Osobisty dziennik prowadziłem od 1983 roku. Systematycznie robiłem to przez prawie dziesięć lat, potem coraz większa gorączka życia nie pozwalała mi na odnotowywanie kolejnych dni. Zaczął się internet, prowadzenie stron, mailowanie i blogowanie.
Pamiętnik zacząłem pisać, ponieważ w 1983 roku wyjechałem w Beskid Niski na odosobnienie, bo w stanie wojennym w mieście nie dawało się żyć. Minus był taki, że nie miałem do kogo gęby otworzyć. Przy dzisiejszej telefonii komórkowej, mobilnych laptopach, smartfonach trudno sobie wyobrazić komunikacyjną ciszę, jaka wtedy zalegała na tamtym pograniczu. Jaki to ma związek z astrologią? Wtedy zacząłem się jej uczyć.
Wkrótce zauważyłem, że układy planet rzeczywiście mają związek z tym, co się dzieje. Pewnej jesieni zeszła z gór banda uzbrojonych mężczyzn, otoczyli chatę i domagali się zastrzelenia moich psów. Byli to myśliwi, którzy uznali, że psy kłusują. Zwierzaki wybroniłem, ale musiałem stoczyć istną walkę na krzyki. Jak poszli, rzuciłem się do efemeryd – faktycznie, był nader nieprzyjemny układ Marsa i Saturna. Potem przyszła koniunkcja Marsa z Plutonem w Skorpionie, też wojna – stoczyłem ją z nałogiem tytoniowym, którego to demona pokonałem wtedy raz na zawsze.
Kilka lat później, wróciwszy do miasta, zatrudniłem zeszyty z pamiętnikiem do zbadania pewnej hipotezy. Zwróciłem uwagę na punkty siedmiokrotne w horoskopie. Tych punktów jest 28 – z grubsza tyle, ile dni w cyklu Księżyca. Podejrzewałem, że psychiczny „klimat” dnia, w którym Księżyc mija określony punkt siedmiokrotny, zależy od charakteru punktu. Co robiłem? Wypisywałem z dzienników opisy dni, które miały wspólne to, że Księżyc był w tym samym punkcie siedmiokrotnym.
Wyniki były fascynujące i otwierały drzwi do zupełnie nowego wymiaru astrologii. Okazało się, że faktycznie jest tak, jak przypuszczałem: w każdym cyklu Księżyca powtarzają się dni, kiedy mija on np. punkt „wściekłej Panny” – około 4 stopni tego znaku – gdy cały świat chodzi podenerwowany, a także dokucza nam dym, psucie się mechanizmów, stany zapalne. A w dni z Księżycem w 13 st. Koziorożca wszystko byśmy porządkowali i zaczynali od nowa.
Nasze życia, gdyby je spisywać, zawierają mnóstwo materiału odkrywającego na nowo astrologię. Aż dziwię się, że nikt tego nie robi, nie pisze z tą myślą dzienników ani nie bada tych napisanych przed laty. Ta pamiętnikowa „kraina” czeka wciąż na swoich Kolumbów.
Wojciech Jóźwiak
fot.shutterstock.com.pl