Wiemy, że z demonami się nie walczy, bo walki z nimi wygrać nie można. Demony się karmi podczas specjalnej medytacyjnej praktyki i wtedy one stopniowo łagodnieją i znikają.
Tsultrim Allione, która naucza tej tybetańskiej praktyki, zaleca, żeby na wstępie, zanim się zacznie karmić demona, najpierw pozwolić mu, żeby ukazał się w swojej postaci. Oczywiście w wizji, podczas medytacji. Dla astrologa jest ciekawe, że w tych wizjach demony wykazują pewne cechy charakterystyczne dla planet. Tak jakby przybierały postaci mające związek z pewną planetą lub dwiema planetami.
Również to, w jaki sposób dany demon psuje komuś życie, ma często wyraźny planetarny charakter. Oto przykłady. Klientka opisana w książce Tsultrim pod pseudonimem Andrea z niczym sobie nie radziła. Gdy pomagała na zapleczu ośrodka, drewno w piecu okazywało się mokre, a ogień gasł. Jej pokój był zawalony nierozpakowanymi rzeczami. Jej umysł był tak zaśmiecony, że nie była w stanie medytować. Czuła, jakby cały świat sprzysiągł się przeciw niej...
– Poznajemy, że „demon śmieci i bałaganu" jest przeciwieństwem skarbów, cennych wiadomości i porządku – czyli przeciwieństwem tego, co daje Merkury. A więc, jednak, był to demon z „drużyny" Merkurego!
Tsultrim Allione opisuje, jak ją samą kiedyś bolał lewy bark – zdawałoby się, banalna dolegliwość. Ale w medytacji ujrzała stojącego za tym bólem demona, który przybrał postać chudego mężczyzny podobnego do kościotrupa. Był czerwonego koloru i miał świdrujący, przenikliwy i pełen złości wzrok. Oczywiście ustąpił wraz z bólem w wyniku praktyki.
Astrolog po tym „świdrującym i pełnym złości wzroku" i po kolorze czerwonym poznaje wysłannika Marsa! Ale kości prześwitujące przez ciało i chudość to są cechy Saturna. Połączenie negatywnych wpływów Saturna i Marsa przejawia się jako męczący, „zabójczy" perfekcjonizm... Być może rady astrologa powinno dołożyć się do rad tybetańskich joginów.
Inna klientka Tsultrim wciąż padała ofiarą przemocy fizycznej lub werbalnej. Sprawca okazał się „demonem nienawiści do siebie samej". Kiedy w wyniku praktyki rozwiązała swój problem, demon zniknął, ale zostawił po sobie (w wizualizacji) napis: „Poszedłem na ryby". Łowienie ryb jest zajęciem Merkurego, więc był to demon merkuryczny.
Inna kobieta, Frances, miała poczucie, że w okolicy piersi ma lejek, przez który wycieka jej energia życiowa. Demon ukazał się jako wielki, czarny wilk (Mars), rzucający iskry, jakby był naładowany elektrycznie (Uran).
Z kolei Melissa cierpiała na nadwagę. Demon objawił się jako smutna, szara, pijana ośmiornica, która zawołała: „Chcę seksu!". Na koniec praktyki zamieniła się w niemowlę. W tych postaciach dla odmiany widzimy symbolikę Księżyca i Wenus. Jak widać, także te łagodne i dobroczynne planety potrafią wysyłać swoje demony.
Zwróciłem uwagę na książkę lamy Tsultrim Allione „Nakarmić swoje demony", ponieważ niedawno rozpracowywałem podobne zjawisko – „karmienie planet". Polega ono na tym, aby planetom z własnego horoskopu celowo dostarczać zajęć, które są dla nich odpowiednie i przez to nie pozwalają, żeby planety „szalały", tzn. wypaczały swoje działanie. Być może karmienie demonów i karmienie planet mają wiele wspólnego...
Czytaj: Planetarne demony - cz. 1 >>
Wojciech Jóźwiak
fot. shutterstock