Czyli co by było, gdyby nasz świat był bardziej "okultowy", a mniej "naukowy"?
W języku angielskim jest słowo "occult", które znaczy "tajemny", "okultystyczny", a także "to wszystko, czym interesuje się wiedza tajemna".
Angielska Wikipedia przeciwstawia ów "okult" nauce. Otóż świat składa się z rzeczy przez naukę poznanych, chociaż niektórzy uważają, że istnieją rzeczy, które naukowemu badaniu się wymykają – i one składają się na "okult".
Czyli jakby istnieje jasna strona świata, którą zajmuje się nauka, oraz druga strona, „okult", którym interesują się "okultyści", miłośnicy wiedzy tajemnej.
Przykłady tych "okultowych" zjawisk: poruszanie przedmiotami siłą woli (psychokineza). Unoszenie się w powietrzu wbrew sile grawitacji (lewitacja). Widzenie rzeczy, które są daleko, niedostępne lub dopiero się wydarzą w przyszłości (jasnowidzenie). Powodowanie samą wolą, że coś się stanie – czyli różne rodzaje czarów. Ale też np. świecenie własnym ciałem, co niektórzy widzieli w wykonaniu tybetańskich lamów.
Wśród tych cudów jest też uzdrawianie siłą umysłu lub modlitwą – ale krytycy wytykają, że żaden uzdrowiciel nie spowodował, żeby komuś odrosła amputowana noga lub ręka, a nawet ząb. Chociaż o Emanuelu Swedenborgu, jasnowidzu i religijnym reformatorze, powiadano, że u schyłku życia wyrósł mu nowiutki komplet zębów!
Wyższym stopniem uzdrawiania jest wskrzeszanie zmarłych lub pojawianie się samemu po śmierci. Tak czynił (podobno) nie tylko Jezus, ale np. indyjski mistrz jogi Śri Jukteśwar Giri, który po śmierci i skremowaniu ciała przychodził do swojego ucznia Joganandy i prowadził z nim rozmowy. Można było go nawet dotknąć!
Wszystkie te "okultowe" wydarzenia mają to do siebie, że dzieją się rzadko, nie powtarzają się, a świadek jest jeden albo niewielu.
Bywa też, że świadków jest wielu i są nimi poważni naukowcy, którzy spisują szczegółowe protokoły, ale potem ich przekaz zostaje zapomniany lub nikt nie chce poważnie zająć się tym, co widzieli. Tak było z żyjącym w XIX w. Danielem Home'em, samorodnym szkockim szamanem, który sam latał i unosił przedmioty, a także potrafił wydłużać i kurczyć swoje ciało, i był odporny na ogień: wkładał głowę do paleniska.
O tych sprawach długo by można opowiadać... Zastanowiło mnie coś innego. Jak by wyglądał nasz świat, gdyby był bardziej "okultowy", a mniej "naukowy"?
Pierwsza różnica: więcej byśmy MOGLI. Samą siłą woli, zechceniem. Poruszalibyśmy przedmiotami, nie brudząc rąk. Zaglądalibyśmy, co kto robi za ścianą, nie otwierając drzwi. Odbywalibyśmy telepatyczne pogawędki. Nasze mózgi same robiłyby to, do czego służy teraz telefon, telewizja, radio, radar i internet.
Ale byłoby to niebezpieczne: bo ktoś mógłby nas telepatycznie zaatakować lub szpiegować. Albo nakłaniać do złego.
Dlatego magowie toczyliby regularne bitwy i ustanawiali strefy wpływów, a nawet by ginęli od razów silniejszego przeciwnika. Szalałyby klątwy, lecz rośliby w sławę odczyniciele klątw.
Cieńsza i przepuszczalna byłaby granica między życiem a śmiercią. Umarli regularnie odwiedzaliby swoich żywych bliskich, np. zasiadaliby na pustym miejscu przy wigilijnym stole. Zapewne mówiliby coraz mniej i przychodzili coraz rzadziej, aż w końcu odchodziliby na tamtą stronę ostatecznie.
Najciekawsze, że od wieków pojawiają się ludzie, którzy twierdzą, że ŻYJĄ w takim świecie. Czy im wierzyć?
Wojciech Jóźwiak
fot. shutterstock