Teraz, późną jesienią, Słońce jest w znaku Strzelca, z czego wynika, że Strzelca teraz nie widać. Gwiazdozbiór ten trzeba obserwować latem! Wtedy, pod warunkiem że niebo jest niezasnute chmurami, tuż nad południowym horyzontem widać gwiazdy Skorpiona, z pięknym czerwonym nadolbrzymem Antaresem na czele.
Łatwo nauczyć się je rozpoznawać. A na wschód (czyli na lewo) od nich widać bardziej rozproszoną grupę gwiazd – to właśnie Strzelec. Starożytni widzieli w nich obraz centaura, wojownika stopionego w jedno ze swoim koniem. Dzisiejsi miłośnicy nieba widzą w tych gwiazdach raczej... czajnik.
Tak jak zamiast Lwa w jego gwiazdach widzimy żelazko. Chyba nam z upływem wieków siada fantazja. Oba gwiazdozbiory, Skorpiona i Strzelca, łatwo zlokalizować na niebie też z tego powodu. Przecina je smuga Drogi Mlecznej. To się bierze stąd, że oba te obszary nieba leżą w pobliżu galaktycznego równika, gdzie masy dalekich gwiazd zlewają się w „mleko”. Tubylcy Australii widzą w nich wyciągniętego na niebie strusia emu.
Ale uwaga: gwiazdy GWIAZDOZBIORU – nie znaku! – Strzelca leżą w znaku Koziorożca. Tak, to nie pomyłka, tylko skutek zjawiska precesji. Oś obrotu Ziemi nie jest prostopadła do jej płaszczyzny obiegu wokół Słońca (ekliptyki), ale pochylona pod kątem ok. 23,5°. Dzięki temu kreśli na tle nieba okrąg (jego pełen obrót trwa 26 tysięcy lat), a skutkiem tego punkty przecięcia się równika z ekliptyką w tym samym tempie przesuwają się na tle gwiazd.
Razem z nimi przesuwają się znaki zodiaku, które w ciągu wspomnianych 26 tysięcy lat przemiatają całe niebo, a ściślej mówiąc, wszystkie gwiazdozbiory leżące przy ekliptyce.
Od czasu kiedy starożytni Grecy odkryli to zjawisko, minęła mniej więcej jedna dwunasta tego okresu i dlatego gwiazdy Ryb „przepakowały” się do znaku Barana, gwiazdy Barana do znaku Byka, a gwiazdy Strzelca do znaku Koziorożca. Tak, iż Słońce, będąc teraz w znaku Strzelca, świeci na tle gwiazdozbioru Skorpiona.
Musisz to zrozumieć – inaczej nie zrozumiesz astrologii. Droga Mleczna między Skorpionem a Strzelcem (gwiazdozbiorami, nie znakami) podzielona jest na dwa jasne pasma z ciemnym „rowkiem” pośrodku. Ten ciemny rowek to mgławica pyłowa, w której gaśnie światło dalszych gwiazd.
Przez tę ścianę pyłu przechodzi promieniowanie rentgenowskie, a w nim „widać” coś bardzo dziwnego: jądro naszej Galaktyki, czyli jej grawitacyjne centrum, utworzone przez gęstą masę gwiazd wirujących wokół czegoś, miliardy razy cięższego od nich: wokół gigantycznej czarnej dziury, która co jakiś czas połyka pobliskie nieostrożne gwiazdy. W tym tajemniczym miejscu jest jeszcze coś. Amerykanin John Major Jenkins postawił hipotezę, że dawni Majowie wiedzieli, że punkt zimowego przesilenia (czyli punkt, w którym podczas zimowego przesilenia przebywa Słońce) przesuwa się zgodnie z precesją.
Znając tempo tego procesu, przewidzieli, że punkt ten znajdzie się pośrodku ciemnego „rowka” Drogi Mlecznej w 2012 roku. I na ten rok ustawili swój sławny kalendarz: żeby w 2012 roku zakończyła się epoka ich „długiej rachuby czasu”. Tego, jak napisałem, nie zobaczymy, bo teraz w nocy widać gwiazdy z całkiem przeciwnej strony nieba: z Byka, Bliźniąt i Oriona, a w nim szykującą się do wybuchu Betelgeusę... O której też warto by napisać...