Wbrew planetom zapowiadającym wojny zachowaliśmy na Ziemi względny sposób. Ale w zamian pojawiły się inne problemy…
Układy planet na ten rok, 2010, były dość przerażające – dziś, kiedy już mijają, mogę to powiedzieć wprost. Astrologowie mieli prawo poważnie obawiać się o świat. Szczególnie niepokojąca była kwadratura Saturna do Plutona. Gdy te dwie złoczynne planety ustawiają się w kwadraturze lub w opozycji, lub łączą się w koniunkcję, to na Ziemi nasila się masowa agresja, czyli wojny, przewroty i rewolucje. Dzieje się tak w cyklu mniej więcej co 8 lat.
Dość wspomnieć, że obie wojny światowe wybuchły w takiej fazie, w tej samej fazie cyklu zburzono World Trade Center (11 września 2001 roku), wcześniej był u nas stan wojenny – przykładów jest mnóstwo. Teraz w 2010 roku nie tylko Saturn ustawił się w kwadraturze do Plutona, ale dołączyły do nich Uran i Jowisz. Te cztery planety latem utworzyły figurę tzw. półkrzyża. Na początku sierpnia do tego układu doszedł Mars. Cztery złoczynne planety w niefortunnym układzie, a wśród nich jeden dobroczynny Jowisz, który w takim otoczeniu też lubi się uzłośliwiać.
Na świecie jest wiele tlących się konfliktów, które w każdej chwili mogły wybuchnąć: wrogość między Pakistanem a Indiami, Chinami a Tajwanem, Izraelem a Iranem, między obiema Koreami. Panoszenie się gangów na granicy USA – Meksyk czy worek niepokoju, jakim są afrykańscy i azjatyccy imigranci w zachodniej Europie. Do tej pory jednak żaden z tych tlących się pożarów nie wybuchł. Odpukać! – Bo jeszcze te złe konstelacje całkiem nie wygasły.
Za to nadeszły tego roku klęski niewojenne, tak jakby ludzie musieli swoją porcję nieszczęść zaliczyć, nawet gdyby wojen nie było. W Polsce mieliśmy katastrofę prezydenckiego samolotu. W USA był katastrofalny wyciek ropy, który „skasował” wody Zatoki Meksykańskiej. Rosję nawiedziła klęska upałów i pożarów. Pakistan zalała gigantyczna powódź. Polskę też powodzie dotknęły, i to aż trzema falami.
Gdyby ktoś – powiedzmy, obcy przybysz ze swojego statku kosmicznego – obserwował obrazy nadawane przez telewizję z Ziemi, to widziałby: oto ginie głowa państwa i prawie setka najwyższych urzędników w zmiażdżonym samolocie, i to na terenie sąsiedniego kraju. W tamtym państwie płoną zaś wielkie połacie kraju, nad stolicą dym, w płomieniach stoją bazy samolotów. Terytorium innego mocarstwa porażone chemicznym skażeniem.
Co by wywnioskował? Że pewnie tam wojna... A co na to astrologia? Najwyraźniej, przy zmasowanym „ataku” planet, chociaż ludzie powstrzymali się od wojen, to jednak zaczęli popełniać tragiczne błędy, które podziałały prawie jak wojna.
Wojciech Jóźwiak
Wbrew planetom zapowiadającym wojny zachowaliśmy na Ziemi względny sposób