W różnych kulturach ludzie wierzyli, że w wigilię przełomowych momentów roku granica pomiędzy światami słabnie. Co z tego wynikało?
Andrzejki już samą datą – 29.11, wigilia św. Andrzeja – przypominają inne magiczne dni. Jest wśród nich amerykańsko-celtycki Halloween, 31.10, wigilia Wszystkich Świętych. Jest Noc Walpurgii, święto czarownic, 30.04 w wigilię święta owej niemieckiej cudotwórczyni.
Nasza Noc Kupalna w wigilię św. Jana, 23.06. Widać, że w różnych kulturach powtarzała się wiara, że w przełomowych momentach roku, a raczej podczas poprzedzających je nocy, granice pomiędzy obu światami słabną i otwierają się szczeliny, z których wynika i coś złego dla ludzi, i coś dobrego.
Czas spoglądania w przyszłość
Coś złego, bo wtedy z zaświatów na naszą stronę mogą wychynąć zjawy, upiory, dusze pokutne, a głównie diabli i ich ludzcy słudzy, więc jacyś czarownicy i czarownice. Upiory szczególnie upodobały sobie Halloween, a czarownice Noc Walpurgii, kiedy zlatują się na sabat na górze Brocken. Znacznie przyjemniejsza jest Noc Kupały, bo wtedy jakby z otchłani wieków wynurzają się kapłanki słowiańskich bóstw miłości i nic, tylko im się oddać...
A co dobrego wynika z tego osłabienia granicy między światami ludzi i duchów? To, że można wtedy duchy podpytać o rzeczy, które one znają, a ludzie nie. Bo duchy i bogowie znają przyszłość! To jest powszechna wiara u wszystkich narodów i kultur. Wróżenie w łacinie nazywało się divinatio (dywinacja), słowo pochodzące od divus – „boski". A więc znaczyło: słuchanie głosów i przekazów bogów.
Kiedy więc w granicy światów otwierają się prześwity, wtedy jest sprzyjający czas, żeby stawiać karty lub lać wosk na wodę, albo palić świece czy ogniska i obserwować lecący dym. Zresztą, z czego to ludzie w historii nie wróżyli: ze zboża na sicie, z lania wody, z wiatru, szumu liści, lotu ptaków, z gwiazd, chmur, otwierania ksiąg, z wątroby i z tego, czy kury dziobią ziarno i jak.
Także – aż strach bierze – z przywoływania zmarłych. Ze wszystkiego chyba. Te „dni duchów" przypadały na przełomie roku, kiedy jeden się kończył, a drugi jeszcze nie zaczął. Dlatego niesamowite były wigilie i wigilijne noce, a nie same początkowe dni, które już czczono jawnie i „po bożemu". Jaka to była rachuba lat? Po Halloween, 1.11, zaczynał się rok według rachuby celtyckiej. Inna tradycja, celtycka i germańska, kazała zaczynać rok 1.05, kiedy rozpalano nowy ogień w domowych paleniskach.
Święto Kupały nawiązuje do letniego przesilenia – to też nowy początek. Zauważmy, że wigilia Bożego Narodzenia także jest niesamowita: zmarli zasiadają przy stołach ze swoją rodziną – bo to dla nich jest puste miejsce, niby dla wędrowca; zwierzęta mówią po ludzku. I wiąże się z przesileniem zimowym.
A jak się do tego mają andrzejki?
Otóż wtedy, około św. Andrzeja, 1.12 zaczyna się adwent, a wraz z nim katolicki rok liturgiczny. „Ludowa świadomość" nie wytrzymała, i także tę, jakże świątobliwie kościelną datę, wykorzystała przewrotnie na pogańskie wróżby. Dodajmy, że z początku wigilia Andrzeja była świętem kobiecym, kiedy panny wróżyły sobie męża. Dlaczego tak? Bo imię Andrzej, Andraios po grecku, znaczyło: męski.
Wojciech Jóźwiak
fot.shutterstock.com