Noc z 31.10 na 1.11 to najbardziej niezwykły czas roku – granica między naszym światem a zaświatami zaciera się, zanika i nagle wszystko staje się możliwe – magia, czary i spełnienie marzeń.
Przenikająca wszystko niezwykła energia Samhain sprzyja rytuałom magicznym, zaglądaniu w przyszłość, przyciąganiu tego, o czym marzymy. To prawdziwe święto czarownic, wiedźm i tych wszystkich, którzy wierzą, że jesteśmy częścią Natury, a ta jest prawdziwą Boginią – tak jak w to wierzą współcześni wiccanie.
Dla nich Samhain jest tym, czym dla chrześcijan Boże Narodzenie. Co roku konwenty (zgromadzenia wiccan) zbierają się w tym dniu i tańczą wokół zapalonych ognisk, odbywają rytuały płodności, dziękując Bogini za dobry rok i wspierając jej walkę z ciemnością swoją wiarą i energią.
Wiedźma pięknieje na ekranie
Wiara w Boginię Matkę przybiera wiele form, jednak obecnie najbardziej popularna na Zachodzie jest współczesna odmiana starożytnej, przedchrześcijańskiej wiary w czary (Witchcraft) – wicca. Ludzie odkrywają, że za odpychającą twarzą złej wiedźmy ukrywa się piękne oblicze Bogini.
Wicca znaczy po prostu „mądrość”. Tak jak wiedźma oznaczała „wiedzącą”. Niestety, wciąż jeszcze kojarzymy czarownice z postacią złej wiedźmy. Wszyscy dorastaliśmy ze znajomością niezliczonych bajek, w których czarownice były złe, brzydkie, niebezpieczne.
Nawet Szekspir w „Makbecie” poszedł za stereotypem i pokazał trzy wiedźmy jako złe do szpiku kości kreatury. W malarstwie nie było lepiej – wiedźmy Dürera wyglądają jak eksperymenty szalonego genetyka. Kino także nie wysiliło się na oryginalność – pamiętamy złą czarownicę z Oz o wstrętnej zielonej twarzy i haczykowatym nosie, Bette Midler w „Hokus pokus” czy wizje z „Blair Witch Project”.
Oczywiście takie podejście jest skutkiem średniowiecznych polowań na czarownice. Wtedy wiara w Boginię była zakazana przez Kościół katolicki, mimo że wyznawcy Starej Wiary wcale nie wierzyli w diabła, a tym bardziej go nie czcili. Na szczęście czasy się zmieniają.
I jak zwykle w naszej kulturze, powiew nowości zaczął iść od telewizora i kina. Pojawiły się filmy i seriale, które pokazywały czarownice jako sympatyczne istoty obdarzone nadnaturalnymi mocami (takie protoplastki Harry’ego Pottera). Wszystkie były piękne – Veronica Lake w filmie „Ożeniłem się z czarownicą” (1942), Elizabeth Montgomery w serialu „Bewitched” (1964–1972).
Potrafiły ruchem ręki posprzątać pokój, mrugnięciem powieki zmienić ubranie, latać na miotłach – ot, ludowe wyobrażenie mocy czarownic. Ale to wystarczyło, żebyśmy przestali się ich bać i zapragnęli być jak one – czarownice stały się modne, jak teraz wampiry...
Magia to coś więcej niż zaklęcia
Wiccanie, którzy w ciągu ostatnich lat stali się na Zachodzie całkiem wpływową grupą nacisku, doprowadzili do pojawienia się w mediach programów pokazujących ich bardziej rzeczywisty obraz. Np. w wiccańskim przeboju filmowym z 1984 roku „Totalna magia” Sandra Bullock stwierdziła wyraźnie, że „czarownice diabła nie znają” i że magia to coś więcej niż „zaklęcia i eliksiry”, to przede wszystkim przenikające nas wszystkich energie, a także siła woli i pragnienia każdego człowieka.
Również cały odcinek kultowego serialu „Przyjaciele” poświęcony wiccanom sprawił, że o tej pogańskiej wierze zaczęto mówić za oceanem głośniej i bez zażenowania. Wiccą zainteresowało się coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych sławnych, medialnych, którzy mają wpływ na umysły i dusze milionów.
Jedne z najsłynniejszych nazwisk to: Roseanne Barr, Olympia Dukakis czy Cybill Shepherd (aktorki), piosenkarka Tori Amos, słynna feministyczna pisarka i poetka Erica Jong czy Deepak Chopra, naukowiec, lekarz ajurwedyjski, autor słynnych książek o uzdrawianiu.
Ci ludzie otwarcie mówią, że odkryli Boginię, stając się przykładem na zmieniające się podejście do czarownic. W Polsce wiccanie też są. Tysiące kobiet i mężczyzn, którzy wierzą w Boginię Matkę – czyli w Naturę i jej moc – właśnie tego dnia zbiera się w ogrodach, by tańcami wokół ogniska czy rytuałami w ciepłym blasku świec dziękować Bogini za kolejny rok, wspierać ją swoją wiarą i… czarować w tę noc, kiedy magia jest najsilniejsza.
Czas błąkających się duchów
* Starożytni Celtowie świętowali Samhain na trzech płaszczyznach:
- materialnej: czas przygotowywać zapasy na zimę, by przetrwać czas śmierci;
- psychospołecznej: kultywowano więzi rodzinne i plemienne, bo każdy, kto tego dnia był samotny lub opuszczony, naraziłby swoją duszę na niebezpieczeństwo zagubienia się w pustce zaświatów;
- kosmicznej: na niebie wschodzi gwiezdna konstelacja Plejad, dając znak zaczynającej się zimy.
* Druidzi, celtyccy kapłani, w tym dniu czcili duchy przodków i zapraszali je do domów. Zapalano także wiele ognisk na polach, by w ten sposób dodać sił słońcu do walki z chłodem i ciemnością.
* Wierzono, że w tym dniu na ziemię schodzą duchy zmarłych oraz tych, którzy jeszcze się nie narodzili, by wejść w ciała żywych i zamieszkać w nich przez następny rok. Dlatego ludzie gasili w domach ognie, by wyglądały na zimne i opuszczone, przebierali się w stare podarte ubrania, chodzili po ulicach, udając włóczęgów w nadziei, że duchy ich nie zechcą (stąd wziął się zwyczaj Halloween).
Ewa Ray
fot. shutterrstock.com