Lasy w lecie podpalają nie tylko nieuważni spacerowicze czy przestępcy, ale i... sosny. Po co? By przeżyć.
Ogień jest żywiołem wrogim życiu. W pożarach lasów i łąk giną zwierzęta i rośliny. Trudno sobie wyobrazić, żeby jakieś żywe istoty (oprócz człowieka!) miały z ognia korzyść. Z drugiej strony, dawni myśliciele wyobrażali sobie, że każdy z czterech żywiołów ma swoich mieszkańców.
Ziemia – choćby dżdżownice i krety. W wodzie żyją ryby i raki. W powietrzu – ptaki. Dlatego wymyślono istoty żyjące w ogniu – miały nimi być salamandry. Oczywiście prawdziwe salamandry mają wilgotną skórę i żyją w poszyciu mokrych cienistych lasów, więc są związane z wilgocią, z wodą.
Jednak żywe istoty „pasące się" od ognia istnieją. A ich przykładem jest zwykła sosna.
Latem spotykamy plakaty ostrzegające przed pożarami w lesie. Niewielu wie, że nieprzypadkowo lasy są tak łatwopalne. To wynik chytrej życiowej strategii sosen!
Kiedy u nas topniały lodowce, na uwolnionej ziemi zasiewały się drzewa. Najpierw te, które mają lekkie nasiona lecące z wiatrem, czyli brzozy i sosny. Potem przybywały te, które mają nasiona ciężkie, jak dęby czy buki. Rośliny, które kiełkują z ciężkich nasion, mają tę przewagę, że podczas najtrudniejszego początku życia karmią się zapasem substancji z nasienia. Dlatego mogą wyrosnąć w cieniu, pod okapem starszych drzew, i czekać, aż tamte olbrzymy padną i dadzą im miejsce do dalszego wzrostu.
Inaczej jest z sosną. Ona nie wyrośnie pod koroną innego drzewa. Musi od małego kąpać się w pełnym słońcu.
Ale skąd wziąć wolną przestrzeń, skoro wszędzie tłoczą się dziarskie i cieniolubne dęby, lipy, buki, klony? Trzeba je spalić! Ogniem! Kto to ma zrobić? Starsze sosny.
Korony sosen są luźne, przepuszczają sporo światła przez igły, nie dają wiele cienia, przez co poszycie lasu podczas upałów się nagrzewa. Sosny zrzucają igły, które, inaczej niż liście, słabo i powoli się rozkładają, tworząc łatwopalną warstwę na ziemi. Igliwie sosen zawiera łatwopalne olejki. Z drzew opadają suche gałązki – idealne na rozpałkę.
Sosny zachowują się tak, jakby chciały wywołać pożar, jakby chciały się spalić! I tak faktycznie jest. Tym bardziej że pnie sosen całkiem dobrze wytrzymują ogień, który, jeśli jest nieduży, osmala im korę, lecz drzew nie zabija. Nawet gdy całe stare drzewa spłoną, to zostają szyszki, z których wysypią się nasiona, polecą z wiatrem i zasieją nowy las na pustym pogorzelisku. Pogorzeliska są idealnym miejscem na kiełkowanie nowych sosen.
Dzięki kooperacji z ogniem lasy sosnowe wytrzymały konkurencję drzew liściastych – dłużej żyjących i lepiej przystosowanych do naszego klimatu. „Łaty" sosnowych lasów co jakiś czas płonęły od piorunów i na nowo porastały sosną. Później osiedlili się ludzie, którzy z upodobaniem podpalali lasy: najpierw, żeby płoszyć zwierzynę, potem, aby uprawiać zboża. Wygrywała na tym sosna, która wypierała odwieczne mroczne dąbrowy i bukowiny. W końcu od około dwustu lat ludzie tak zaprzyjaźnili się z sosnami, że zaczęli sami je sadzić.
Od tego momentu ogień, który sosny „lubią" na siebie ściągać, bo tak są ewolucyjnie skonstruowane, stał się nieprzyjacielem leśników.
Oni przecież drzewa uprawiają po to, żeby je sprzedać, a nie żeby bezproduktywnie i niebezpiecznie szły z dymem.
Nie tylko w naszych lasach rosną drzewa, które ogniem zwalczają konkurencję – na całym świecie jest wiele podobnych krzewów i drzew. W sosnowych lasach oko astrologa dostrzega odwieczną grę żywiołów i żywych istot, które wiążą z nimi swoje życie.
Wojciech Jóźwiak
fot. shutterstock