Nie ma urody i scenicznej charyzmy Davida Copperfielda. Ale to ona przebije Copperfielda i zostanie okrzyknięty największym magikiem świata!
Największy oczywiście znaczy: najpopularniejszy i najwięcej zarabiający prestidigitator. Mowa o Stevenie Frayne, znanym pod artystycznym pseudonimem „Dynamo”. Wygląda na zwykłego chłopaka z ulicy, najchętniej nosi skórzaną marynarkę, pod którą wkłada dres z kapturem zarzuconym na głowę. Nie organizuje wielkich pokazów przygotowanych przez sztab inżynierów i techników. Woli kameralne, uliczne przedstawienia. Mimo to zdobył na tyle dużą popularność, że już teraz prowadzi w telewizji angielskiej swój autorski program: „Dynamo – Magician Impossible” (Dynamo – Magik Sztuk Niemożliwych).
Frayne rozpoczął karierę jako dziewiętnastolatek, wprawiając wszystkich w osłupienie niewiarygodnymi wprost sztuczkami z taliami kart. Trzy lata później znany był już nie tylko w Anglii, ale w Azji i Ameryce. To właśnie na jednym z pokazów ktoś z widzów nie wytrzymał i krzyknął: „This kid is a f***ing DYNAMO” (Ten dzieciak jest pieprzonym dynamem). Tak narodziła się legenda i pseudonim artystyczny przyszłego króla iluzjonistów.
Artysta uliczny
Jego styl jest kompletnym zaprzeczeniem magicznych pokazów, które uwielbia David Copperfield. W przeciwieństwie do niego Dynamo występuje na ulicach miast – Londynu czy Nowego Jorku. Nie gromadzi widzów w wielkich salach, lecz oferuje swoje sztuczki zwykłym przechodniom. Oczywiście, cały czas towarzyszy mu kamera, która pokazuje ulicznego magika, potrafiącego zachwycić i oczarować niczego niespodziewających się spacerowiczów.
A ci go uwielbiają! Tylko bowiem dla nich (i dodaj-my, całkowicie za darmo) na przykład lewitował kilkanaście centymetrów nad chodnikiem. Czy nie bylibyście zaskoczeni, gdyby przypadkowy przechodzień złożył palce, jakby chciał was wykadrować, powiedział: „pstryk” i chwilę potem wręczył wam zdjęcie, które wysunęło mu się spomiędzy palców?
Jak on to robi? Oniemiali ludzie pozostają na miejscu, Dynamo zaś, wraz z ekipą filmową, odchodzi z niewinnym uśmiechem.
Przeszedł po wodzie!!!
– Pewnego dnia mój dziadek pokazał mi numer ze znikająca w dłoniach monetą – opowiada dziennikarzom Dynamo o początkach swojego zainteresowania iluzją. – Pamiętam, że przez długi czas byłem pewien, że w naszym domu mieszka autentyczny czarodziej. Kiedy potem dziadek wyjawił tajemnice sztuki, zapragnąłem, by takie samo wrażenie mieli ludzie, którzy w przyszłości będą obserwować moje występy.
A dodajmy: są one spektakularne. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu okrzyknięto by go cudotwórcą i drugim Mesjaszem. Z jakiego powodu? Oto Dynamo zszedł nad brzeg Tamizy i… zaczął iść po falach na drugą stronę rzeki. Rosnący na brzegu i na moście tłum – który od kilkunastu osób w ciągu kilku minut urósł do kilkuset – zaczął pokazywać sobie maga palcami. Ludzie krzyczeli z zachwytu, ktoś nawet zaintonował pieśń o nowym wcieleniu Mesjasza.
Sen na ostrzach mieczy
Czy z tego można wyżyć, spytają materialiści? Już dziś fortuna magika liczona jest na wiele milionów funtów, a kręcone przez jego ekipę filmy z ulicznych spotkań robią furorę w telewizjach Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. A jeszcze kilkanaście lat temu Dynamo zaczynał karierę od prostego tricku, który nazywa się „Sen na ostrzach mieczy”.
Sztuczka ta może być niebezpieczna i wymaga odwagi. Wykonawca pokazuje publiczności trzy szerokie miecze. Każdy z nich jest ostry jak brzytwa i ma około metra długości.
Następnie rękojeści mieczy umieszcza się w specjalnych otworach w podium, tak by ostrza stały pionowo jedno obok drugiego w odległości około trzydziestu centymetrów.
Na scenę wprowadza się asystenta, który zostaje następnie poddany niby-hipnozie. Potem podnosi się go do góry i układa na ostrzach. Po chwili iluzjonista usuwa dwa z nich, pozostawiając asystenta zawieszonego na jednym ostrzu, wbitym dokładnie w kark. Oczywiście, wzdłuż ciała asystenta i wzdłuż miecza, aż do podłogi, można przesunąć obręcz, by pokazać, że nie ma w tym żadnego podstępu. Na zakończenie usunięte miecze wracają na swoje miejsca, a asystent schodzi ze sceny.
Poznaj sekret sztuczki
Miecze są prawdziwe, zrobione z doskonale hartowanej stali. Umieszcza się je w otworach wydrążonych w specjalnym blacie ułożonym na scenie. Rękojeści są dokładnie dopasowane do otworów, więc ostrza sterczą pionowo. Miecz, na którym oprze się kark asystenta, jest nieco dłuższy od pozostałych i ma bardziej zakrzywiony koniec. Różnice te są nieznaczne, więc publiczność ich nie dostrzega.
Asystent jest ubrany w specjalny pancerz ukryty pod kostiumem. Pancerz ten sięga od szyi po dolną część bioder. W okolicy karku ma wydrążenie, w które wsuwa się zagięte ostrze. Powstaje wtedy bardzo mocne złącze, pozwalające wykonać dalszą część triku. Pozostałe dwa miecze ledwie dotykają pancerza. W iluzji tej, jak i w innych podobnych, wzdłuż ciała asystenta można przesunąć obręcz i pokazać, że nie utrzymują go w powietrzu żadne linki.
Proste? Oczywiście, kiedy znamy sekret! Nieświadomi możemy jedynie otworzyć usta z zachwytu i bić brawo, aż zabolą nas dłonie.
Marcin Derski
W tekście wykorzystano m.in.: Herbert L. Becker, „All the Secrets of Magic Revealed”, Lifetime Books, Inc. marzec, 1997 r.