O angielskim kręgu Stonehenge słyszał każdy. Niewielu wie jednak o Ales Stenar, kamiennym obiekcie nieustępującym mu rozmiarami, a położonym tuż obok nas, nad brzegiem Bałtyku...
Ales Stenar (Kamienie Ale) są dumą Szwecji. Na czterdziestometrowym klifie, kilka minut spaceru od rybackiej wsi Kåseberga, 10 km od Ystad, znajduje się tajemniczy obiekt. To ułożony z 59 ogromnych kamieni ważących po kilka i kilkanaście ton „statek wikingów” o długości 67 m i szerokości 19 m. Dla porównania głazy w Stonehenge tworzą krąg o długości 33 m.
Ales Stenar nie ustępuje więc rozmiarami słynnemu angielskiemu kamienisku.
Czym jest? Tak do końca nikt tego nie jest pewien. I choć ta kamienna układanka uważana jest za jeden z najcenniejszych zabytków Szwecji i Europy, właściwie nie wiadomo, z jakich czasów pochodzi. Jej wiek szacowany jest z ogromną rozbieżnością: jedni naukowcy uważają, że powstała prawie pięć tysięcy lat temu, inni – że dopiero przed tysiącem lat. Możliwe też, że pierwotnie obiekt zbudowano wiele tysięcy lat temu, ale był przebudowywany przez wikingów.
Tajemnica nieodkryta
Nad pierwotnym przeznaczeniem Ales Stenar wciąż debatują historycy i archeolodzy. Jedna z popularnych opinii głosi, że kamienie są swego rodzaju zegarem słonecznym. Ich ułożenie powoduje, że 21 czerwca i 22 grudnia światło słoneczne przechodzi dokładnie nad wierzchołkami głazów najbardziej wysuniętych na tył i przód kamiennej łodzi.
Inna, że było to miejsce pochówku wodza; niektórzy wskazują nawet na poległego około roku 1000 wodza wikingów Olava Tryggvasona, który ponoć miał na tym urwisku spocząć na wieki wraz ze swym statkiem. A jeszcze inna legenda głosi, że to symboliczny pomnik wikingów zaginionych w zamorskich wyprawach zdobywczych. Może w każdej z tych opowieści tkwi ziarenko prawdy?
Kraina dobrych mocy
Każdy, kto wejdzie w obręb tej monumentalnej kamiennej konstrukcji, czuje dobroczynne energie przenikające ciało. Ludzie niechętnie opuszczają ten kamienny krąg.
Nocą na klifie często płoną ogniska. Szwedzi, choć zwykle sceptyczni wobec wszystkiego, co nadprzyrodzone, nieraz przyznają, że to chyba duchy wikingów je palą. Zwłaszcza 30 kwietnia, w Noc Walpurgii, kiedy nadejście wiosny witane jest w całym kraju śpiewami przy ogniskach. A te na klifach wyglądają naprawdę niesamowicie....
Rankiem po Nocy Walpurgii koniecznie trzeba na klifie zbierać rosę do malutkich flakoników, bo jest ona znakomitym lekiem na wszelkie choroby. Cennym talizmanem chroniącym przed złymi mocami jest zaś podobno popiół wybrany z palonych w tę noc ognisk.
Gdzie niebo spotyka się z morzem
Koniecznie trzeba odwiedzić to miejsce – zarówno za dnia, jak i nocą. Zawsze czuć tam wspaniałą energię, a widoki zapierają dech w piersiach. Bez względu na to, czy podziwiamy rozświetlone promieniami słońca pejzaże, czy patrzymy na rozgwieżdżone niebo. Za dnia wystarczy stanąć blisko krawędzi urwiska, podskoczyć i... ma się wrażenie startu do dalekiego lotu – tak silne bywają tu prądy powietrza! Nie przypadkiem Szwedzi mawiają, że w tym miejscu niebo spotyka się z morzem.
Luz i swoboda
Ales Stenar jest świetnie utrzymany, wiedzie do niego mnóstwo ścieżek. Po rozłożystym, porośniętym trawą klifie spacerować można do woli, czasami w towarzystwie pasących się nieopodal krów. Archeologowie często krytykują nadmiernie łatwy dostęp do tego terenu, bo ambicją prawie każdego dziecka jest powspinać się tam na wielkie głazy... I wolno to robić! Ten teren nie ma w sobie niczego z przyciężkiej atmosfery niedostępnego muzeum, tak ciążącej nad angielskim Stonehenge.
Tu wolno wszystkiego dotknąć! A jeśli przyjedziemy latem lub jesienią, możemy pobuszować w pobliskim lesie i porozglądać się za grzybami, jagodami i borówkami. Jak w całej Szwecji: wolno chodzić, jeździć na rowerze, rozbić namiot na cudzym terenie – byle nie wyrządzać szkód. Szwedzi powszechny, wolny dostęp do prywatnych pól i lasów uważają za zasadniczy element swobody życia.
Statek magii
I kolejna miła niespodzianka. O ile już za samą przechadzkę w pobliżu angielskiego Stonehenge trzeba zapłacić kilkanaście funtów od osoby, a wejście do wewnętrznego kręgu kosztuje sporo zachodu i kolejne pieniądze, o tyle w kręgu Ales Stenar każdy jest zawsze mile widziany! Nie ma tu żadnych biletów wstępu ani nawet wyznaczonych godzin, w których można zwiedzać obiekt.
Jedno jest też pewne: ci, którzy to niezwykłe miejsce raz odwiedzili, zawsze tu wracają. Chociaż nie ma tu żadnego magicznego wodnego oczka, do którego należałoby wrzucić monetę. Za to dzieci wrzucają drobne – tzw. powrotówki – przez lewe ramię do naprawdę dużej sadzawki: wprost do Morza Bałtyckiego.
tekst i zdjęcia: Mariusz Pasek