Dlaczego niektórzy wciąż popełniają takie same błędy? I jeszcze oczekują, że tym razem efekt będzie odmienny...
Henryka przyszła i opowiedziała wszystko od momentu, kiedy w latach osiemdziesiątych, jako dwudziestolatka z małego miasteczka znalazła w gazecie ogłoszenie Polaka mieszkającego w Danii. Spodobało się jej, wysłała więc list i rozpoczęła się regularna korespondencja. Młodzi pisywali do siebie co tydzień i wkrótce doszli do wniosku, że są jak dwie połówki jabłka. Wybuchła miłość. Na spotkanie umówili się w Warszawie. Ponieważ Henia lękała się, aby mężczyzna nie ocenił jej jako nieatrakcyjnej brzyduli, przed randką poszła do fryzjera i kupiła sukienkę przetykaną złotą nitką.
Mąż się powiesił
Inwestowanie w siebie okazało się opłacalne. Kazimierz zachwycił się dziewczyną. Spędzili bajkowy weekend: kolacja, dancing i pierwsza wspólna noc… Następnym razem ukochany przyjechał prosto do miejscowości wybranki i oficjalnie oświadczył się o jej rękę. Podczas rozmów w gronie rodzinnym wypłynęła sprawa; narzeczonemu brakuje kasy na ukończenie domku, w jakim po ślubie zamieszka wraz z Henią.
Spłaca dawny kredyt, zatem kolejnego już nie otrzyma. Trudno. Zacisną zęby i poczekają. Dwa, może trzy lata potrzebne do wybudowania własnymi siłami siedziby będą się bardzo dłużyć, ale w końcu przed nimi całe życie. Wtedy dziewczyna zaczęła błagać mamę i ojca o pożyczkę.
Co będzie, jeśli Kazimierz się rozmyśli ? Albo odkocha? Tu ważą się jej losy!
Uprosiła. Starsi państwo podarowali córce wszystkie swoje oszczędności. – Ledwo mu je zawiozłam – oznajmiła z gorzkim uśmiechem klientka – przepadł. Wraz z nim nasze pieniądze. Pięć lat później wyszłam za kolejarza. Był zamkniętym w sobie facetem. Żyliśmy obok siebie. Każde przy swojej robocie. W dziesiątą rocznicę ślubu powiesił się na drzewie przy stacji kolejowej.
– Czy czuje się pani winna jego śmierci? – zapytałam, bo umilkła na długo.
– Po pogrzebie ujawniły się różne jego lewe interesy. Kilku znajomych trafiło do więzienia. Bał się, że pójdzie siedzieć? – zawiesiła głos.
– Mogę to sprawdzić w kartach – zaproponowałam po chwili.
– Nie warto – machnęła ręką Henia. – Przyszłam do pani z zupełnie inną sprawą. Nie sądziłam, że się jeszcze z kimś zwiążę, ale stało się. Niestety, niedobrze mi się układa…
Klucz do mężczyzny
W tarocie zobaczyłam kobietę o – jakby orzekł psycholog – zaburzonym obrazie samej siebie.
– Obawiam się, że źródeł problemu upatruje pani w sobie – zaczęłam i znowu spojrzałam w karty. Pośrodku wróżby panoszył się odwrócony arkan Księżyca, a obok spoczęła III Mieczy. Dlatego zadałam jej proste diagnostyczne pytanie: – Co pani w sobie lubi? Proszę podać trzy rzeczy, jakie się pani podobają.
Henryka zamrugała, po czym zagryzła usta:
– Nie mam żadnych dobrych cech – stwierdziła z całkowitą pewnością. – Jestem beznadziejna. Stara, rozkojarzona, nudna.
– A ja jestem odmiennego zdania – zaprotestowałam. – Kłopot w tym, że wierzy pani, iż partnerskie relacje zmienią się, jeśli tylko odszuka pani klucz do swego mężczyzny i wreszcie go zadowoli. To błąd. Ten człowiek pani nie szanuje. A pani uważa to za normalne. Mnóstwo pani przecierpiała, różne negatywne wydarzenia powtarzały się w pani życiu wielokrotnie, lecz odrzuciła pani rozsądne rady i…
– Wiem, przyjaciółka ciągle podkreśla, że powinnam odejść. Ale co pocznę sama?
– W rezultacie wciąż przełyka pani złość na swego amanta. Znalazła się pani w stanie długotrwałego stresu. A ten powoduje objawy somatyczne. Na przykład bezsenność.
– Właśnie! Nie mogę zasnąć bez tabletki
– wpadła mi w słowo.
– Jest pani przemęczona – kontynuowałam ze współczuciem. – Myślę, że dużo pani płacze. Nie widzi pani wyjścia z sytuacji, ale jest przekonana, że nie zasłużyła na nic lepszego.
– Miałam nadzieję, że tym razem sobie poradzę – westchnęła.
Zabójcze złudzenia
Z Księżycem i III Mieczy nie było na to szans. Przesunęłam wzrokiem po rzędzie kart, zatrzymując spojrzenie na Wielkim Arkanie XIII. Transformacja zapowiada „śmierć dotychczasowych form”, co jednak w przypadku Henryki mogło przynieść pomyślne rezultaty. Zatem powiedziałam energicznie: – Trzeba zrezygnować ze złudzeń, że cokolwiek da się jeszcze naprawić. Jedynym sensownym sposobem jest odciąć się raz na zawsze od złych doświadczeń. Dość cierpień! Należy się odważyć. Wyrzucić gościa ze swego serca i przede wszystkim z mieszkania.
Nie wyglądała na przekonaną. Mimo to dyskutowałyśmy o tym, jak przeprowadzić „likwidacyjną” rozmowę i stworzyć sobie cichą, sympatyczną egzystencję, pełną ciepła, przyjaźni i drobnych przyjemności. Poszła, zdawało się, pokrzepiona. A ja zastanawiałam się, czy rzeczywiście znajdzie w sobie tyle siły, żeby o siebie zadbać.
Otóż – nie. Ostatnio zadzwoniła ponownie, prosząc o radę „w sprawie wiadomych mi zmartwień”.
Maria Bigoszewska
fot.shutterstock.com