Spalone planety to jedna z „feralnych” rzeczy w astrologii, otoczonych złą sławą. Idea ta pochodzi od astrologów ze świata Islamu, od nich przeszła do Europy, w drugą stronę zaś do Indii, gdzie została wkomponowana w tamtejszy system czytania nieba.
Planeta bywa spalona tylko przez Słońce. Kiedy, w jakich warunkach? Odpowiedź jest prosta: gdy znajduje się w takim położeniu, że w żadnym momencie w ciągu doby nie może być widziana, ponieważ albo jest pod horyzontem (czyli zasłania ją Ziemia) – albo, jak już nad horyzont wyjdzie, to zawsze będzie „oślepiana” przez Słońce gdyż znajduje się zbyt blisko niego.
Dawne księgi wyliczały różne odległości od Słońca; współcześni znawcy tego zagadnienia – np. Helena Avelar i Luis Ribeiro – radzą zapamiętać trzy liczby: 16, 8 i 17. Kiedy planeta (a także Księżyc) jest bliżej niż 16 stopni od naszej gwiazdy, mówi się, że „jest w promieniach Słońca”. Kiedy jest bliżej niż 8 stopni, nazywa się ją „spaloną”. A kiedy jest w ścisłej koniunkcji ze Słońcem, tzn. zbliża się doń na szerokość widocznej tarczy Słońca – na odległość mniejszą niż 17 minut kątowych – wtedy ten stan z arabska nazywa się „kazimi”, czyli: „w sercu Słońca”.
Planeta „pod promieniami Słońca” jest faktycznie przygaszona przez blask Słońca i jeśli jest widoczna, to słabo i na tle jasnej zorzy. Planeta „spalona” znajduje się w tej strefie, kiedy przed wschodem lub po zachodzie Słońca jest nad horyzontem – ale na jasnym niebie jej nie widać. A kazimi to ścisła koniunkcja.
W sercu Słońca – wielka moc
Dawni astrologowie byli właściwie jednomyślni, że „spalenie” planety powoduje jej osłabienie, brak aktywności, niezdolność do działania. Przyrównywali planetę w tym stanie do człowieka, który został uwięziony przez swego władcę. Jeśli jednak sama planeta była w dobrym położeniu, czyli w swoim znaku lub domu, stan taki przyrównywano do aresztu domowego. Planeta – uważano – traciła siły zarówno w kierunku dobrym jak i złym, chociaż twierdzono, że malefiki, czyli planety złoczynne tracą swoje zło w mniejszym stopniu niż benefiki (dobroczynne) swoją dobroć.
Jeśli w stanie spalenia znajdował się „alkochodem”, czyli ta planeta, która w horoskopie była wskaźnikiem długowieczności, traciła ona swoją zdolność dodawania lat do czasu życia. Jeśli w horoskopie pytaniowym (inaczej: horarnym) spalona była planeta reprezentująca osobę zadającą pytanie astrologowi – odczytywano to tak, że nieszczęsny klient będzie drżał o swoje życie, zagrożone przez potężnych przeciwników. Spalona Wenus w horoskopie mężczyzny oznaczała małżeństwo z kobietą chorowitą – albo że związek z nią będzie musiał ukrywać. (Dawni astrologowie byli biegli w obmyślaniu różnych nieszczęść.) Ale w tym przykładzie widać, że ze spalona planetą łączono słabość lub skrytość.
Avelar i Ribeiro streszczają „działanie” spalenia tak:
Planeta traci znaczenie, zanika, jakby jej w horoskopie nie było. Planeta przestaje być dobra lub zła w swoim działaniu. Słabną jej przejawy. Oznacza śmierć, więzienie, chorowitość, słabość lub życie w strachu. Planeta w tym stanie nie może być w horoskopie reprezentantem pewnych osób, albo oznacza taką lub inną ich słabość. Wróży działania w ukryciu, w tajemnicy. Stan ścisłej koniunkcji, czyli wejście do „serca Słońca” był interpretowany wręcz przeciwnie: że oto ta planeta nagle „rozbłyskuje”, nabiera wielkiej mocy! Tak jakby otrzymywała wsparcie całej potęgi Słońca. Jakby cała siła Słońca „szła” przez tę planetę niby przez soczewkę.
Przyczyna nieszczęśliwych miłości?
I co tych poglądach myśleć? Pojęcie „spalenia” czyli oślepienia planety przez Słońce ma wyrazisty sens zmysłowy: takiej planety przecież nie widać na niebie! Więc skoro nie widać, to znaczy, że jakby jej nie było. I najwidoczniej tym tropem szło rozumowanie dawnych astrologów. Ale jeśli siła planety ma się równać jej widoczności, to co zrobić z planetami, których nie widać, bo zaszły? A co z Uranem, Neptunem i Plutonem, których bez teleskopu nie widać w ogóle? Bo przecież w spaleniu decydujące było to, czy planeta jest widoczna gołym okiem, czy nie.
Merkury zwykle przebywa blisko Słońca i w stanie spalenia lub „oświetlenia promieniami” pozostaje przez połowę roku. Czy rzeczywiście jego działanie wtedy zanika? Hmmm... Gdyby tak faktycznie było, może byłoby to wytłumaczenie, czemu jest tylu głupców, bo Merkury to wskaźnik inteligencji. Podobnie częste spalenie Wenus przez Słońce tłumaczyłoby mnogie miłosne zawody. Ale raczej błąd tkwi u podstaw.
Astrologiczne działanie planet nie ma nic wspólnego ze światłem! Ani z tym, czy je widać czy nie. Wydaje się, że raczej jest przeciwnie: kiedy planety są w koniunkcji ze Słońcem, ich „siła” i znaczenie rośnie. I raczej wcale w bardzo rzadkim stanie „kazimi” nie rośnie nadzwyczajnie. Koniunkcja ze Słońcem dotyczy nie światła, ale czasu: oznacza, że pewna planeta i Słońce zsynchronizowały (na pewien czas) swój ruch. Że są w tej samej fazie. Ale to już jest inna astrologia niż tamta arabska.
Spalone planety to jedna z „feralnych” rzeczy w astrologii, otoczonych złą sławą