Dziwne to zjawisko – sam nieszczęść nie doznaje, jedynie wokół wszystko się wali.
Niedawno dostałam w prezencie bukiet wrzosów. Spojrzałam na uśmiechniętą panią, która mi go wręczyła, i nie miałam serca jej powiedzieć, że jak tylko wyjdzie za próg mojego domu, wrzosy wylądują w koszu na śmieci. Dlaczego? Bo są kwiatowymi jonaszami, czyli przynoszą pecha, kiedy stoją w domu w wazonie.
Z tymi jonaszami to jakoś całe życie miałam utrapienie. Jonaszem był kot mojej matki. Ale o tym dowiedzieliśmy się, kiedy zdechł. Nagle sprzęty przestały się psuć, wredni lokatorzy się wyprowadzili, mojemu ojcu nic już nie wypadało z rąk. Jonaszem była stara broszka, którą kiedyś dostałam od męża. Kupił ją w antykwariacie i był z tego dumny, bo kosztowała krocie. Tu zorientowałam się szybko po niezbyt szczęśliwych zbiegach okoliczności, które zaczęły mnie trapić.
No i dość często miałam do czynienia z jonaszami w życiu innych ludzi. Pamiętam panią Frankę, sympatyczną osiedlową fryzjerkę. Chwaliła się, że kupiła niezwykłe, stare, wielkie lustro za bezcen i jej zakład teraz nabrał wyjątkowego charakteru. Owszem, lustro było piękne, ale...
(...) Oblałyśmy lustro wodą źródlaną, w której przez trzy dni moczyły się kryształy i bursztyny, i w której rozpuściłyśmy 3 łyżki poświęconej soli. Przez kolejne 2 tygodnie, do nowiu, zwierciadło leżało na balkonie, chłonąc energię Luny. Zazwyczaj to wystarcza, by oczyścić przedmiot z wchłoniętych przezeń złych energii wydarzeń, których był świadkiem. Jednak w tym wypadku nie zadziałało.
Poznawałam historię lustra. Okazało się, że zostało wykonane przez dziadka poprzedniego jego właściciela i ten dziadek sam był jonaszem. To dlatego pech był integralną częścią przedmiotu. Nie było siły, pani Franka wywiozła lustro na śmietnik z przyczepioną karteczką, że to przedmiot przeklęty.
Tak, jonaszami mogą być nie tylko przedmioty (najczęściej są nimi: klejnoty, obrazy, meble, biżuteria), ale też żywe istoty: kwiaty, zwierzęta, no i ludzie. Bo przecież sama nazwa „jonasz" pochodzi od człowieka, pierwszego wielkiego siewcy pecha, o którym wspomina Biblia.
Wszyscy pamiętamy opowieść o pechowym Jonaszu, który zlekceważył rozkaz Boga, a ten za karę sprawił, że zaczęły mu się przydarzać różne nieszczęścia. I kiedy płynął statkiem, przerażeni pechem żeglarze wrzucili go do morza, tam połknął go wieloryb i jedynie modlitwa do Boga, w której się kajał, Jonasza uratowała.
Przez wieki ludzie przynoszący pecha padali ofiarą oskarżeń o najgorsze zbrodnie i często byli zabijani za zło, które rzekomo czynili. A przecież nie robili tego świadomie. Jak najsłynniejszy bodaj jonasz XX wieku – Mary Mallon, zwana Tyfusową Mary.
Ta młoda amerykańska służąca stała się źródłem epidemii, która w początkach XX wieku (zaczęło się to w 1906 roku) zabiła kilka tysięcy ludzi. Najpierw na tyfus zapadali ludzie, u których służyła. Kiedy inspektorzy sanitarni zorientowali się, że to Mary jest źródłem epidemii, zamknięto ją w szpitalu.
Przez 3 lata lekarze przeprowadzali na niej serie badań. Niestety, nie udało się ustalić, dlaczego ona zaraża ludzi tyfusem, a sama jest zdrowa. Zwolniono ją z zakazem pracy służącej.
Ale przecież kobieta musiała z czegoś żyć, więc zmieniła nazwisko i najęła się jako kucharka w szpitalu miejskim. I w 1915 roku wybuchła tam epidemia tyfusu. Kilka osób zmarło. W końcu zorientowano się, że cicha i niepozorna kucharka Mary Brown to Tyfusowa Mary. Prasa okrzyknęła Mallon „najgroźniejszą kobietą Ameryki", w efekcie czego znowu została zamknięta w odosobnieniu, gdzie zmarła. Tajemnica, jak zakażała, nigdy nie została odkryta.
(...) Na czym więc polega działanie prawdziwych siewców pecha? Jak ze wszystkim, i tu chodzi o energie. W tym wypadku niestabilne, wprowadzające chaos w przestrzeni, zakłócające normalne funkcjonowanie. A może niekiedy nawet załamujące związki przyczynowo-skutkowe. (...) Na razie, jedynie przedmioty można spróbować oczyścić i wyrównać ich energię.
A co ma zrobić ten, który sam jest siewcą pecha? Może jedynie starać się zmienić energię swojej aury: myśleć pozytywnie, nie poddawać się zwątpieniu, być życzliwym dla siebie i świata. Przy wysiłku i dobrej woli można zminimalizować szkody wyrządzane otoczeniu.
A jeśli ty napotkasz siewcę pecha, który sam radośnie będzie tkwił w oku tworzonego przez siebie cyklonu nieszczęśliwych wydarzeń? Cóż, uciekaj. Bo na siły natury nie ma rady...
Jak oczyścić energie pechowego przedmiotu
Jeśli masz przedmiot, który podejrzewasz o przynoszenie ci pecha, możesz oczyścić go w jeden z dwóch sposobów.
1. Przedmiot, który można zamoczyć (biżuteria, naczynia, lustra itp.)
Rozpuść poświęconą sól morską w źródlanej wodzie (łyżka stołowa na litr wody), w której przez dwie doby moczył się kawałek kryształu i 3 kawałki nieoszlifowanych bursztynów. Nie wyciągaj kamieni. W tej wodzie zanurz przedmiot (lub dobrze go umyj kilka razy dziennie, jeśli jest zbyt duży, by go zanurzyć) i pozostaw na 7 dni podczas zmniejszającego się Księżyca – od dnia po pełni. Potem wodę wylej, a kamienie zakop w ziemi.
2. Przedmiot, którego nie można zamoczyć (ubranie, obrazy, książki)
Przygotuj odpowiednią ilość poświęconej soli morskiej, w której przez 2 dni tkwił kawałek kryształu i 3 kawałki nieoszlifowanych bursztynów. Zanurz w soli dany przedmiot na 7 dni (jak wyżej) albo posyp nią, jeśli jest zbyt duży. Następnie sól wsyp po toalety, a kamienie zakop w ziemi.
Przez cały czas rytuału pal w pobliżu przedmiotów białe, oczyszczające świece i kadzidełka. Aby usunąć złe energie, trzeba zaprząc do pomocy wszystkie cztery żywioły.
Wróżka Berenika
fot. shutterstock