Co jakiś czas pojawiają się dyskusje na temat: czy szamani jeszcze istnieją, i czy dzisiaj, w dobie technicznej cywilizacji, można zostać szamanem?
Pytania te wzbudzają wciąż wielkie namiętności – jedni z zapałem utrzymują, że szamanów już nie ma, podczas gdy drudzy z taką samą pasją dowodzą, że świat jest ich pełen, a niektórzy dają do zrozumienia, że sami nimi są.
Słowo „szaman” pochodzi z języka Ewenków, tubylczego ludu Syberii i właśnie Syberia była ojczyzną klasycznych szamanów. Kim był szaman? Czarownikiem, uzdrowicielem i wizjonerem-jasnowidzem. Umiał przechodzić do równoległych przestrzeni zamieszkiwanych przez duchy i dusze zmarłych. Przeprowadzał zmarłych na tamtą stronę. Odstraszał duchy chorób i pertraktował z nimi, żeby sobie poszły i przestały nękać jego pacjentów w zamian za jakieś drobniejsze ofiary. Zostawał zaś szamanem, ponieważ same duchy naznaczyły go do tej roli.
Biesiada z duchami
Słowo „szaman” przeszło najpierw do języka rosyjskiego, a stąd do innych języków, dzisiaj już właściwie całego świata. Także pojęcie szamana przestało być kojarzone wyłącznie z Syberią. Podobnych uzdrowicieli mających swoich duchów-pomocników odkrywano właściwie na całym świecie: u Eskimosów, u Indian Ameryki Północnej (gdzie byli zrazu nazywani „medicine men”, czyli „ludźmi od czarodziejskich leków”) – i w Ameryce Południowej, gdzie z hiszpańska zwano ich „curandero”, gdy uzdrawiali, lub „brujo”, gdy rzucali złe czary. A także w tubylczej Australii, w Polinezji, w Afryce, w Indiach, Tybecie, Korei, a nawet w tak wysoce cywilizowanym kraju jakim jest Japonia.
Szamanów znajdowano też u dawnych Celtów, Germanów i u pogańskich Słowian. Na Rusi nazywano ich wołchwami. W dawnej polszczyźnie zachowało się kilka tajemniczych słów mogących oznaczać właśnie nich: choroman, kołud, bak (stąd „baczyć”), a także – lekarz. Bo to słowo z początku oznaczało właśnie uzdrowiciela-czarownika.
Polskim kobiecym odpowiednikiem ruskiego wołchwa była wilcha. Podejrzewa się, że słowo „kobierzec” zrazu oznaczało ozdobną matę, na której wróżono z patyków, z bobu lub z rzucanych kości. Podobnie nazywał się wieszczy ptak: kobuz. Zaś słowo „biesiada” pierwotnie oznaczało ceremonialną ucztę z halucynogennych grzybów i ziół. Stara nazwa grzybów – bdły, bedłki – wywodzi się od słowa „budzić”, gdyż budzono się nimi z codziennej ospałości do stanów wizyjnych.
Od przeznaczenia do snobizmu
Tymczasem pojawił się szamanizm nowoczesny, czyli neoszamanizm. Pierwszym jego nauczycielem i praktykiem był Amerykanin Michael Harner, który zaczął prowadzić warsztaty wchodzenia w wizje przy dźwięku bębna. Zyskał mnóstwo naśladowców – aż w pewnym momencie Indianie zaczęli protestować przeciwko rzeszom natrętnych pseudoszamanów, nieudolnie i dla kasy naśladujących ich święte praktyki i obyczaje. Co najciekawsze, wraz z neoszamanizmem zmieniło się nastawienie do bycia szamanem.
Dawni ludzie wcale nie tęsknili do tego, by zostawać szamanami, bo to znaczyło być porwanym przez duchy i naznaczonym przez nie. Oznaczało przejście bolesnej inicjacji, po której już nie było powrotu do normalnego życia. Tymczasem dla Białych zostanie szamanem jawiło się jako spełnienie marzeń, jako sukces. Zaczęto się snobować na bycie szamanem takiego lub innego rytu.
Wydaje mi się, że powinien być zachowany jakiś umiar. Kiedyś młodzi ludzie snobowali się na bycie poetą lub artystą malarzem, dzisiaj mogą snobować się na szamanów. Jednak szkoda samego słowa. Jeśli kogokolwiek „dziwnego”, kto ma wizje i bije w bęben, będziemy nazywać szamanem, to zabraknie nam słowa na nazwanie tych prawdziwych, syberyjskich.
Trans pod wpływem Neptuna
Z drugiej strony nie można pochopnie odcinać się od szamanizmu, mówić: to dla Azjatów lub dla Indian, nie dla nas. Jedną z typowych szamańskich umiejętności było recytowanie opowieści lub pieśni dyktowanych przez duchy i przekazywanych w natchnieniu. Jak wynika z relacji świadków, Adam Mickiewicz, kiedy wygłaszał swoje poetyckie improwizacje, zachowywał się i wyglądał właśnie jak syberyjski szaman podczas transu.
Więc od szamanizmu do natchnionej twórczości tylko krok. Takich podobieństw jest więcej. Niektórzy badacze dochodzili do wniosku, że szamańskie uzdolnienia są wrodzone i pojawiają się u ludzi niezależnie od epoki, rasy czy narodowości. Czy można metodami astrologii określić, czy ktoś ma zadatki na szamana? Tak! Trzeba mieć w horoskopie silnego, w mocnym miejscu położonego Neptuna.
Oczywiście nie namawiam do tego, żeby każdy wizjoner-neptunik od razu nazywał się „szamanem”. Radzę to słowo zostawić prawdziwym szamanom, tym z plemiennymi prastarymi tradycjami.
Co jakiś czas pojawiają się dyskusje na temat: czy szamani jeszcze istnieją, i czy dzisiaj, w dobie technicznej cywilizacji, można zostać szamanem?