Pomysł równoległych rzeczywistości, albo wielości światów, najpierw pojawił się w fizyce – i stąd dopiero, z obszaru ścisłej nauki przewędrował do fantastyki, a nie na odwrót, jakby się wydawało.
Koncepcja wielości światów liczy ponad pół wieku. W 1957 roku opublikował ją amerykański fizyk i matematyk Hugh Everett. Miał wtedy ledwie 27 lat i błyskotliwa kariera dopiero była przed nim. Później pracował dla amerykańskich agencji rządowych, budował pociski dla armii, wreszcie założył firmę, oferując profesjonalne usługi w dziedzinie zastosowań matematyki. Dorobił się na tym dużego majątku.
Jego koncepcja wielu światów zrazu przeszła niezauważona wśród fizyków. Może uznano ją za żart? Jego oryginalną pracę „odkurzono” dopiero w 1970 r. Od wielu lat uważana jest za jedną z uznanych i poważnych interpretacji mechaniki kwantowej.
Kwantowe rozdroże i warianty przyszłości
W czym problem? Otóż mechanika kwantowa określa, że kiedy coś się dzieje w mikroświecie, np. rozpada się jądro atomu, albo elektron w atomie przeskakuje z orbity na orbitę („z orbitala na orbital”, powiedzieliby fizycy), to każde takie zjawisko jest określone tylko jako prawdopodobieństwo. Jądro rozpada się z pewnym prawdopodobieństwem. Elektron przeskakuje i wysyła energię w postaci fotonu z pewnym prawdopodobieństwem. Każdy taki kwantowy obiekt ma przed sobą wiele dróg „do wyboru”. Wybiera tylko jedną drogę – i to nie zawsze tę najbardziej prawdopodobną. Co się dzieje z pozostałymi wariantami przyszłości?
Wcześniej fizycy, zapytani, wzruszali ramionami. Hugh Everett powiedział natomiast: te wszystkie niewykorzystane możliwości istnieją! Istnieją gdzieś obok. Obok nas bytują nieprzebrane roje światów, które tym się różnią od naszego, że coś w nich poszło troszkę inaczej! Oczywiście, istnieją też światy, i jest ich mnóstwo, które od naszego różnią się znacznie – np. na tamtejszej Ziemi nadal żyją dinozaury.
Istniejemy w wielu kopiach
Jedyna różnica między „prawdziwym” światem, a tamtymi wirtualnymi jest taka, że Twoja świadomość podłączona jest do tego jednego z mnogich światów i dlatego ten świat uważasz za rzeczywisty i jedyny. Ty sam (sama) istniejesz też w mnóstwie kopii jednocześnie. Dlatego Everett wierzył w „kwantową nieśmiertelność” – twierdził mianowicie, że jeśli przytrafi mu się śmierć, to tylko jednej jego pechowej kopii, lub kilku, ale zawsze w którymś świecie pozostaną kopie żywe.
Everett, jakby zgodnie ze swoją wiarą nie oszczędzał się, był „łańcuchowym palaczem” (odpalał papierosa od papierosa), nie stronił od alkoholu; zmarł dość młodo, mając 51 lat, na atak serca. Był ateistą i życzył sobie, żeby jego prochy wysypać na śmietnik, co uczyniła wdowa po nim.
Ciekawy byłby horoskop tego oryginała – niestety, nie znalazłem jego godziny urodzenia. Niech nam wystarczy, że był Skorpionem.
Koncepcja wielu światów pojawiła się też w innym dziale fizyki: w teorii przestrzeni i grawitacji. Tam przyjmuje się, że świat ma więcej wymiarów niż znane nam „z widzenia” trzy, i w tej wielowymiarowej super-przestrzeni różne światy leżą jeden obok drugiego niby prześcieradła w szafie. Ale ponieważ przestrzenie tych poszczególnych światów są powyginane, gdyż wtedy działa w nich grawitacja, więc chyba lepszym obrazem byłby widok prześcieradeł pomiętych i pływających w basenie.
Podobno, kiedy dwie takie membrany (albo „brany”, jak mówią fizycy) zbliżają się do siebie, pole grawitacyjne jednej przecieka do drugiej. Hipoteza ta jest na tyle poważna, że astronomowie szukają wśród galaktyk śladów grawitacji pochodzącej spoza naszego kosmosu.
Dlaczego nasze plany nie wypalają
Dla nas, astrologów, wszelkie koncepcje wielości światów są bardzo pociągające, ponieważ wyjaśniają, dlaczego nasze życie przybiera takie dziwne obroty. Na przykład planujesz jakieś przedsięwzięcie, a ono udaje się w połowie albo pozostaje w sferze marzeń. Spotykasz kogoś, kto ci strasznie się podoba, ale po dwóch dniach musicie się rozstać, na zawsze. Jedziesz w Pieniny, ale po drodze z zapałem czytasz książkę o podróży w Himalaje, tak jakby twoim prawdziwym przeznaczeniem było podziwiać szpiczasty szczyt Annapurny.
No właśnie... Wszystko przez to, że twoja świadomość podczepiona jest do tego wariantu rzeczywistości – jednego z mnóstwa – w którym przeznaczenia realizują się tylko na ćwierć gwizdka. W tej „łupinie” rzeczywistości, do której popadłeś, nie zarabiasz miliona, tylko odmawiają ci kredytu. Piękna dziewczyna znika za zakrętem, zamiast (jak w innej łupinie świata) zostać twoją żoną. Pęd do jazdy na południe doprowadza cię nad Dunajec, zamiast do prawdziwego celu nad Ganges.
Na pociechę zostaje myśl, że są światy, w których jest gorzej. Przypomnij sobie choroby, z których z trudem się wykaraskałeś, albo wypadki, które nie miały miejsca, bo samochód na szosie minął cię o włos, albo, tak samo, spadający z rusztowania młotek. Wielu twoich kopii już nie ma, bo one nie miały tyle szczęścia.
Pomysł równoległych rzeczywistości, albo wielości światów, najpierw pojawił się w fizyce – i stąd dopiero, z obszaru ścisłej nauki przewędrował do fantastyki, a nie na odwrót, jakby się wydawało