fikcja, doznają tak ogromnej ulgi, że opętuje je patologiczna sympatia do świata. Każdy zapijaczony bej jawi się im jako „szlachetny nieszczęśnik, skrzywdzony przez los”. Przyłapanych w swoim mieszkaniu złodziei częstują herbatą i głaszczą czule po włoskach, udzielając życzliwych rad. Są tak rozbrajająco łagodne i wyrozumiałe, że wielu przestępców po prostu nie ma serca wyrządzić im krzywdy – zamiast dać w łeb, wypłakują się im na podołku albo wychodzą, pukając się znacząco w czoło. W pracy Ryby dają sobie całkiem nieźle radę. O ile tylko nikt ich nie rozprasza i nie ocenia. Wskazane jest także regularne głaskanie Ryb po główce i szczebiotanie im do uszka, że są cudowne, kompetentne i że cała firma je kocha. Wtedy rozkwitną. Ale wystarczy jedno słowo krytyki, jedno krzywe spojrzenie szefa, a już chudną, płaczą po nocach albo po prostu przestają przychodzić do pracy.
Ich szlachetne serduszka przepełnia potrzeba bycia pożytecznym, ale bez najmniejszych skrupułów znikną, zostawiając rozbabrany projekt i narażając firmę na milionowe straty. Takie paradoksy to ich specjalność. Czasami trafia się na Rybę z pozoru bezradną, a po kilku latach okazuje się, że to wredny oportunista i regularny łobuz, który wmówił sobie, że wygryza kolegów dla ich własnego dobra.
Większość ludzi lubi w wolnym czasie pójść do kina albo na kawę z przyjaciółmi. Za to Ryby chodzą wciąż do lekarza. Zapach środków odkażających roztkliwia je, na widok stetoskopu czują przyjemny dreszcz na plecach i zaczynają fantazjować o trądzie albo oryginalnych nowotworach. Całymi godzinami wertują książki o medycynie w poszukiwaniu ciekawych objawów. Są przy tym tak odrealnione, że potrafią zdiagnozować u siebie dżumę na podstawie dwóch kaszlnięć i zatwardzenia. Lekarze w panice zapisuję im tony leków, byle tylko pozbyć się Ryb z gabinetu.
Skłonność do uzależnień wymieszana z hipochondrią szybko wydaje owoce. Ryba sama dobiera sobie dawki „odpowiednie dla jej wrażliwego organizmu”, co kończy się tym, że biega po domu spita leczniczą nalewką i bezwstydnie narkotyzuje się syropkami na kaszel. Jej popisowym numerem jest przedawkowywanie leków na nadciśnienie (na które zresztą nie choruje) i omdlewanie w miejscach publicznych. W kwestii finansów jest prawie tak bezradna, jak Wodnik. Nigdy nie wie, ile zarabia, ile ma ani ile dokładnie wydaje. Oszczędności trzyma w szafie, pod bielizną. Jest przekonany/a, że „lokata bankowa” to gatunek zagrożonego wyginięciem mrówkojada zamieszkującego afrykańską puszczę. W celu zbicia majątku trzy razy w tygodniu gra w totolotka. Jeśli coś wygra, natychmiast rozdaje rodzinie, różnej maści naciągaczom albo wydaje na głupoty. Rachunki to zbyt wielkie obciążenie dla jej marzycielskiej duszy. Na ich widok wpada w kilkudniową histerię.
Kiedy Ryba się zakocha, dopiero zaczynają się prawdziwe kłopoty. Ryby płci żeńskiej są ślepe na rzeczywistość. Notorycznie padają ofiarą oszustów matrymonialnych. Opisują rodzinie księcia o wielkim sercu i twarzy anioła, a przyprowadzają szczeciniastego cwaniaczka, który do każdej kobiety mówi „dziunia”. Wystarczy, że byle łajza nagada im coś o „dozgonnej miłości” i pośle liścik z wierszem spisanym z internetu, a mają go za ideał. Będą wielbić, dogadzać, całować po stopach, aż pewnego dnia znikną bez pożegnania. Często romansują z kilkoma facetami naraz. Najbardziej podniecają je mężczyźni o wiele starsi oraz mężowie lub ojcowie przyjaciółek. Seks niezbyt się im podoba ze względu na wszystkie „nieromantyczne” elementy typu sapanie, pocenie się i postękiwanie. Pan Ryba ma ogromne powodzenie u kobiet, szczególnie tych z wybujałym instynktem macierzyńskim. Ulega rzadko, bo panicznie się ich boi. Wymięty, blady i wiecznie cierpiący, ze skłonnością do pisania egzaltowanych wierszy…
Romantyczny ideał, a przy bliższym poznaniu furiat, który na nawet niewinną krytykę reaguje wrzaskami i składaniem pozwu. Na rozprawie leje potoki łez, kuli się i kaszle. Sędzia oczywiście daje się nabrać Ryba rozwodnik żyje (nieprzyzwoicie długo, jak to Ryby) odtąd wygodnie za alimenty od byłej żony. Za to z dziećmi Ryby dogadują się aż za dobrze. Pozwalają im na wszystko, nigdy nie podnoszą głosu i tolerują najstraszniejsze wybryki. Opowiadają im najbardziej dziwaczne bajki na świecie, oczywiście wszystkie własnego pomysłu.
Na starość Ryby, o ile jakimś cudem nie udało im się do tego czasu wpaść w łapska jakiejś sekty, odnajdują w sobie Boga i cierpią dla dobra ogółu. Chodzą we włosienicy, miewają (przy dużym udziale syropu na kaszel) wizje mistyczne, wpychają pieniądze „na wyrwanie się z bagna” napotkanym na ulicy prostytutkom i dilerom. Całe życie wierzyły w UFO i zielone ludziki, teraz zaczynają je widywać. Część Ryb wraca do swojej szafy, by w upragnionej samotności dożyć setki, bujając w obłokach. Pozostałe pewnego dnia pakują się i nie powiadamiając rodziny, wyjeżdżają „donikąd”.
Weronika Kowalkowska