Okazuje się, że lud Prusów nie tylko czcił Słońce i Księżyc, ale też prowadził własny kalendarz i miał swoje znaki zodiaku!
O Prusach, narodzie, który w średniowieczu sąsiadował z Polską od północy, wiemy bardzo mało. Podbili ich Krzyżacy, zniszczono ich społeczności, wykorzeniono „pogańską" religię. W języku pruskim, który został zapomniany przed 1600 rokiem, zapisano zaledwie dwa tysiące słów. Ale kto ma o Prusach pamiętać, jak nie my? Przecież do Polski należy połowa dawnych ziem Prusów i pokrewnych im Jaćwingów: cała Warmia i Mazury plus Suwalszczyzna.
Prusowie na swojej ziemi siedzieli od bardzo dawna. Klaudiusz Ptolemeusz, twórca naukowej encyklopedii z około 150 roku (zawierającej również astrologię), w księdze o geografii wymienia Galindów (południowych Prusów) i Sudinów, czyli Jaćwingów. Jakiś oddział Galindów poszedł nawet z Germanami łupić Rzym, i – co więcej – wrócił do domu z tej wyprawy. Z powodu tych dawnych związków ze starożytnymi imperiami południowej Europy Prusowie znali zodiak, śledzili przesuwanie się Słońca na tle zodiakalnych gwiazdozbiorów i w oparciu o zodiak prowadzili swój kalendarz. W internecie pojawił się artykuł o tym, autor podpisał się pseudonimem Nertiks: http://pruskiwicher.wordpress.com/pruski-kalendarz.
Lew to czy wilk?
Pruski rok zaczynał się w noc zimowego przesilenia. Ten Nowy Rok zwano Kalāndas – słowo wyraźnie wzięte z łaciny, jak nasza „kolęda". Pierwszy miesiąc zimy miał za patrona gwiazdozbiór Raka, który wtedy jest najbardziej oddalony od Słońca. Po prusku ten gwiazdozbiór nazywał się Aūss Pippelis, czyli „Złoty ptak", a ptakiem owym był nur, który, według mitu, na początku świata zanurkował na dno morza i wyłowił stamtąd ziemię.
Drugi miesiąc, kiedy Słońce „po naszemu" jest w Wodniku, związany był z gwiazdozbiorem Lwa, który po prusku nazywał się Wilks, czyli „wilk". Był to czas karnawału, sąsiedzkich odwiedzin i dzielenia się ogniem. Trzeci miesiąc łączył się z gwiazdozbiorem Panny, w którym Prusowie widzieli żurawia, w ich języku Gērwi. Słusznie – na przedwiośniu przylatują pierwsze żurawie.
Dwa jelenie to Skorpion?
W równonoc wiosenną obchodzone było święto Līgi, kiedy bogini Ziemi odradzała się pod imieniem Zeminni. Pierwszy wiosenny miesiąc (a czwarty z kolei) nazywał się swojsko, „baran", czyli Awwins, ale wyobrażano go sobie pod postacią człowieka w owczej skórze. Piątemu miesiącowi patronował Pergrūbris, jeździec na kamiennym koniu zstępujący z nieba. Widziano go w gwiazdozbiorze, który u nas nazywa się Byk. W miesiącu tym bogini Ziemi, zaślubiona Pergrūbrisowi, spodziewała się dziecka.
Ašwinai, czyli Bliźnięta, odpowiadał za szósty miesiąc. Z kolei siódmy, początek lata, był zwany Azē, czyli „koza". Dlaczego? Bo gwiazdozbiór Koziorożca jest wówczas po przeciwległej stronie nieba i najlepiej widać go w nocy. Z podobnych powodów miesiąc ósmy nazywał się Zirgs, „koń", bo to konia widziano w gwiazdozbiorze Wodnika. Nie jest pewne, jak nazywano dziewiąty miesiąc. Jesień zaczynała się od miesiąca Dwāi Saūlis, czyli „dwa Słońca", jakby pozostające w równowadze – jest tu jakieś echo znaku Wagi. Następny miesiąc zwał się Dwāi Ragingei, czyli „dwa jelenie". Czy ma to jakiś związek ze Skorpionem?
Kolejna zagadka. Dwunasty miesiąc ilustrowano jako mężczyznę z bronią na koniu – zgodnie z symboliką znaku Strzelca. Z tego widać, że Prusowie wzorowali się na „pospolitym" zodiaku grecko-rzymskim, ale przetworzyli go po swojemu. Albo, co też możliwe, kontynuowali jeszcze starszą tradycję, wspólną różnym dawnym ludom Europy.
Wojciech Jóźwiak