Gdy nagle zobaczysz przed sobą kogoś, kto wygląda jak twoja dokładna kopia, nie bój się. To po prostu twój eteryczny bliźniak...
Pewnego dnia słynny poeta Johann Wolfgang von Goethe wracał konno od przyjaciela, kiedy nagle stanął oko w oko z... samym sobą.
– Trwało to nie więcej jak parę sekund. Zapamiętałem tylko, że miał na sobie piękne, złoto-popielate ubranie – zapisał potem w dzienniku. – Kilka lat później żona zamówiła mi u krawca ubranie na podróż. Jakże byłem zdziwiony, kiedy je odebrałem, bo było identyczne z tym, które widziałem na moim sobowtórze. Na domiar tego datę wyprawy wyznaczyłem dokładnie w dniu, w którym go zobaczyłem, tyle że odbyłem ją siedem lat później.
Spotkania z własnym sobowtórem wcale nie należą do rzadkości. Wspomina o tym już Arystoteles, który podczas wieczornych spacerów często widywał swoje „drugie ja". „Sobowtór" zjawia się, gdy ktoś jest straszliwie zmęczony lub też znajduje się pod wpływem nagłego ataku strachu – tłumaczą ezoterycy.
Tę teorię może potwierdzać przypadek Amerykanina Gordona Barrowsa. W 1947 roku wracał autem do domu z podróży służbowej. Spieszył się, bo jego żona miała rodzić. Prowadził samochód przez pustynię bez przerwy przez 18 godzin i w końcu zaczął przysypiać nad kierownicą. Nagle zauważył na poboczu szosy autostopowicza. Zatrzymał się. Kiedy jednak na niego spojrzał, przeżył szok. Nieznajomy wyglądał dokładnie jak on sam. Ale tamten wcale nie był zaskoczony.
Co więcej, zaproponował Barrowsowi, żeby ten przespał się na tylnym siedzeniu auta, a on zajmie miejsce za kierownicą. Barrows był tak oszołomiony, że posłusznie wykonał polecenie sobowtóra. Kiedy kilka godzin później się obudził, samochód stał na poboczu, a nieznajomy wciąż siedział na miejscu kierowcy. Barrows chciał mu podziękować, lecz w tej samej chwili obcy znikł bez śladu.
Biznesmen w dwu postaciach
Drugi znany przypadek również poniekąd potwierdza teorię, że wielki strach może „przywołać" sobowtóra. Otóż w 1955 roku Erikson Gorique wybrał się po raz pierwszy w podróż służbową z Nowego Jorku do Oslo. Był ledwo żywy ze stresu, gdyż od wyniku negocjacji, jakie miał przeprowadzić, zależała cała jego kariera. Jak tylko pojawił się w hotelu, w którym zarezerwował pokój, bardzo się zdziwił, gdy recepcjonista, nie pytając o nic, podał mu klucz.
A gdy zadzwonił do handlowca D.B. Olsena, z którym był umówiony, dowiedział się, że przecież wczoraj spotkali się i podpisali umowę. Podczas wyjaśniania tego incydentu obsługa hotelowa oraz sam Olsen przyznali, że wczorajszy „biznesmen" wyglądał dokładnie jak „dzisiejszy". Oszustwo wykluczono ze względu na identyczny wygląd, głos i zachowanie w prowadzonej rozmowie. Mężczyzna był także świetnie zorientowany w temacie. Kim wobec tego był „wczorajszy" Erikson Gorique? Do dziś nie wiadomo.
Teorii pochodzenia bliźniaków eterycznych jest tyle, ilu badaczy. Ci bardziej religijni twierdzą, że tak objawia się działanie naszych aniołów stróżów, inni są przekonani, że to rodzaj tulp – zmaterializowanych myśli ludzi, którzy będąc w wielkim stresie, podświadomie marzą, żeby mieć swoje „drugie ja", które im pomoże czy ich na chwilę zastąpi.
Cóż, energia naszych myśli jest potężna, potrafi kreować rzeczywistość. Podobno dla tybetańskich mnichów wytworzenie takiej kopii samego siebie to żadne wielkie halo. A w wielu religiach i kulturach sobowtór traktowany jest jako forma bóstwa ochronnego, bezustannie czuwającego nad oryginałem.
Kopia może być przydatna
Psycholodzy są natomiast bardziej zainteresowani innym zjawiskiem, a mianowicie sobowtórami fizycznymi. Ich istnienie to nic tajemniczego – przy tak wielkiej liczbie ludzi na Ziemi zestaw genów odpowiadających za wygląd musi się co jakiś czas powtarzać bardziej lub mniej dokładnie i w tym samym czasie żyją ludzie łudząco do siebie podobni. Bywa, że uda się znaleźć takich nawet kilku! A gdy zdarzy się, że ktoś jest podobny – nawet trochę – do jakiejś wielkiej sławy, może na tym zarobić. Stąd taki zalew Elvisów.
Zarobić można, dublując znanych aktorów czy celebrytów np. podczas imprez, na których oryginał nie miał ochoty się pojawić. Gorzej, jeśli ktoś wygląda jak jakiś nielubiany polityk... W kronikach historycznych dużo jest wzmianek o tym, że ludzie łudząco podobni do władców czy tyranów byli wynajmowani albo wręcz zmuszani do zastępowania ich w wielu sytuacjach, często zagrażających życiu. Swoje sobowtóry mieli Hitler, Stalin, ma i Fidel Castro. Kroniki milczą, ilu z tych „duplikatów" poświęciło swoje życie, gdyż ich istnienie objęte jest ścisłą tajemnicą.
Czasem jednak tajemnica wychodzi na jaw. Podczas II wojny światowej w brytyjskiej armii, w dziale rozrywki, pracował australijski aktor M. E. Clifton James. Był tak łudząco podobny do legendarnego generała Montgomery'ego, że często go zastępował. Ale kiedy i w jakich sytuacjach, tego nikt nigdy nie wiedział. Dopiero wiele lat po wojnie ukazała się książka „Byłem sobowtórem Montgomery'ego", w której Clifton James opisał swoje przeżycia.
To ja jestem oryginalny!!!
– Powinniśmy oswoić się z myślą, że gdzieś, bliżej czy dalej, żyje ktoś bardzo do nas podobny i że nie ma w tym nic dziwnego – zapewniają psycholodzy. Jednak to, co najbardziej ich interesuje, to fakt, że takie niezwykłe podobieństwo nie tylko dotyczy wyglądu zewnętrznego, lecz także cech psychicznych i charakteru.
– Nierzadko osoby, które są do siebie łudząco podobne fizycznie, są podobne również pod innymi względami. Przyznają się do tych samych upodobań kulinarnych, oglądają identyczne filmy, lubią odwiedzać podobne miejsca. Jest to bardzo ciekawe zjawisko, które intensywnie badamy – informują naukowcy.
Bycie sobowtórem wielkich sław może przynosić profity, ale może też być szkodliwe. Bywa bowiem, że tacy ludzie w życiu prywatnym ubierają się, mówią i zachowują identycznie jak oryginały. I często tak się z nimi utożsamiają, że sami nie wiedzą, na ile pozostają sobą. Wiadomo, że sobowtór jednego z hollywoodzkich gwiazdorów lat 30. XX wieku tak dalece się w niego wcielił, że musiał być leczony psychiatrycznie.
– Zazwyczaj dzieje się tak wtedy, gdy bliźniak sławnej osoby ma zaburzone poczucie własnej tożsamości i nie jest zadowolony ze swojego życia. Chce jakby podpiąć się pod tę „kopię", której bardziej się udało, która jest mocniejsza. Czasami bywa, że uznaje siebie za tego oryginalnego i wówczas zaczynają się prawdziwe kłopoty – wyjaśniają psycholodzy.
Pewnego dnia w USA farmer W. Mountford razem ze znajomymi czekał na kilku przyjaciół. Ujrzeli ich na drodze. Goście jednak przeszli obok, jakby ich nie widząc, i zniknęli za rogiem. Po chwili ci sami ludzie znów pojawili się na tej drodze, ale tym razem przywitali się serdecznie. Badacze orzekli, że nie była to zbiorowa halucynacja, lecz typowe pojawienie się ciał eterycznych.
Marta Ammer
fot.shutterstock.com