Zabijające tranzyty
Odpowiedź druga brzmi: tak, śmierć jest nie tyle „zapisana”, co raczej „zasygnalizowana” przez układy planet. Tyle że nie jest zasygnalizowana jednoznacznie. Istnieją układy planet, które można nazwać „zabijającymi”.
Polegają one na nagromadzeniu negatywnych aspektów (tranzytów) do żywotnie ważnych planet w horoskopie urodzeniowym, a więc do urodzeniowego Słońca, Księżyca, do planet znajdujących się na ascendencie lub na medium coeli.
Kiedy te żywotne punkty horoskopu są „bite” (jak w szachach!) przez Marsa, Plutona, Saturna czy Urana opozycjami, kwadraturami lub koniunkcjami, to... Właśnie, co wtedy?No, nie zawsze jest to śmierć. Zresztą, śmierć przytrafia się dokładnie raz, a takich zabijających tranzytów bywa w życiu wiele, więc większość z nich musi być „nieudana”.
Jednak wnikliwe przyjrzenie się takim momentom pokazuje, że wtedy jakoś ze śmiercią masz do czynienia. Umiera ktoś z otoczenia i częściej jest to zwierzę: kot, pies, koń, bo ludzie jednak umierają rzadko.
Chorujesz, i jest to taka choroba, jak grypa, która jeszcze sto lat temu pewnie byłaby śmiertelna. Albo dzieje się coś dziwnego, co gdyby inaczej się rozwinęło – np. samochód z przeciwka jechał metr bliżej lub ty miałbyś wolniejszy refleks – to miałoby skutek fatalny. Przypuszczam, że większość tych „astrologicznie zabijających” momentów przeżywamy, nie zdając sobie sprawy, że śmierć minęła nas o 10 centymetrów.
Nic nas na to nie przygotuje
Pytanie o śmierć w horoskopie budzi liczne wątpliwości. Kiedyś ludzie umierali częściej i w młodszym wieku. W starożytności i średniowieczu śmierć w wieku 30 lat nie była czymś rzadkim: szalały choroby, wojny, zemsta wrogów, zakażenie przy porodzie. A przecież średnio układy planet były te same co obecnie. Z czego wniosek, że gdyby w starożytności znaleziono „wzór na śmierć”, to dzisiaj by on nie działał.
Rosjanie umierają średnio kilkanaście lat młodziej niż ich sąsiedzi Finowie. Gdyby w Rosji odkryto taki wzór, to czy w Finlandii już by nie działał? Ale przecież nie ma takiej planety, która świeci nad Rosją, a nad Finlandią już nie.
Z tego płynie wniosek, że „wzoru na śmierć” po prostu nie ma, a wśród mnóstwa tranzytów, jakie nas nachodzą, w końcu któryś przejawia się w życiu jako śmierć. I nie musi to być jakiś szczególnie groźny tranzyt. Wiadomo przecież, że czyjeś życie wcale nie musi być jakoś brutalnie przerwane. Niektórzy umierają tak samo naturalnie, jak się kiedyś urodzili.
fot.shutterstock.com